Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Neogotycka brama w Wilanowie

10-03-2021 20:37 | Autor: Piotr Celej
Założenie pałacowe w Wilanowie swoim zasięgiem obejmowało teren większy niż współcześnie. Wśród zachowanych obiektów mniej znanym jest brama, która domykała oś widokową od strony Zawad. W 1846 roku na polach morysińskich zamknięto aleję położoną na wschodniej osi pałacu w Wilanowie.

Projektantem neogotyckiej bramy był znany w Warszawie Henryk Marconi. To włoski architekt, już od 1822 tworzący w Polsce, jeden z najwybitniejszych projektantów pierwszej połowy XIX wieku w naszym kraju. Tworzone przezeń neogotyckie baszty i blanki przypominają zarówno średniowieczną Europę, jak i architekturę forteczną. Brama w Wilanowie, mimo potężnych kształtów, nie pełniła żadnej funkcji militarnej, jej przeznaczenie było wyłącznie estetyczne. Niestety, po 175 latach obiekt popadł w ruinę i nieprędko zapewne odzyska dawny blask.

Miejscówka pijaczków

Neogotycki budynek bramny widać, gdy jedziemy ulicą Vogla w kierunku Zawad. Za treningowym polem golfowym ukazuje się ruina przypominająca z daleka krzyżackie zabudowania Pomorza. By dostać się do zabytkowego obiektu, pojechałem rowerem drogą wzdłuż stawu - Kanału Sobieskiego. Później, mijając koniec pola golfowego, zanurzyłem się w dawną aleję widokową. Niestety, zdewastowane założenie nie jest przystępne dla rowerzystów – szybko musiałem zejść z jednośladu, lawirując między powalonymi konarami, drutem, gruzem i dziurami – z pewnością lepszym rozwiązaniem będzie więc podróż piesza. Miejscami droga jest naprawdę trudna, trzeba uważać na kilkumetrowe fragmenty drutu, które – ukryte między roślinnością – są naprawdę niebezpieczne. W końcu docieram do bramy, której widok z bliska rodzi mieszane uczucia.

Z jednej strony zabytek robi wrażenie – potężne mury i smukłe wieżyczki są dowodem geniuszu Marconiego. Z drugiej, zabezpieczona blachą brama jest w kiepskim stanie technicznym, zaś jej otoczenie nie sprawia przyjaznego wrażenia. Pomazane farbą w sprayu mury, puszki, butelki i ślady po ogniskach psują obraz miejsca, gdzie w otoczeniu przyrody spędza się miło czas. Mimo wszystko warto zobaczyć, jak w XIX wieku pojmowano piękno poprzez synergię ciężkiej cegły i tańczących, ostrych neogotyckich łuków oraz wieżyczek. Tuż obok znajduje się dawne założenie parkowe w Morysinie i w okolicach bramy nierzadko można zaobserwować tamtejsze zwierzęta. Występują tu chronione i rzadkie ptaki, takie jak uszatka, puszczyk, dzięcioły, strumienówka, wilga czy świergotek drzewny. Spośród ssaków zaś spotyka się w lesie lisy, sarny, borsuki, kuny, łasice, norki, wydry, a nawet dziki. Morysin słynie szczególnie z obserwacji łasicowatych, według niektórych autorów widywano tu nawet gronostaje.

Muzeum nie da rady?

Co jednak z przyszłością zabytkowego założenia? Zadaliśmy pytanie kierownictwu Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie. Niestety, do zamknięcia niniejszego numeru nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Ciężko jednak w bliskiej perspektywie czasowej, by muzeum było w stanie podjąć działania w kierunku odnowienia obiektu. W maju ubiegłego roku na stronie internetowej palac-wilanow.pl ukazał się dramatyczny apel. Jest w nim mowa o spadających dochodach z frekwencji, która potrafiła rocznie wynieść 1,6 mln osób odwiedzających zabytkowy park. Obecnie jest to zaledwie około 1/6 stanu z lat poprzedzających pandemię koronawirusa.

Muzealnicy pisali w apelu: “Ograniczamy do minimum działania generujące wydatki, odwołujemy zaplanowane projekty, redukujemy koszty. Wiemy jednak, że to rozwiązania niewystarczające w stosunku do naszych potrzeb. Substancja zabytkowa (pałac, historyczna kolekcja dzieł sztuki, architektura i rzeźba ogrodowa, parki krajobrazowe…) potrzebuje nieustannej opieki, kosztownych zabiegów prewencyjnych i konserwatorskich, szczególnego dozoru i zabezpieczenia.”

Pozostaje więc liczyć na... siebie. Wystarczy, że odwiedzając ten niezwykły obiekt zabierzemy ze sobą kilka śmieci. Mnie zwykła siatka po pieczywie wystarczyła na kilka metrów kwadratowych. Dzięki takim zachowaniom zyskamy przepiękną “świątynie dumania” pośród przyrody i wspaniały plener do zdjęć, czego sobie i Czytelnikom szczerze życzę.

Wróć