Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Na naukę nigdy nie jest za późno

24-08-2022 21:57 | Autor: Maciej Petruczenko
Będący postacią najbardziej symboliczną dla świata naukowego Albert Einstein potrafił każdą swoją myśl sprecyzować w zrozumiały dla innych sposób. Jednocześnie zaś ten autor genialnej teorii względności stwierdził pewnego dnia, iż „odkąd do teorii względności zabrali się matematycy, przestałem ją rozumieć”. A może najbardziej może zaskoczyć jego stwierdzenie, iż: „Tylko dwie rzeczy są nieskończone – Wszechświat oraz ludzka głupota, choć nie jestem pewien co do tej pierwszej”.

Wydaje mi się, że dla odmiany tę ostatnią tezę można polecić do gruntownego zastanowienia zarówno autorowi kontrowersyjnego podręcznika szkolnego do przedmiotu Historia i Teraźniejszość (HiT) profesorowi Wojciechowi Roszkowskiemu, jak i ministrowi edukacji Przemysławowi Czarnkowi. Nie jestem ekspertem w dziedzinie podręczników, więc nie spróbuję nawet zrecenzować dzieła prof. Roszkowskiego, który znany był do niedawna wyłącznie jako bardzo solidny historyk, ale w owej książce, napisanej dla uczniów, sam się okazał niespodziewanie recenzentem i to w dziedzinie muzyki, krytykując powszechnie uznane już wiele lat temu młodzieżowe grupy, w dawnej nomenklaturze zwane zespołami mocnego uderzenia.

Profesor odniósł się też krytycznie do nienaturalnych metod ludzkiego rozrodu. Być może, preferuje tylko takie, które propagowane są w filmach pornograficznych. Jeśli tak jest, ja akurat wcale nie miałbym mu tego za złe. Inna sprawa, że ludzie wyjątkowo złośliwi potrafią szargać świętości i pisują na Facebooku, że negatywnym przykładem dla konserwatystów, trzymających się ściśle utrwalonej tradycji, może być nawet Jezus Chrystus, z uwagi na nienaturalne poczęcie. I tak można toczyć dyskusje światopoglądowe w nieskończoność – o której nader celnie wypowiedział się Einstein.

Nie wiem, dlaczego wobec nawoływania do większej religijności w szeregach polskiej młodzieży, minister edukacji – w porozumieniu z księdzem Prymasem – nie zaproponuje Biblii jako lektury obowiązkowej w szkołach – i to nie tylko w naszym rodzimym języku. Choć z drugiej strony nie mam pewności, czy młodzież potrafi precyzyjnie powiedzieć, czym Stary Testament różni się od Nowego Testamentu i co jest Pismem Świętym, a co nie jest. Fachowiec w tej dziedzinie, ks. Edward Staniek twierdzi, że „inne jest podejście do Biblii, a inne do Pisma Świętego”. A jakże młodym ludziom wytłumaczyć, że katolicka odmiana chrześcijaństwa jest lepsza od protestanckiej? Tym bardziej, że w głowach miesza nam ostatnio również zwierzchnik Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego – metropolita Sawa, który na łamach tygodnika „Polityka” przypomina, że Mieszko został najpierw ochrzczony w obrządku bizantyńskim. Ten obrządek miał zapoczątkować chrześcijaństwo na ziemiach polskich i dopiero w 966 dokonano ponownego chrztu, który był zapewne bardziej wyborem politycznym niż religijnym. Dziś aż głupio byłoby zatem usłyszeć, że w wyznaniu wiary zaczęliśmy być wcześniej zanurzeni we wschodnią wersję niż główny obecnie wróg publiczny Europy Władymir Władymirowicz Putin. I wstyd przyznać po ponad tysiącu lat polskości, iż na niwie chrześcijaństwa zaczęliśmy niemal od początku kręcić interesy z tak krytykowanymi dzisiaj przez nasze czynniki oficjalne Niemcami. Bo choć wiadomo było, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, to jednak ta przez Święte Cesarstwo Narodu Niemieckiego wydawała się – zwłaszcza Bolesławowi Chrobremu – najdogodniejsza.

Za niedługo mamy początek nowego roku szkolnego, więc dobrze byłoby ustalić na najwyższym szczeblu, czy ów nowy przedmiot, któremu prof. Roszkowski poświęcił swoją księgę mądrości – to HiT czy kit? Bo zdania nauczycieli są cokolwiek rozbieżne. A i sam minister Czarnek okazuje się tak wielkim wolnomyślicielem, iż przypomina, że nie jest to podręcznik obowiązkowy. Jak w takiej sytuacji pojąć, ku czemu ma zmierzać polska szkoła i jaka myśl przewodnia powinna być wykładana, a nade wszystko w jakim rozumieniu młodzież ma być uczona historii?

Widząc, jakie problemy wyrastają nieoczekiwanie przed polską szkoła i korpusem nauczycielskim, nie bez zdumienia obserwuję, że moje wnuki jakoś bez problemów znalazły się w nurcie nauki brytyjskiej i amerykańskiej i mają poglądy, uwzględniające nie tyle zaścianek parafialny, ile uniwersalizm światowy, co może niektórym rodzimym tradycjonalistom trącić nieco kosmopolityzmem. I tak jak kiedyś ktoś chciał wysyłać księży na Księżyc, to teraz kosmopolitów wysyłałby ogólnie w Kosmos.

Ja się współczesnej młodzieży nie dziwię i w pełni akceptuję, iż narzeczony jednej z moich wnuczek kombinuje z Elonem Muskiem i naprawdę już niedługo dostanie się do bardzo wysokich sfer niebieskich, bo jest już w jego grupie, która ma udać się właśnie na Księżyc.

Swego czasu wielki zwolennik postępu, król Stefan Batory miał powiedzieć do młodego Jana Karola Chodkiewicza: „Disce puer latine, ego faciam te Mości Panie” (ucz się, chłopcze, łaciny, a zrobię cię Mości Panem”. No cóż, Batory dostosowywał się do ówczesnego poziomu nauki, uważając, że język łaciński jest kluczem do zdobywania życiowych mądrości. Troszkę się od tamtego czasu zmieniło, podróżującym po świecie Polakom poszerzyły się horyzonty i nawet minister Czarnek wespół z prof. Roszkowskim raczej nie będzie w stanie ich zawęzić. Być może, szykujący się właśnie do strajku nauczyciele powiedzą ministrowi: „Disce Czarnek... A czego on ma się nauczyć, to już oni najlepiej wiedzą.

Wróć