Hasło „Więcej gazu!!!” przyświeca teraz nie tylko kierowcom wyścigowym. Wydaje się jednak, że dokonując od kilkunastu lat dywersyfikacji jego dostaw, sami zastawiliśmy na siebie sidła. Za błędy popełnione przez polityków oni sami bynajmniej nie zapłacą z własnej kieszeni. Ten koszt muszą ponieść – chcąc nie chcąc – obywatele RP. Niezależni komentatorzy zachodni powiadają, że kierująca się względami politycznymi i ideologicznymi Polska przedwcześnie zdecydowała się na uniezależnienie od dostaw z Rosji w sytuacji, gdy długoterminowy kontrakt z rosyjskim dostawcą gwarantował o wiele niższą cenę niż akcydentalne dostawy z innych państw. Co ciekawe, wykonujący na pozór takie same jak my ruchy polityczne Węgrzy bynajmniej nie obrazili się na Gazprom, podpisując z nim właśnie kontrakt na 10 lat i mieszkańcy Budapesztu płacą rachunki nieporównanie niższe niż warszawiacy.
No cóż, w polityce i gospodarce, zwłaszcza kapitalistycznej, rządzi zimny rachunek. Wzniosłymi ideałami za dostarczany towar się nie zapłaci. Dlatego Niemcy – jak można przypuszczać – nie przestaną flirtować z Rosjanami w sprawie uruchomienia Nord Stream 2. Zresztą Polska również nie brzydzi się „Ruskimi”, jeśli chodzi o sprowadzanie od nich węgla (ku wściekłości naszych górników). A sięgając do historii, warto również pamiętać, że choć to inicjatorzy Powstania Styczniowego zainicjowali zniesienie w Królestwie Polskim pańszczyzny, to od razu przebił ich niejako car Aleksander II Romanow, dokonując pełnego uwłaszczenia chłopów ze zniesieniem upokarzającej kościelnej dziesięciny włącznie. Bo generalnie biorąc, nawykły od setek lat do chłopskiego paraniewolnictwa nasz szlachecki Ciemnogród tkwił w zatęchłej przeszłości feudalizmu, nie dostosowując się do nowoczesnych przemian. A zasrywane przez mieszkańców miasto Warszawa doczekało się właśnie „za cara” najważniejszego dla niej (do dziś!) posunięcia higieniczno-technicznego, jakim było założenie sieci wodociągów i kanalizacji przez brytyjskiego inżyniera Williama Lindleya i jego synów. Lindleyowie byli w pewnym sensie prekursorami działań dzisiejszej Unii Europejskiej, zakładając tego typu instalacje nie tylko w kraju ojczystym, lecz również w miastach niemieckich i rosyjskich, a także w Budapeszcie.
Dziś wszakże mamy na ziemiach polskich nagłe odrodzenie Ciemnogrodu i władza państwowa próbuje łączyć wstecznictwo nauczania w szkołach z łamaniem wolności obywatelskich, jej ideolodzy zaś stopniowo powiększają listę wrogów naszego coraz bardziej zatęchłego zaścianka. Umieszczają na niej nie tylko Niemców i „Ruskich”, lecz również Unię Europejską, Francuzów, Czechów, a nawet Amerykanów i państwo Watykan. Bo w tym ostatnim wypadku papież Franciszek zaczął besztać niczym sztubaków rozpuszczonych jak dziadowski bicz i tolerujących od lat pedofilię polskich hierarchów Kościoła Rzymskokatolickiego. Tylko suto dofinansowywanego przez państwo polskie toruńskiego wydrwigrosza Tadeusza Rydzyka nie może jakoś dosięgnąć. No i niczym jakieś dawne afrykańskie plemię – mamy i my swego oficjalnie popieranego czarownika, z którym przedstawiciele rządu polskiego nie tylko idą, lecz nawet tańczą pod rękę. I to tak akurat, jak on im zagra...
Coraz mniej liczne u nas w pełni wolne media demaskują obecnie rządowych kombinatorów, którzy wykorzystali ponoć fundusze unijne do zakupu w 2017 umożliwiającego sięgającą nawet spraw ściśle intymnych inwigilację ludzi poprzez łamiący wszelkie zapory w telefonach komórkowych system Pegasus. W opinii dziennikarzy śledczych systemu tego Centralne Biuro Antykorupcyjne używa– nie do ścigania przestępców, lecz do bezprawnego śledzenia krajowych przeciwników politycznych. Czyżby skrzydlaty koń Pegaz z mitologii greckiej stał się w polskiej wersji pod rządami Zeusa z Nowogrodzkiej – realnym zagrożeniem wolności i demokracji?
Mówi się o polskiej aferze Watergate i o niedopuszczalnym wpłynięciu służb specjalnych na wyniki ostatnich wyborów parlamentarnych. W sytuacji, gdy już wszystkie agendy państwa znajdują się w rękach jednego obozu politycznego tego rodzaju „przewały” wydają się raczej niemożliwe do udowodnienia. Natomiast sam fakt inwigilacji określonych osób poprzez ich telefony już został przez fachowców z Kanady potwierdzony.
Trudno się temu dziwić, skoro już podczas pierwszych rządów partii Prawo i Sprawiedliwość oraz jej koalicjantów doszło w obrębie wspomnianych służb do udowodnionych sądowo nadużyć, a skazanemu już w pierwszej instancji na trzy lata pozbawienia wolności byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu przychylny mu partyjnie prezydent RP Andrzej Duda uratował skórę zaskakującym ułaskawieniem.