Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mierni, ale wierni! Komu?

19-10-2022 21:14 | Autor: Tadeusz Porębski
Felieton… Cóż to w ogóle za stwór? Według Wikipedii, jest to krótki utwór dziennikarski utrzymany w osobistym tonie, wyrażający punkt widzenia autora. Porusza i komentuje aktualne tematy społeczne, zwraca uwagę na ujemne zjawiska w życiu codziennym, często wykorzystując do tego elementy satyry, ironii, humoru. Właśnie – zwraca uwagę na ujemne zjawiska w życiu codziennym. Może tu leży pies pogrzebany? Może dlatego odechciewa mi się ostatnio pisać, że widzę same ujemne zjawiska w życiu codziennym i żadnych pozytywów? Zawsze starałem się patrzeć na codzienne życie najszerzej jak tylko potrafiłem, by nie zasklepiać się jedynie we własnym punkcie widzenia, który przecież może okazać się złudny.

Żyłem w komunizmie i tzw. realnym socjalizmie przez prawie 40 lat i znienawidziłem ten siermiężny, nakazowy, opresyjny system, w którym rządy sprawują mierni, ale wierni nieudacznicy, gotowi skurwić się dla kariery, władzy oraz dostatniego życia. W 1984 r. uciekłem do Niemiec i już dwa lata później polski Żyd, niejaki Jakob Tyszler zatrudnił mnie jako kierownika zmiany w jednym ze swoich mini kasyn gry (automaty, bilard, mała ruletka). Miałem życie jak w Madrycie, ale kiedy komuna w Polsce upadła spakowałem się, by ruszyć na wschód. Żyd za żadne skarby świata nie potrafił mnie zrozumieć i na okrągło pytał, czy powodem wyjazdu są zbyt niskie zarobki. On może podwyższyć mi pensję o dwie stówki – więcej nie ma. Kiedy powiedziałem, że wracam do ojczyzny, ponieważ ustały powody, dla których musiałem tułać się po świecie, spojrzał na mnie jak na głupka, machnął ręką i nawet nie powiedział „aufwiedersehen”.

Na zawsze pozostanie mi w pamięci moment, kiedy latem 1990 r. na granicy w Zgorzelcu podszedł do mnie polski żołnierz. Złapałem go za rękaw munduru i mówię: „Daj, żołnierzyku, potrzymać tułaczowi tego niesplamionego komuną, prawdziwego polskiego munduru”. Po latach emigracji byłem niebywale wzruszony, bo kilkaset metrów dalej czekała na mnie wolna Polska. Minęło 30 lat i wolna Polska bokiem mi wychodzi. Coraz częściej myślę o sprzedaży mieszkania w Warszawie, przeprowadzce do córki i dokonaniu żywota na Costa Blanca – w spokoju, w słońcu, bez konieczności oglądania rzeszy pajacyków komicznie poruszających się na naszej scenie politycznej. Od razu zastrzegam – pajacyków z różnych ugrupowań politycznych, a nie tylko z rządzących państwem „elyt”.

Mam po dziurki w nosie popadającego w obłęd starucha, publicznie szydzącego z inaczej żyjących i myślących obywateli, mam dosyć prymitywnej chamicy zasiadającej w Trybunale Konstytucyjnym obok komunistycznego prokuratora, który wpierw skurwił się, by wieść dostatnie życie w PRL, a po jej upadku sprytnie przeflancował się na demokratę, by zapewnić sobie dostatni byt w III RP. Odrazą napełnia mnie premier rządu kłamiący z każdym otwarciem ust, a jednocześnie coraz bardziej irytuje wewnętrznie skłócona opozycja sejmowa, która poza totalną krytyką rządu i bezpłciową gadką – szmatką nie ma do zaoferowania obywatelom żadnych konkretów i żadnego spójnego programu. Ja przynajmniej żadnych konkretów nie dostrzegam. Patrzę na to, patrzę i co widzę? Że zwyrodniały wszystkie wartości moralne, i że nie poznaję już tego kraju.

Coraz częściej wybiegam w najbliższą przyszłość. Co będzie jak PiS wygra kolejne wybory i zdoła sformować rząd? Jeśli chodzi o mnie, wiem co będzie – ponownie emigruję z kraju. To postanowione. Co będzie to oznaczać dla Polski, nie wiem i w ogóle mnie to nie obchodzi. Przez ostatnie 30 lat termin „patriotyzm” stał się dla mnie pojęciem abstrakcyjnym. Przestałem utożsamiać się z krajem, gdzie jedna połowa narodu patrzy wilkiem na drugą połowę, a władza zamiast niwelować podziały w społeczeństwie, stale je pogłębia. Ciągle stoi mi przed oczami Nelson Mandela podczas inauguracyjnego przemówienia po wygraniu wyborów na prezydenta RPA: „Moi czarni bracia, wyrzućcie do oceanu swoje noże i pistolety, bo biali nie są już naszymi wrogami – są współobywatelami w demokracji. Czas na wybaczenie i pojednanie. Pojednanie i wybaczenie uwalnia bowiem duszę, niweluje strach. Jak obudzić w sobie wielkość, by nasz naród wzrastał, a nie karlał? Musimy stawiać sobie coraz wyższe wymagania, a przede wszystkim nadążać za światem”. To mówił człowiek, którego biali Afrykanerzy zamknęli w ciężkim więzieniu na 27 lat, czyli na ponad ćwierć wieku! Mimo to po opuszczeniu więziennych murów nie było w nim chęci rewanżu i zemsty, wybaczył i dla dobra ojczyzny dążył do pojednania. Dlatego Mandela stał się moim idolem, wzorem człowieka, najwybitniejszym politykiem XX wieku.

