Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Niedyskretnie o służewieckim torze

07-09-2022 21:05 | Autor: Tadeusz Porębski
Oczywiście tytuł niniejszego felietonu jest przewrotny, ponieważ wyścigi konne na służewieckim torze mają dzisiaj mniej więcej tyle uroku, co gacie hutnika po nocnej zmianie. Tak określiłby dzisiejsze mityngi wyścigowe mój ulubiony Raymond Chandler, autor kultowych powieści kryminalnych. Oczywiście, gdyby żył. Od 4 lipca 1971 roku jestem po uszy zakochany w służewieckim hipodromie, dziecku Zygmunta Hrabiego Plater – Zyberka, wybitnego polskiego architekta okresu międzywojnia, ale gdyby nie grupa oddanych torowi i sprawie Ludzi Wyścigów, prawdziwych wyścigowych herosów skłonnych poświęcić wszystko dla swoich koni - moja noga od dawna nie postałaby na Puławskiej 266.

Nędzne pule nagród, złożona z dyletantów Komisja Techniczna, zrujnowany tor treningowy i zabytkowe stajnie, fatalny mechanizm zarządzania 137-hektarową spuścizną narodową, powodują, że bywanie na Służewcu nie daje wielkiej satysfakcji. Jedynym wabikiem, który dzisiaj ciągnie mnie na Służewiec, jest możliwość bliskiego obcowania z takimi pasjonatami wyścigów jak zawsze roześmiany Jurdeczka, Filip, Andrzej, Kamil, Zbyszek, Zuzia, Małka i kilkoro innych. Oddany do użytkowania w czerwcu 1939 r. unikatowy obiekt o łącznej powierzchni 137 ha, znakomicie skomunikowany z centrum miasta, to perła w koronie stolicy państwa. Dzisiaj z miesiąca na miesiąc marnieje na oczach ministerialnych i miejskich decydentów. W każdym cywilizowanym kraju doprowadzenie zabytku do tak katastrofalnego stanu byłoby nie do pomyślenia. Choć wyremontowano Trybunę Honorową, to już Trybuna Środkowa została poddana remontowi tylko w połowie. O reszcie zabytku zapomniano. Prymitywne toalety (latryny) posiada jedynie kilka zrujnowanych i pokrytych rakotwórczym azbestem stajni, w pozostałych obsługa załatwia potrzeby fizjologiczne w krzakach. W XXI wieku, w stolicy dużego państwa zrzeszonego w elitarnej UE.

Kiedy w 2008 r. zamożna państwowa spółka Totalizator Sportowy przejęła Służewiec w 30-letnią dzierżawę, wpadłem w euforię. To miał być ten Mesjasz, którego pojawienia się od lat wyglądałem ja i całe środowisko wyścigowe. Rzeczywiście, początkowo można było mieć nadzieję, bowiem plany inwestycyjne TS były wyjątkowo śmiałe, rozległe i przemyślane. Niestety, pozostały tylko na papierze. Jestem na Służewcu od ponad pół wieku. Widziałem jego rozkwit i najlepsze lata, kiedy gonitwy obserwowało na trzech trybunach 30 tys. widzów, widziałem także upadek, kiedy na tor wszedł syndyk i licytował majątek, a sezon rozpoczynał się w sierpniu. I ponownie euforia po podpisaniu w 2008 r. umowy dzierżawy z TS, a teraz krzyk rozpaczy na widok przedśmiertnych konwulsji wyścigów konnych oraz degradacji wspaniałego zabytku. Dzisiaj wyścigi konne na Służewcu przypominają leżącego na marach śmiertelnie chorego pacjenta, który żyje tylko dzięki kroplówce, czyli bieda – puli nagród płynących z kasy TS. Wynosi ona 8,5 mln zł na cały sezon i nie była rewaloryzowana od początku, to znaczy od maja 2008 r. Wyobraźcie sobie Czytelnicy, że przy dzisiejszych cenach zarabiacie tyle, ile zarabialiście w 2008 r. Dałoby się wyżyć? Pytanie retoryczne. Dlatego Służewiec niby jeszcze żyje, ale jest w stanie agonalnym.

Agonię przyspiesza seria bulwersujących wydarzeń, które ostatnio miały tam miejsce. Są one wynikiem niekompetencji, niechlujstwa oraz braku wyobraźni konkretnych osób wysoko umocowanych w strukturach Służewca. W lipcowej gonitwie o Nagrodę Kozienic (kat. A, 2000 m) na celownik prawie równocześnie wpadły dwa ogiery – Night Tornado oraz Kaneshya. O wyniku gonitwy musiał zadecydować foto-finisz. Po wyjątkowo długim badaniu obrazu z celownika stewardzi z KT orzekli „łeb w łeb”, czyli dwóch zwycięzców. Tymczasem z udostępnionego po 10 dniach foto-finiszu wynika, że o nos (mniej więcej 20 cm) wygrał Night Tornado. Polski Klub Wyścigów Konnych, który nadzoruje prace KT, jak również służewiecki Oddział Totalizatora Sportowego (organizator gonitw) nie zajęły dotąd oficjalnego stanowiska w sprawie, dając tym samym pole do popisu spekulacjom i amatorom spiskowej teorii dziejów.

