Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie tylko tego „wała” widziała Polska cała...

03-01-2024 20:16 | Autor: Maciej Petruczenko
Z uwagą wysłuchałem orędzia prezydenta RP Andrzeja Dudy, które wygłosił 4 godziny przed nadejściem nowego roku – 2024. I nie ukrywam, że mnie Pan Prezydent swoimi słowami ogromnie ucieszył. Powiedział bowiem, że „w demokracji trzeba przestrzegać Konstytucji, zasad państwa prawa i dobrych politycznych obyczajów”, podkreślając wyraźnie, iż z jego strony nie będzie zgody na jej łamanie. Nadto zaś opowiedział się za szanowaniem obywateli bez względu na ich poglądy polityczne. Do tych pięknie brzmiących i – być może – w praktyce realizowanych wkrótce deklaracji zabrakło mi tylko jednego skromnego słówka: nareszcie!

No cóż, sam nie chciałbym być sędzią, oceniającym postępowanie Pana Prezydenta, ale zwrócę uwagę, iż bardzo wielu szanowanych znawców prawa stwierdziło w ostatnich latach, że Andrzej Duda regularnie łamie Konstytucję, a zdaniem jednego z profesorów zdarzyło mu się to na pewno co najmniej 13 razy. Gdy pan Andrzej wygrał po raz pierwszy wybory prezydenckie, startując z nadania partii Prawo i Sprawiedliwość, publicznie płaszczył się przed prezesem tego ugrupowania Jarosławem Kaczyńskim, mówiąc: „Z całą pewnością jest pan wielkim politykiem, z całą pewnością jest pan wielkim strategiem, ale ja muszę dodać jeszcze jedno: jest pan także wielkim człowiekiem”. A ten wielki człowiek próbuje teraz występować w Sejmie „bez żadnego trybu" i rzuca obelgi pod adresem lidera zwycięskiej koalicji parlamentarnej. Przez ostatnie lata bez najmniejszej żenady narażał państwo polskie na milionowe wydatki w związku z ochroną policyjną swojej osoby, uważając się za skarb narodowy.

Z kolei będący już prezydentem, Andrzej Duda nie wahał się przy podpisywaniu „nocnych ustaw”, wprowadzanych cichaczem przez Prawo i Sprawiedliwość. Chyba w ani jednym wypadku nie zadrżał mu długopis, gdy podpisywał niezgodne z prawem nominacje na sędziów. Jeszcze jako poseł na Sejm podpisał się podobno pod projektem ustawy o karze więzienia za zastosowanie procedury zapłodnienia in vitro. Nigdy nie zaprotestował przeciwko głoszonemu przez swego byłego protektora Jarosława Kaczyńskiego podziałowi społeczeństwa polskiego na lepszy i gorszy sort. A przecież musiał słyszeć, jak podczas manifestacji PiS krzyczano pod adresem opozycji politycznej: „komuniści i złodzieje". Dziś nawołuje, by uczcić 20-lecie członkostwa państwa polskiego w Unii Europejskiej, choć w apogeum krytykowania jej przez PiS nazwał ją lekceważąco „imaginowaną wspólnotą, z której dla nas niewiele wynika". Nie powstrzymał skandalicznych reform w wymiarze sprawiedliwości, na skutek których Unia Europejska wstrzymywała należne nam finansowanie.

Teraz próbuje z uporem godnym lepszej sprawy dowodzić, że miał prawo ułaskawić naruszających normy prawne kombinatorów z Centralnego Biura Antykorupcyjnego – Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika w momencie, gdy wyrok skazujący ich na dwa lata pozbawienia wolności zapadł dopiero w pierwszej instancji. Wreszcie pod koniec ubiegłego roku zostali prawomocnie skazani. Duda wszelako ma ogłosić tych dwu ewidentnych przestępców „więźniami politycznymi" obecnej RP. A przecież, jak wynika z informacji prasowych, oprócz złamania prawa poprzez próbę sfabrykowania przestępstwa w tzw. aferze gruntowej, zmarnotrawili oni ogrom pieniędzy publicznych, uczestnicząc w próbie usunięcia z rządu Andrzeja Leppera.

Andrzej Duda, skądinąd doktor prawa, za którego wstydzi się jego promotor, upiera się, że uniewinnienie Kamińskiego i Wąsika już po wyroku pierwszej instancji było dopuszczalne. Tymczasem przypomniano mu, że gdy był jeszcze posłem, powiedział w 2011 roku: „Ułaskawia się osoby uznane przez sądy za winne. Ułaskawienie nie jest uniewinnieniem. Akt łaski nie zmienia wyroku sądu i nie podważa winy skazanego. A z kodeksu postępowania karnego wynika wprost, że skazany może zasługiwać na łaskę między innymi wtedy, gdy cieszy się nienaganną opinią środowiskową i gdy doszło do naprawienia wyrządzonej szkody".

Do osoby Mariusza Kamińskiego podchodzę – mimo ciążącego nań wyroku – z pewnym zrozumieniem, jako do odważnego opozycjonisty w czasach PRL. Jednakże jego podejście do pracy w CBA i do pełnienia funkcji ministerialnych budzi uzasadnione zastrzeżenia, nie tylko z uwagi na ujawnienie działań skompromitowanego doszczętnie „superagenta” Tomasza Kaczmarka. Ostatnio zaś, gdy Kamiński – niczym menel spod budki z piwem – pokazał Sejmowi RP ordynarnego „wała”, nazwanego przez Jarosława Kaczyńskiego „elementem opozycyjnej manipulacji”, trudno nie przyjąć tego gestu jako wyraz lekceważenia porządku prawnego, którego sam Mariusz niby zawzięcie broni.

Gdy teraz można było obejrzeć w telewizji publicznej konferencje prasowe Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska jedne po drugiej, zwolennicy PiS może po raz pierwszy mogli się zorientować, że z ust ich idola bynajmniej nie płynie prawda. Przed coraz dociekliwszymi pytaniami niedawny „prezes Polski” wolał uciec za kulisy, nie chcąc stawiać czoła rzeczywistości.

I chyba w jej zrozumieniu nie pomoże mu już Andrzej Duda, który przedstawia się opinii publicznej niczym Światowid, objawiający na każdą stronę świata inną twarz. Na przykład – raz kocha napadniętych przez Rosjan braci Ukraińców, by po pewnym czasie nie za bardzo im sprzyjać. Osobisty wdzięk Andrzeja Dudy na pewno podziałał przez lata na wiele osób płci obojga. Mnie akurat dziwi, że korespondencja Pana Prezydenta w sieci z tzw. Ruchadłem Leśnym nigdy nie została ogłoszona jako internetowy falsyfikat. Może więc w walce o wolność słowa warto ją wznowić? Ruchadło Leśne – jak sądzę – na pewno się ucieszy.

Wróć