A co będzie, jeśli przyszłoroczne wybory wygra opozycja? Łatwo przewidzieć – rewanżyzm, zemsta, masowe usuwanie ze stanowisk ludzi PiS i obsadzanie ich swojakami w ramach „konieczności naprawy państwa”, jak również likwidacja programów społecznych pod hasłem „dosyć rozdawnictwa”. A przecież nie chodzi o to, by zlikwidować wszystko jak leci, ale opracować ekonomicznie uzasadnione normy i tak usprawnić system społecznej pomocy, by nie kojarzył się z rozdawnictwem. Prezydent USA Ronald Reagan mawiał: „Państwo powinno pomagać tylko 20 procentom całego społeczeństwa – 10 procentom, które stanowią najbogatsi, ponieważ to oni napędzają gospodarkę i dają miejsca pracy, oraz 10 procentom, które stanowi biedota nieradząca sobie w życiu. Reszta da radę”. Dzisiejsza opozycja przez długich 8 lat trzymała pełnię władzy w państwie, mając własnego prezydenta, premierów oraz większość w obu parlamentach. Ale stała się butna, przekonana o własnej nieomylności, arogancka i oderwana od rzeczywistości. Politycy tej formacji odwrócili się plecami do mas. Populiści tylko na to czekali. Masy powiedziały wreszcie rządzącym elitom „dość” i zwróciły się ku Prezesowi oraz jego drużynie, bo ci podali masom dłoń i obiecali lepsze życie.

Masy nie mogły wiedzieć, że za populistyczną polityką kryje się zamordyzm. Ale nawet gdyby o tym wiedziały i tak prawdopodobnie poparłyby partię Prezesa, ponieważ ogarnęła je euforia, że wreszcie znalazł się na scenie politycznej ktoś, kto zauważył ich samych oraz trapiące ich problemy. W ten sposób stało się to, co się stało – butna i arogancka partia rządząca oddała państwo bez walki w ręce populistów.

Co dzisiaj mamy w kraju? Postępujące podziały w społeczeństwie oraz pochówek solidarności, która była polskim znakiem firmowym. Mamy skłóconych z całą Europą populistów – szkodników rujnujących gospodarkę i demolujących sądownictwo oraz nieporadną, nieustannie biadolącą opozycję. Mamy też benzynę po 7 zł za litr i rachunki za energię kilkaset procent wyższe niż pół roku wcześniej. Oczywiście „nie jest to wina rządu, to wina wojny na Ukrainie, galopującej inflacji, Putina oraz Tuska”. Wymigując się od odpowiedzialności, PiS zapomina, że każdy rząd ma psi obowiązek zadbać przede wszystkim o dwa obszary: o tanią energię dla obywateli i przedsiębiorstw, bo na energii opiera się byt, oraz o nienaruszalność granic państwa. Reszta jest mniej ważna.

Już w czerwcu 2015 r. Komisja Europejska w kolejnym raporcie z postępów we wdrażaniu dyrektywy o promocji Odnawialnych Źródeł Energii ostrzegła Polskę i Węgry, że mogą nie zrealizować swoich celów dotyczących OZE na 2020 rok. I co robi rząd PiS? Zaledwie rok później, jakby na przekór, wybiera wariant inicjatywy poselskiej i w ciągu zaledwie 7 tygodni w Ministerstwie Energii powstaje ustawa, która na najbliższe sześć lat kompletnie utrupia polski rynek OZE (zwłaszcza instalacji wiatrowych). Co mi z tego, że ostatnio premier rządu sypał na łeb popiół mówiąc o popełnionym błędzie? Straciliśmy 6 lat i dzisiaj na przykład balkonowa fotowoltaika podbija Niemcy, gdzie obywatele mają już kilkaset tysięcy tego rodzaju instalacji, oszczędzając na energii, a my tradycyjnie jesteśmy w ogonie Europy i z drżeniem serc oczekujemy zimy. Roczne oszczędności z taniej balkonowej instalacji fotowoltaicznej mogą sięgać nawet tysiąca złotych. To tylko jeden z przykładów niemocy, nieudolności, braku wyobraźni i zwykłej głupoty członków naszych rządzących. To także efekt oddania władzy w ręce populistów – szkodników, nieudaczników. Naród, który nie patrzy w przyszłość i bezmyślnie, kierując się sympatiami, emocjami oraz interesem własnym, oddaje władzę w państwie w ręce populistów, nacjonalistów, bądź faszystów – nie zasługuje na lepszy los.

Wróć