Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Nie pomogą uniki wobec matematyki...

10-08-2022 21:28 | Autor: Maciej Petruczenko
Już w latach pięćdziesiątych poprzedniego stulecia zacząłem darzyć sympatią angielskiego matematyka, filozofa, a jednocześnie noblistę w zakresie literatury – hrabiego Bertranda Arthura Williama Russella (1872-1970). Hrabia należał bowiem do nielicznego grona osób, które wiedzą, co mówią, a nie do tych, którzy mówią co wiedzą. I bardzo mocno podkreślał zgodność matematyki z zasadami logiki, czego – niestety – nie nauczono chyba wielu współczesnych programistów, parających się elektronicznymi zabawkami, a tym bardziej nie posiadło tej wiedzy ogromne stado polityków-pasibrzuchów, żyjących, jak powiada pewien mój znajomy – z naszej krwawicy. Oni uważają otóż, że budżet państwa to coś, co nie ma nic wspólnego z matematyką, więc rząd może sobie układać takie równania, jakie chce, a i tak na wszystko znajdzie właściwą odpowiedź. Nic więc dziwnego, że premier nieustannie zapewnia nas, iż gospodarka Polski jest w kwitnącym stanie, a szef Narodowego Banku Polskiego jeszcze niedawno wmawiał nam, że forsy mamy jak lodu. Nie dodawał tylko, że nie chodzi o rzeczywisty, lecz tylko o drukowany pieniądz, a takiego zawsze można mieć pod dostatkiem.

Przed wojną dociekliwy dziennikarz i pisarz Tadeusz Dołęga-Mostowicz napisał literacki pamflet na sfery rządowe pt. „Kariera Nikodema Dyzmy”. Powieść ta zyskała, jak wiadomo, nadzwyczajny rozgłos, a oparty na niej telewizyjny serial TVP z lat 70-tych, z rolą główną genialnie zagraną przez Romana Wilhelmiego, pozostaje do dzisiaj perłą polskiej kinematografii. Mostowicz pokazał w poniekąd abstrakcyjnej formie, jak łatwo można się dorobić, ogłupiając publiczność li tylko poprzez tupet. Jeśli przyjąć, że w sanacyjnych rządach typ Dyzmy był absolutnym wyjątkiem, to dziś śmiało można stwierdzić, że Dyzmów w sferach władzy mamy na pęczki.

Autorom kabaretowych tekstów grozi już bezrobocie w sytuacji, gdy każdego dnia kolejni nasi politycy dobrowolnie się ośmieszają, a jak wiadomo – nigdy się nie wymyśli tak dobrego dowcipu, jaki przynosi samo życie. Zauważa to nadworny – jeśli tak mogę powiedzieć – satyryk „Passy” Wojciech Dąbrowski, który, notabene, z zawodu jest, podobnie jak Russell – matematykiem.

A wracając do tego ostatniego, zacytuję choćby taką jego myśl: „W naszym wielkim społeczeństwie demokratycznym nadal istnieje opinia, jakoby bezmyślny człowiek był przeważnie uczciwszy od człowieka rozumnego i nasi politycy, wykorzystując ten przesąd w swoich interesach, udają jeszcze bardziej bezmyślnych niż są naprawdę”.

Gdyby Russell jeszcze żył i poproszono by go o zdiagnozowanie stanu dzisiejszego społeczeństwa polskiego, zacytowana powyżej myśl wystarczyłaby za całą odpowiedź. Ten wyjątkowo inteligentny filozof zauważył też w swoim czasie, iż „w szkołach nie uczą najważniejszego – sztuki czytania gazet”. Oczywiście, ta myśl akurat powinna być teraz rozszerzona na mass media w ogóle, bo nie prasa jest dziś głównym motorem ogłupiania publiczności. Sztuka informacji splotła się ze sztuką informatyczną i w efekcie mamy chociażby takie zjawisko, że fantazje erotyczne jednej niewyżytej damy cieszą się większym zainteresowaniem niż jakakolwiek poważna problematyka, a nawet teatr, kino i sport.

Odwracanie kota ogonem jest dziś rzeczą dziecinnie prostą. Stąd różne tłumaczenia obecnych przedstawicieli władzy państwowej przyjmuję tak, jakbym przyjmował słowa mordercy własnych rodziców, który prosi sąd o łagodny wymiar kary, a nawet o jej darowanie, ponieważ został... sierotą.

Ludzie obrzydzający nam teraz Unię Europejską, sami z jej dobrodziejstw w szerokim zakresie korzystają, wmawiając jednocześnie społeczeństwu, że Unia Polskę... terroryzuje. Pewnie, że nie ma takiej instytucji i takiej organizacji, która byłaby skończonym ideałem. Nawet Kościół, tolerujący w swoich szeregach pospolitych wydrwigroszy i zboczeńców, nie może uchodzić za ideał. I mądrze powiada ten, komu księża przedstawiają się jako ambasadorowie Pan Boga: poproszę zatem o listy uwierzytelniające.

Tymczasem wśród naszych polityków namnożyło się nagle tzw. em-bi-ejów co niemiara. Każdy jest dyplomowanym specjalistą od zarządzania, choć podobno te ich oksfordy są tyle warte, ile ten imaginowany przez Nikodema Dyzmę.

Ostatnio mieliśmy gospodarski objazd kraju przez Prezesa Polski, ale ten cyrk objazdowy został nagle przerwany. Może dlatego, żeby nie robić konkurencji Czesławowi Langowi, który organizując wspaniały Tour de Pologne, niechcący pokazując za pośrednictwem telewizji, że Polska wcale nie jest w ruinie – mimo podstępnych działań tej podłej Unii, czyli – mawiają Rosjanie – Jewrosojuza.

Lord Russell miał i na taką okoliczność swój celny komentarz, który brzmiał: „Sztuka propagandy w tej formie, w jakiej jest rozumiana przez współczesnych polityków, jest bezpośrednio związana ze sztuką reklamy. Psychologia jako nauka wiele zawdzięcza reklamodawcom”. Nietrudno więc zauważyć, że w wielu audycjach telewizyjnych mamy zjawisko zwane „lokowaniem produktu”. Chodzi po prostu o bezpłatną reklamę: haseł, inicjatyw ustawodawczych, a także samych polityków.

Tymczasem walka o wyborcę zaczyna się zaostrzać. Bo władzy nie będzie łatwo, gdy SUWERENOWI nagle zabraknie wody, gazu, węgla, benzyny, a przede wszystkim prądu. Już teraz trzeba się nastawiać na powrót do przeszłości, czyli po części nawet do epoki kamienia łupanego. Z góry współczuję mieszkańcom 52. piętra w centrum Warszawy, kiedy nagle wyłączą prąd. Ale cóż, widziały gały co brały. Żyjąc już w Polsce jakiś czas, pamiętam, jak się żywiło głównie kartoflami, pamiętam cukier, a nawet buty na kartki i samochody na talony. Teraz zanosi się na to, że powrócimy do czasów wspólnoty pierwotnej, bo jeśli zabraknie węgla i prądu, to trzeba będzie zbierać chrust. Na szczęście, jak zapewnił nas kiedyś autor hasła „W Polskę idziemy” Wojciech Młynarski, jest chociaż jeden towar, którego na pewno nam nie zabraknie...

Wróć