Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Moto przepisy...

07-10-2015 22:15 | Autor: Motowoj
Tym razem w MOTO-PASSIE o „podwójnym karaniu” za nadmierną prędkość i o tym, kto ważniejszy na przejściu i w jego okolicach. Wygląda na to, że oba te tematy będą jedną z alternatyw, dla wszystkich, którzy w najbliższych tygodniach oczekują od życia czegoś więcej niż politycznej gadaniny, jak to zwykło bywa, głównie na potrzeby wyborcze. Te już za pasem, a życie na drogach toczy się swoim rytmem, a może niekoniecznie...

Wracam do obu tematów w niniejszej rubryce już po raz wtóry. Powody są przynajmniej dwa. Po pierwsze, to tematy ważne dla nas wszystkich, uczestników ruchu i to nie niezależnie od tego, czy poruszamy się pieszo, na dwóch, czterech kołach, czy może na większej ich liczbie. Po drugie, mam wrażenie, że w obu przypadkach osobiście należę do mniejszości, czyli osób, które „myślą inaczej”. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie, rozmawiając z wieloma znajomymi oraz „delektując” się ogromną liczbą doniesień medialnych na oba tematy. Opierając się na tym odczuciu, odnieść można by wrażenie, że zdecydowana większość Polaków jest zgodna. Pieszy powinien mieć zawsze pierwszeństwo przed pojazdem nie tylko na pasach, co oczywiste, ale też zbliżając się do nich. Co zaś tyczy drugiego tematu, ogólnie rzecz ujmując należy zrobić wszystko, aby ból po przekroczeniu prędkości, nawet znacznym, w obszarze zabudowanym, był jak najmniej dotkliwy. W tym miejscu zaczynają się właśnie moje rozterki, w obu przypadkach myślę od zawsze inaczej.

Może najpierw „podwójne karanie”. Już nieraz pisałem, że obowiązujące w Polsce od 18 maja nowe przepisy, dopuszczające zatrzymywanie praw jazdy w określonych sytuacjach, to nie podwójne, ale wręcz potrójne karanie. Kasa, punkty i pozbycie się prawka, to jakby nie liczyć, boli trzy razy. To nie jedyny powód, że mam osobistą wątpliwość, dlaczego dopiero teraz Rzecznik Praw Obywatelskich, pan Adam Bondar, skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Jak jeździmy w miastach, wszyscy wiemy. Wyniki kontroli oraz ilość zatrzymanych w ostatnich kilku miesiącach praw jazdy, również robi wrażenie. To uzasadnia moim zdaniem w pełni obrany kierunek zmian. Nie wierzę i nigdy chyba nie uwierzę w metody „proszenia i głaskania po głowie”, jeśli chodzi o egzekwowanie przepisów drogowych. Nie znam osobiście kraju, w którym by się to sprawdziło. Znam zaś wiele, gdzie udało się to zrobić m. in. poprzez wysokie mandaty i nieuchronność kary.

Cieszy natomiast z pewnością fakt zwrócenia uwagi pana Rzecznika na brak możliwości skutecznego odwołania się ukaranego kierowcy od decyzji funkcjonariusza. Mam jedynie nadzieję, że nie wrócimy do punktu wyjścia. Jeśli Trybunał Konstytucyjny potwierdzi wątpliwości Rzecznika, przepisy w obecnym kształcie obowiązywać będą jeszcze przez osiemnaście miesięcy. W tym czasie będą musiały powstać nowe.

Teraz o pieszych i ich „problemie” z przechodzeniem przez ulicę. Piszę tak, jakbym zawsze siedział za kierownicą, ale to nie jest prawda. Dość regularnie korzystam również z komunikacji zbiorowej, co wymusza chodzenie, a co za tym idzie, korzystanie z przejść dla pieszych również. Od zawsze jestem zdeklarowanym przeciwnikiem rozszerzania przywilejów pieszych w okolicach pasów i „zwiększaniem” tym samych ich bezpieczeństwa. Ochrona pieszych tak, ale nie w proponowany sposób. Moim zdaniem, nic tak nie ochroni pieszego, jak on sam i jego własny rozsądek oraz rozwaga przy wkraczaniu na jezdnię. Jakiekolwiek by za nim stały przepisy, w bezpośrednim spotkaniu z pojazdem, nawet małym motorowerem, pieszy zawsze będzie stał na straconej pozycji. Cmentarze pełne są przecież tych, którzy mieli rację (pierwszeństwo), nie tylko na drogach. Koronny przykład, który zawsze jawi mi się w podobnych dyskusjach, to pytanie: co łatwiej zatrzymać: pieszego, czy pojazd, który niejednokrotnie jest masywną ciężarówką bądź np. tramwajem, czy autobusem komunikacji miejskiej? Każdy, kto przeżył gwałtowne hamowanie podróżując na stojąco autobusem, wie, co mam na myśli.

Nie po raz pierwszy przywołam swoje własne, wielokrotne doświadczenie i jako kierowca, i jako pieszy. Jak tylko dostrzegam, dojeżdżając do pasów, oczekującego spokojnie pieszego, włącza mi się „tryb uwagi i uprzejmości” i z przyjemnością przeważnie przepuszczam taką osobę. Zawsze jednak, zarówno moje jak i pieszego działanie, cechuje zrozumienie, nawiązanie kontaktu i wzajemna uprzejmość. Nie zawsze czuję podobnie, gdy ktoś zdecydowanie wkracza na pasy tuż przed przednim zderzakiem mojego samochodu. Z pozycji zarówno mojej, jak i pieszego, wygląda to analogicznie. Na ogół, gdy spokojnie zbliżam się do zebry, z reguły oczekuję na przepuszczenie przez nadjeżdżające pojazdy bardzo krótko, co daje mi jednocześnie pewność, że nikogo nie zdenerwuję i sam nic nie ryzykuję.

W moich „odosobnionych” poglądach upewniają mnie również opinie wielu ekspertów, którzy twierdzą, że rozszerzenie uprawnień dla pieszych może doprowadzić w pierwszych latach do zwiększenia liczby wypadków, a jak będzie później, wielu z nich nie odważa się prorokować.

Polska nie jest krajem drogowych uprzejmiaczków, którzy nieustannie rozglądają się, komu by tu pomóc i ułatwić życie na drodze. Oba projekty nowych przepisów czeka teraz przeprawa przez Senat. Mam nadzieję, że nie wejdą w życie w proponowanych zapisach. Zachęcam do kontaktu i polemiki...

Wróć