Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Obywatele, trzymajcie się za portfele...

13-07-2022 21:01 | Autor: Maciej Petruczenko
Rada Polityki Pieniężnej podniosła oprocentowanie w banku centralnym z 6 do 6,5 procent, co jest reakcją na inflację, dobiegającą już 16 procent. Łapią się za głowę ci, którym przychodzi spłacać coraz większe raty pożyczek. A przeciętny obywatel patrzy przede wszystkim na ceny w sklepach wszelkiego rodzaju i na stacjach benzynowych. Gdy wpadam na codzienne zakupy, łatwo mi zauważyć, że nawet w spożywczakach klienteli coraz mniej i każdy bardzo ostrożnie supła grosz z portmonetki. W tak oszczędnym trybie nie zwykł działać nasz rząd, który jakby kierował się poglądami swego rzecznika z czasów PRL Jerzego Urbana („rząd się sam wyżywi”). Jest to zapewne wciąż aktualne stwierdzenie, trudno natomiast przewidywać – że jak w 1939 – w sytuacji kryzysowej rządowa elita ucieknie do Rumunii i dalej.

Znajomy ekonomista przedstawił mi swoistą klasyfikację obywateli narażających społeczną majętność na straty. Ten, który kradnie tysiące, to przestępca; ten, który malwersuje miliony, to biznesmen, a ten, który trwoni miliardy – to polityk. Codziennie dowiadujemy się z internetu, radia i telewizji, że na szczeblu rządowym marnotrawstwo przekracza granice wyobraźni. Z zauważenia takiego problemu, mówiąc wprost – nic jednak nie wynika, bowiem organy kontroli i wymiaru sprawiedliwości nie kwapią się do nakładania odpowiednich sankcji. Przyzwyczajenie do bezprawia i jego tolerowanie zaszło już tak daleko, że nawet najpoważniejsze łamanie prawa przez urzędników obywatele kwitują wzruszeniem ramion. I tak im się nie dobierzemy do skóry – dają do zrozumienia również ci, którzy mają obowiązek ścigania przestępstw.

Komisja Europejska – już po raz nie wiadomo który – napomina Polskę jako państwo, w którym niezależność władzy sądowniczej stała się już niemal czystą iluzją. Z tymi napomnieniami wiąże się wstrzymywanie należnych nam poniekąd bardzo dużych funduszy.

Ale nawet brak dopływu ciężkich miliardów złotych jakby nie robił wrażenia na rządzie i jego otoczce. Tymczasem obecny układ polityczny sprawia, że władza szczebla centralnego coraz bardziej odchudza budżety władz szczebla lokalnego. W Warszawie buntuje się niedofinansowana Straż Miejska. Ale cóż zrobić, z pustego i Trzaskowski nie naleje.

Co ciekawe, już nawet media w zasadzie przychylne rządowi jawnie go krytykują. Tak czyni chociażby naczelny tygodnika „Do rzeczy” Paweł Lisicki, który wytyka premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, że niesławny Polski Ład niejako sam tworzył, a teraz się od tego całkowicie skompromitowanego przedsięwzięcia odcina. Przypomina to desperacką obronę ewidentnego mordercy: to nie ja zabiłem...

Scena rządowa zamienia się w scenę kabaretową, gdy Morawiecki , tolerujący przez tyle lat Zbigniewa Ziobrę w roli ministra sprawiedliwości, nagle wypala: „Reforma wymiaru sprawiedliwości jest konieczna. Żałuję, że do tej pory tak niewiele udało się Ministerstwu Sprawiedliwości wykonać”... Panie Morawiecki, zwolnij pan w takim razie nieudacznika, który miał zreformować ów system, a tymczasem jedyny element, jaki mu się udaje wprowadzić, to wszechogarniająca prywata. Trudno nie drwić z postawy premiera. Kpi, czy o drogę pyta – zwykło się dawniej mawiać w takich wypadkach. Wiadomo, że postępowania sądowe – zamiast przyspieszyć, gwałtownie zwolniły. Odebrałem w domu wezwanie na rozprawę, zarządzoną przez sąd akurat z mojej inicjatywy. Początkowo myślałem, że ktoś lekkomyślnie wysłał to zawiadomienie zbyt późno, bo wyszło z sądowego sekretariatu 8 lipca, a rozprawa została wyznaczona na jedenastego. Dopiero po paru minutach zorientowałem się, że chodzi o 11 lipca nie bieżącego, ale... przyszłego roku. Jak tak dalej pójdzie, to 90-letnich starców będzie się zapraszać do sądu za 10-15 lat.

Wyrafinowane gierki parlamentarne, służące głównie nie dobru państwa, lecz utrzymaniu większości w Sejmie, sprawiają, że trwa polityczny stan patowy, który czasem bywa gorszy od stanu wojennego. A przecież, oprócz problemów wewnętrznych mamy trzy plagi zewnętrzne: światową dekoniunkturę gospodarczą, wojnę Rosji z Ukrainą i powracającą pandemię koronawirusa. Jeśli lekarstwem na to wszystko mają być kłótnie w obrębie rządu, to już sam nie wiem: śmiać się, czy płakać?

W sytuacji, gdy – jak przewidują już eksperci z najróżniejszych stron, grozi nam trzecia wojna światowa, zajmujemy się sprawami w istocie bagatelnymi. W skali Warszawy jest to konsekwentne dążenie do zwężania głównych ulic, co przy rekordowej obecnie liczbie aut może przynieść opłakane skutki. Wierzmy jednak, że w dalszej perspektywie przesiądziemy się wszyscy z fordów i mercedesów – na hulajnogi albo nawet dorożki. Skandalem, który istnieje już dziś, jest na pewno to, że najpotężniejsi warszawscy deweloperzy, wynajmujący olbrzymie powierzchnie w biurowcach, nie udostępniają automatycznie podziemnych parkingów, tylko żądają dodatkowej zapłaty. Na te wygodne miejsca parkingowe stać tylko członków zarządu zajmującej biurowiec korporacji, więc większość stanowisk pozostaje pusta, podczas gdy masa pracowników próbuje desperacko parkować gdzieś w pobliżu na dziko. Zauważyłem, że pewien spryciarz ze złotym łańcuchem na szyi sam wynajął jako człowiek z zewnątrz taki parking i proponuje stawianie tam aut po cenie niższej niż normalnie, bo właścicielowi się to po prostu opłaca. Lepiej zarabiać na parkingu mniej, niż nie zarabiać wcale.

A poza wszystkim, gdy czasem obwożę swoich zagranicznych przyjaciół po Warszawie, bardzo mi wstyd. Bo włodarzom stolicy udało się nastawiać szklanych wieżowców w stylu nowojorskim, ale nawierzchnie niemal wszystkich jezdni – jak były wyboiste, tak nadal są. Nie dziwię się więc, że warszawiacy preferują auta w wersji terenowej. A już czołgi byłyby jak znalazł. Może dlatego rząd nakupował abramsów?

Wróć