Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mieliśmy świetne ćwierćwiecze

21-07-2015 10:17 | Autor: Andrzej Celiński
Nie wierzę, że cokolwiek zatrzyma Prawo i Sprawiedliwość przed objęciem władzy. Nie dlatego, że do Platformy przykleiło się zbyt wiele złego. Nie różni się Platforma szczególnie, jak idzie o kadry i ich motywacje, afery, nepotyzm, partyjniactwo, jakość rządzenia, celowość wydatków i w innych sprawach istotnych dla szans wyborczych od swych konkurentów z głównego nurtu: PiS, SLD, PSL.

PiS wygra bo Platforma nie ma punktu oparcia. Nie ma właściwie niczego na czym można by oprzeć jej wyborczą ofensywę. Te dziewięć senackich platformerskich głosów przeciwko in vitro symbolizuje jej niepotrzebność w demokratycznym porządku Polski. Prawe skrzydło PO likwiduje różnicę wobec PiS. Trwa to już ósmy rok, a kto pamięta „premiera z Krakowa” i zabiegi o POPIS, to dziesięć lat. Mamy tryumf banału: dopóki Polacy bali się PiS, PO była górą. Ot i cała wartość Platformy. Strach ulotnił się, Platforma niepotrzebna.

Zachowania wyborcze Polaków są specyficzne. Wystarczył kwartał schowanych twarzy kilkorga charakterystycznych dla PiS polityków, a wyborcy środka jakby nie pamiętali wstydu, jakim okrywały Polaków smoleńskie bzdury. Nie pamiętają też szkód wynikających z rozwiązania WSI, dekonspiracji jej oficerów, używania służb jako narzędzia rozgrywania partyjnej konkurencji, ukazywania Polski jako naburmuszonego, wiecznie niezadowolonego i roszczeniowego partnera. Wystarczyły trzy miesiące kłamstwa, mimo że to powtórka z 2005 roku, i PiS staje się zwyczajną alternatywą dla innych partii demokratycznych. W szczególności dla Platformy.

Oczywiście, że swoją rolę odgrywa znużenie. I wszystkie mniejsze i większe wpadki. Mam jednak wrażenie, że istotniejsze znaczenie dla erozji Platformy miały jej fundamentalne dla liberalnych marzeń wyborców niekonsekwencje, niż przegrana konkurencja z nacjonalizmem. Oczywiście, w sytuacji, w której nacjonalizm, ksenofobia i prawicowa mitologia nie są wstydem, a ponętną ofertą. Także dla licznych ludzi tzw. lewicy. Najpierw OFE. Wielka liberalna propaganda i twarde lądowanie w banalnej sprawie deficytu. Bo nie chciało się myśleć. Bo nie po drodze było z oszczędnościami. Bo Tusk nie orzeł. Ciepła woda musi kosztować. Drogie autostrady i zero koncepcji jak wykorzystać dla rozwoju polskiej przedsiębiorczości ten wielki współfinansowany przez Europę modernizacyjny budowlany boom. A tu, zamiast sukcesu,  spektakularne bankructwa małych i średnich  firm, nawet jednej wielkiej firmy pomimo naprawdę wielkich pieniędzy zaangażowanych w proces unowocześniania sieci drogowej.

Nie ma żadnych gwarancji, że teraz z kolejami będzie lepiej. To jest sprawa systemowa. Najpierw ustawa o zamówieniach publicznych. Który to rok jej krytyki? Może bardziej istotny jest niewyobrażalny w Europie deficyt zaufania. Narodu do władzy. Władzy do swoich podwładnych. Wszystkich wobec wszystkich. Pokażcie mi uczciwego polityka, który, wobec bezsensu procedur, powie: a pocałujcie mnie wiecie gdzie, zaryzykuję, dla państwa i dla dobra społecznego i podpisze umowę z droższym wykonawcą! I niech małe pieski szukają dowodów mojej korupcji. Nie znajdą. Nie ma takich. Dzisiaj już takich nie ma. Płacimy wszyscy za ten brak zaufania. I za brak odwagi. Za naszą wspólną mizerię. Za moralną ściemę Kościoła. Obrzydliwość partii.

O.K. Wygra PiS. Ze swoim naczelnikiem. Nieprzypadkowo wprowadzam na nowo do polskiej polityki ten termin. Kaczyński miał już właściwie wszystko. Poza jednym – miłością. Zrozumiał. Władza i miłość to antynomia. Albo albo. Odda tym razem stanowiska. Nie będzie premierem. Będzie tym, który stanowi premierów. Tak jak ustanowił prezydenta.

Pierwsze miesiące, rok po październikowych wyborach. Można mieć 300 miliardów (w dolarach) długu, 100% PKB, to dlaczego nie można mieć tych głupich 20 więcej? Prawda? Lud to kupi. Jak mówił o ludzie Kurski? Kto pamięta? Też schowany. Po co prowokować media. I straszy pan. Dziadek-wujek. Siwy, łagodnie uśmiechający się, czasem strofujący swych premierów. Pierwszego, trzeciego, piątego. Mógł Marcinkiewicz (YES! YES! YES!) być premierem, może i Szydło. A po niej kolejni. Czyż nie ma precedensu w historii?

Spokojna praca nad ustawami. I media informujące o jednej aferze, drugiej, trzeciej – oczywiście zazwyczaj z udziałem poprzedników, ale czasem i Lubin, i Głogów się zdarzy i prawo, które ślimaczy zamiast przykładnie i szybko ukarać. Więc praca nad ustawami. By było szybciej, sprawniej, skuteczniej. Lud to kupi. Media przyklepią. Wybiórcza pozostanie wybiórczą. Ktoś zarechocze. Ktoś się nie zdziwi. Tym razem Kaczyński błędu nie popełni. A co Grzelakową spod Grójca obchodzi jakieś in vitro. Biskup Wesołowski na odległej Dominikanie. Rajdy Kurskiego. Grzelakowa wie, że Pany to Pany, a porządek musi być. I Kaczyński o tym porządku będzie codziennie mówił. I porządek będzie. Jak w średniowieczu. Germania, Galia, Albion. To oczywiste. Italia, Iberia. Dołączy Skandynawia. Czechy jak Germania. Podobnie Słowenia. Może i Chorwacja. A reszta? A reszta z Kaczyńskim. Szczęśliwi, że ktoś za nich decyduje. Bez wiary, że mogą być lepsi. Z nadzieją, że jak się przyliżą, to i im będzie lepiej.

Mieliśmy świetnie ćwierćwiecze. A przed nim piętnaście lat nadziei. To wszystko się właśnie zamyka. Kopacz nie jest na miarę wyzwania. Każdy to widzi. Nie stworzy frontu demokracji i wolności. Przegra. I będzie podobnie zdziwiona jak wszyscy platformersi po 24. maja.

Wróć