Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na rozstajnych drogach...

01-09-2021 21:41 | Autor: Maciej Petruczenko
Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy. Te słowa związane z cesarzem Francji znamy z naszego hymnu narodowego. Mało kto zna natomiast ciekawy zestaw słów wypowiedzianych przez samego Napoleona Bonapartego w kwestii przywództwa. Stwierdził on otóż, że stado baranów prowadzone przez lwa jest dużo groźniejsze od stada lwów prowadzonego przez barana. Być może sławny Korsykanin odniósł to stwierdzenie do narodu polskiego. Trudno jednak byłoby się zorientować, czy miał na myśli naszą przeszłość, czy przyszłość. Można tylko przypuszczać, że chodziło mu o to, by Góra, której akurat trzeba słuchać, nie była Baranią Górą.

Są tacy, co uważają, że idealny układ przywódczy istnieje wtedy, gdy nieustanne beczenie barana kwitowane jest milczeniem owiec. Nie dotyczy to oczywiście relacji: duszpasterz i jego owieczki. Czy jednak – odnosząc się do wspomnianego na wstępie przykładu – nie należałoby zapytać, dlaczego lwy prowadzone przez barana nawet na niego nie rykną? Zebrało mi się – nie wiedzieć czemu – na rozważania filozoficzne, tymczasem po wakacyjnym nieróbstwie najwyższy czas przejść do konkretów. A nader gorącym konkretem jest w Warszawie spór miejskiego ratusza z kierowcami pracującymi dla Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego. Ludziom zza kółka MPT nie podoba się otóż sprzedanie tej marki jakiejś firmie zarejestrowanej ponoć na Cyprze. Transakcji miały dokonać Miejskie Zakłady Autobusowe, których MPT była częścią. Taksówkarskie przedsiębiorstwo-zabytek już dawno zaczęło być na minusie, tym bardziej, że w pewnym momencie jego władze – zamiast iść z postępem – zdecydowały się na powstrzymanie procesu unowocześniania. I tak to chyba wyszło jak ze stadniną koni arabskich w Janowie Podlaskim. Czyli perłę rzucono przed wieprze. Pewne wątpliwości może budzić to, że

o ile mi wiadomo – w sprawie sprzedaży nie ogłoszono jawnego przetargu, ale tak naprawdę nie ma to zapewne większego znaczenia, chociaż zdesperowani kierowcy MPT narzekają, że nabywcą ich poniekąd masy upadłościowej jest jakaś spółka zarejestrowana na Cyprze. Pewnie chodziło więc o jakieś obejścia podatkowe. Z majątku MPT pamiętam dwie nieruchomości – na Pradze przy Chrzanowskiego i na Ochocie przy Bitwy Warszawskiej. Nie wiem, czy firma je sprzedała, czy nie, bo też były jakieś boczne roszczenia własnościowe. Cokolwiek o tym wszystkim myśleć jednakże, trudno nie dojść do wniosku, że obecne demonstracje szoferów z MPT niczego już w ich losie nie zmienią. Można się za to zastanawiać, czy przetrwa w Polsce, a w Warszawie w szczególności amerykański wynalazek w postaci Ubera. Nasz rząd ostro się teraz stawia Amerykanom. Do wojny z US Army na pewno nie dojdzie, ale do wojenki z Uberem może dojść jak najbardziej. Na razie ludzie z MPT w starciu z jeżdżącymi po Warszawie Ubermenschami różnych narodów nie mają żadnych szans.

Tymczasem informatycy coraz więcej mówią o szerokim zastosowaniu w stolicy Polski sztucznej inteligencji. Najbardziej przydałaby się ona w Sejmie RP, ale na tę instytucję miasto nie ma wpływu. Ma za to wpływ chociażby na koordynację miejskich świateł sygnalizacyjnych, które przez wiele lat doprowadzały kierowców do szału (na szczęście sporo już się poprawiło). Zresztą, co tu przy sztucznej inteligencji gadać o kierowcach, skoro już wkrótce zaczną nas wozić samochody autonomiczne, również takie taksówki i o jakimkolwiek strajku szoferów nie będzie mowy.

Przy okazji zwrócę uwagę, że w tym roku jubileusz 40-lecia obchodzi Polskie Towarzystwo Informatyczne, a pośród jego założycieli była nasza sąsiadka z Ursynowa Elżbieta Wiśniewska, której akurat zupełnie obojętne jest, czy samochodem kieruje żywy szofer, czy sztuczna inteligencja, bo ta wszechstronnie wysportowana dama wszędzie jeździ rowerem.

Ja sam, jako człowiek od lat związany ze sportem, wciąż bije głową w mur, domagając się i od władz miasta, i od władz państwa większego zrozumienia dla potrzeb warszawskich wyczynowców. Co z tego bowiem, że doczekaliśmy się nowego stadionu Hutnika, a nowy stadion ma otrzymać również Polonia, skoro zamknięto i zdewastowano cały kompleks sportowy Gwardii, nie ma już stadionu Warszawianki, zniszczony został obiekt Sarmaty, a na Ursynowie tylko przez dziesiątki lat gada się o stadionie. Najgorsze zaś, że lekkoatleci wciąż nie mogą się doczekać nowoczesnej areny tartanowej przy Wawelskiej, gdzie istnieją już dwa kluby Skra, lecz nie ma w tej chwili ani jednego stadionu.

Na konferencji prasowej w Centrum Olimpijskim (obok widać zrujnowane boisko Spójni...) zagadnąłem o Wawelską samego ministra kultury, dziedzictwa narodowego i sportu, wicepremiera Piotra Glińskiego. Na pytanie, czy rząd pokryje zwyczajowe 50 procent kosztów już rozpoczętej budowy nowego kompleksu Skry, usłyszałem bardzo jasną odpowiedź: jeśli tylko miasto odda państwu teren Skry, w okamgnieniu wybudujemy przepiękny stadion. Jak widać, inwestycja ta ma podtekst polityczny. Rząd chciałby pokazać nieudacznikom z samorządu, że sam zrobi to, czego oni nie potrafią. Tylko czy przypominające czasy PRL kolejne próby upaństwowienia wszystkiego nie doprowadzą do ponownego stłamszenia u nas wolnego rynku, który po 1989 okazał się dla Polski zbawieniem? Tym bardziej, że obecni władcy najwyraźniej zmierzają do wyprowadzenia naszego kraju z Unii Europejskiej. Skoro pan premier Mateusz Morawiecki poprosił sędziów Trybunału Konstytucyjnego, by rozstrzygnęli, czy prawo unijne ma wyższość nad konstytucją RP, czy jest całkiem odwrotnie – należy spodziewać się najgorszego. Już za chwilę bowiem możemy się odwrócić plecami do Unii, nie bacząc na to, że tylko dzięki unijnym funduszom Polska radykalnie zmieniła oblicze i wypiękniała, jak nigdy w historii. Wprost wierzyć się nie chce, iż grupka zadufanych w sobie wsteczników zechce powiedzieć Europie: adieu...

Wróć