Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Moc muzeów nie tylko w nocy

11-05-2022 21:25 | Autor: Maciej Petruczenko
Ponoć historia jest najlepszą nauczycielką życia. Oczywiście, jeśli tylko niesforni uczniowie sami nie będą chcieli jej pouczać. Czekająca nas właśnie 14 maja Noc Muzeów pozwoli wielu osobom spojrzeć wstecz i zastanowić się nad przeszłością, którą na ogół lubimy zbytnio upiększać albo tendencyjnie zohydzać. Chociaż w naszej części świata wciąż się powołujemy na przynależność do miłującej bliźniego cywilizacji chrześcijańskiej, to jednak – wbrew potocznemu rozumieniu – może być ona śmiało nazywana cywilizacją śmierci. Wszak nawracanie „pogan” po większej części czyniono najpierw nie życzliwym nauczaniem bynajmniej, jeno ogniem i mieczem – jeśli wolno mi użyć utrwalonego w polskiej świadomości sformułowania Henryka Sienkiewicza.

Łączący w swojej wybitnej osobowości wszelkie cechy mądrego człowieka brytyjski hrabia Bertrand Russell (1872-1970) nader trafnie stwierdził, iż „we wszystkich okresach, poczynając od Konstantyna do końca XVII wieku, chrześcijanie byli okrutniej prześladowani przez innych chrześcijan niż kiedyś przez cesarzy rzymskich. Russell – znakomity matematyk, filozof, publicysta, działacz społeczny, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury – zgodziłby się dziś zapewne, że na wieku XVII ta proporcja bynajmniej się nie skończyła. Dlatego prawosławni po większej części Rosjanie atakują właśnie reprezentujących różne odnogi prawosławia Ukraińców, a papież-katolik – zamiast zainicjować działania, które mogłyby położyć temu kres, tylko dolewa oliwy do ognia. I obiecuje gorąco się modlić za obie strony, nie ogłaszając nawet, że skreślił świeżo nawróconego awanturnika Wowę Putina z listy znajomych na Facebooku. Czyżby i Putinowi pozwoliłby wyryć na klamrach wojskowych pasów przetłumaczone na rosyjski niemieckie zawołanie z czasów Hitlera – Gott mit uns?

Wspomniane na wstępie stwierdzenie Russella przypomina pewną prawdę, jaką o narodzie żydowskim przekazała mi kiedyś zaprzyjaźniona przedstawicielka tej nacji. Oznajmiła otóż, że wbrew temu, co sądzimy my, goje, Żydzi bynajmniej nie są względem siebie solidarni, bo jeśli dojdzie do konfliktu interesów, to nie ma większego wroga jednego Żyda niż drugi Żyd. Przykłady można mnożyć, a jednym z bardziej drastycznych jest skandaliczna wprost obojętność bogatego żydostwa amerykańskiego wobec semickiej biedoty, która przypłynęła z Europy do USA, żeby ratować się przed rozpoczętą przez Adolfa Hitlera zagładą. Nowojorscy krezusi mieli w d...pie swoich uboższych współbraci. Były przewodniczący Knesetu, a później ambasador Izraela w Warszawie – Szewach Weiss – słusznie zatem powiada, że nie ma całkiem złych albo całkiem dobrych narodów, są tylko pośród nich zarówno dobrzy, jak i źli ludzie. A doświadczony jak mało kto w godzeniu ludzi z różnych państw Józef Piłsudski – niebezpodstawnie zirytował się w pewnym momencie na Polaków i stwierdził: „naród wspaniały, tylko ludzie kurwy”.

Czy to samo należy powiedzieć dziś o Rosjanach? Czy Adam Mickiewicz – gdyby żył – napisałby znowu w trzeciej części „Dziadów” ustęp Do Przyjaciół Moskali? Czy wobec zdecydowanie antyrosyjskich nastrojów przelewałby na papier wzruszające słowa: „Gdzież wy teraz? Szlachetna szyja Rylejewa - Którąm jak bratnią ściskał, carskimi wyroki – Wisi do hańby przywiązana drzewa; Klątwa ludom, co swoje mordują proroki”.

Bodaj miesiąc temu opublikowałem w „Passie” wywiad z rosyjskim małżeństwem z Moskwy, które protestując przeciwko wojnie wszczętej na Ukrainie przez Putina, tylko cudem wymknęło mu się z łap i przybyło do Warszawy. Ta para, wraz z synami, już nie ma do Rosji powrotu. Czy również ich należy potraktować jako ruskich przybłędów? Czy już nigdy nie zaśpiewamy ballad Włodzimierza Wysockiego albo Bułata Okudżawy?

Pewnie nie zabrakłoby obecnie chętnych do spalenia warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki, który początkowo nosił imię sowieckiego dyktatora Józefa Stalina, Gruzina skądinąd. A PKiN to też swoiste muzeum. Architektonicznie narzucony nam w ramach wymuszanej na satelitarnych narodach wokół ZSRR obowiązkowej rusyfikacji na każdej płaszczyźnie. Mojemu pokoleniu warszawiaków jednak źle się nie kojarzy, bo nie zachwycając się architekturą budynku, chętnie korzystaliśmy zeń dla celów praktycznych. W Sali Kongresowej występowali najsławniejsi artyści z całego świata; w restauracji Kongresowa redakcja „Przeglądu Sportowego” organizowała Bal Mistrzów Sportu; w Teatrze Dramatycznym sam Friedrich Dürrenmatt zachwycał się sposobem wystawienia swojej sztuki „Romulus Wielki” w mieszczącym się w PKiN Teatrze Dramatycznym, a reżyseria Ludwika René i genialne wykonanie roli głównej przez Jana Świderskiego było przeżyciem artystycznym, jakiego do końca życia nie zapomnę. W młodzieżowej części Pałacu wyrastały wielkie sportowe talenty w pływaniu i skokach do wody, Władysław Komar stawiał pierwsze kroki bokserskie, a Irena Kirszenstein, która miała zostać w przyszłości najlepszą lekkoatletką i najlepszą sportsmenką świata pod nazwiskiem Szewińska, kształciła się jeszcze w sztuce... aktorskiej. Poprzez organizowane w PKiN w ramach spółdzielni Wspólna Sprawa lektoraty mogłem się nauczyć w wieku dziecięcym języka angielskiego, którego nie było w programie szkolnym.

Dzielę się tymi paroma refleksjami jako człek, który odziedziczył po rodzicach chęć pomagania bliźnim. Oni uratowali przed rozstrzelaniem zaprzyjaźnione małżeństwo żydowskie, ja teraz daję dach nad głową już dwudziestej siódmej Ukraince z małymi dziećmi, która 4 marca zdołała uciec z ogarniętego wojną Kijowa. Gość w dom, Bóg w dom – mawiało się kiedyś w Polsce, gdy jeszcze nie wiedziano do czego może służyć concertina. Z tym większą przykrością przychodzi mi więc teraz skonstatować, że początkowy zapał, z jakim Polacy zaczęli udzielać pomocy ukraińskim uchodźczyniom i uchodźcom, jakby gaśnie. Również na Ursynowie. A przecież to nie koniec wojny, która za chwilę może również nas dotknąć...

Wróć