Kolejny wstrząs nastąpił 28 sierpnia po rozegraniu prestiżowej nagrody St. Leger (kat. A, 2800 m). Dwa dni po gonitwie okazało się, że konie ścigały się nie na dystansie 2800, lecz na 2739 m, bo ktoś przez nieuwagę(?) postawił słupek startowy na niewłaściwym miejscu. Podobny przykład niechlujstwa nie miał miejsca na Służewcu od 1939 r. Popełniłem w „Passie” mocno krytyczny artykuł, który przedrukował w całości E-Play, największy portal branży hazardowej. Za mną poszła Gazeta.pl zamieszczając na łamach równie krytyczną publikację. Pod naciskiem mediów KT unieważniła w miniony piątek gonitwę St. Leger. Ale co dalej? Organizator gonitw w osobie TS deklaruje w wydanym oświadczeniu, że wobec werdyktu KT unieważniającego gonitwę „nie będzie uchylał się od wypłacenia nagród właścicielom koni biorących udział w gonitwie”. Ciekawe tylko, w jaki sposób zostanie zaksięgowany ten wydatek? Wszak formalnie gonitwy nie było, nie ma zwycięzcy i pokonanych, więc jaki będzie tytuł wypłaconego świadczenia?

Z budynku dyrekcji TS dochodzą też głosy jakoby gonitwa St. Leger miała zostać powtórzona. Tylko kiedy? Każdy koń, szczególnie z górnej półki, ma swój cykl treningowy, który ukierunkowany jest na konkretny dzień – dzień startu w konkretnej gonitwie. Zdaniem zdecydowanej większości wyścigowego środowiska, powtórzenie w tym sezonie St. Leger jest niemożliwe do zrealizowania. Na uzasadnioną krytykę medialną TS reaguje histerycznie, sugerując w wydawanych oświadczeniach, że Służewiec rozkwita, a zarzuty wobec dyrekcji toru nie mają podstaw, godzą w wizerunek spółki i są inspirowane przez osoby wrogo nastawione do TS. Oświadczam, że ani ja, ani moja macierzysta gazeta "Passa" nie byliśmy i nie jesteśmy wrogo nastawieni do nikogo. Nie możemy jednakowoż przymykać oczu na ewidentne błędy w zarządzaniu zabytkowym mieniem państwowym. Nie możemy bezczynnie patrzyć, jak zaplecze toru służewieckiego powoli przekształca się w XIX-wieczny skansen. Nie możemy udawać ślepców, widząc niekompetencję stewardów z KT. Nie możemy w końcu udawać głuchych, kiedy od lat słyszymy błagalne prośby właścicieli koni oraz trenerów o zrewaloryzowanie nagrodowej nędzy, czyli stałej od 2008 r. puli nagród wynoszącej 8,5 mln zł. A co do godzenia w wizerunek TS, myślę sobie, że zarząd spółki nie powinien szukać winnych na zewnątrz – wśród dziennikarzy, trenerów, czy właścicieli koni. Najczęściej wizerunek firmy psują ludzie z wewnątrz, poprzez własną niekompetencję, brak empatii oraz umiejętności dialogu z otoczeniem. Trudno mi zrozumieć, dlaczego dyrektor służewieckiego toru zamiast rozmawiać ze środowiskiem wyścigowym i mediami, woli uprawiać propagandę, publikując oświadczenia typu „tyle dobrego zrobiliśmy dla Służewca, a środowisko inspirowane przez wichrzycieli robi nam wbrew”. Takiej narracji nikt nie kupi.

W minioną niedzielę byłem na wrocławskim torze Partynice, gdzie zorganizowano mityng, którego gwoździem była gonitwa o Wielką Wrocławską Nagrodę Prezydenta Wrocławia z pulą nagród 200 tys. zł. W odróżnieniu od Służewca wstęp był wolny, zawody obserwowało prawie 20 tys. widzów, otwarto dziesiątki punktów gastronomicznych, urządzono niezliczone atrakcje dla dzieci i dorosłych, grały sekstet jazzowy i orkiestry podwórkowe – po prostu opadła mi szczęka. Nie widziałem chmary ochroniarzy, jak na Służewcu, porządku na całym rozległym terenie pilnowało ledwie kilkanaście osób. Jestem warszawiakiem z dziada pradziada, ale muszę to z siebie wydusić: role się odwróciły i Służewiec w porównaniu z Partynicami stał się wyścigową wiochą. Pan Jerzy Sawka, dyrektor Wrocławskiego Toru Wyścigów Konnych – Partynice, który został wybrany prezydentem organizacji Euro Equus, skupiającej europejskie miasta promujące się poprzez konie, na pewno udzieliłby dobrych rad panu Dominikowi Nowackiemu, dyrektorowi warszawskiego Służewca, jak organizować mityngi wyścigowe na europejskim poziomie. Ze swojej strony, kłaniam się panu Sawce nisko do ziemi – po polsku oraz wnoszę do prezesa PKWK o przeniesienie części gonitw kategorii B i kilku kategorii A na Partynice. Oczywiście, dopiero po zagwarantowaniu trenerom i właścicielom wypłaty premii transportowych pokrywających koszty pobytu we Wrocławiu służewieckich koni oraz obsługi. Skoro tor służewiecki się zwija, niechaj partynicki się rozwija.

Wróć