Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Melpomena w odwrocie…

25-05-2022 20:55 | Autor: Mirosław Miroński
Wraz z rozwojem cywilizacyjnym kultura i sztuka zyskuje nowe możliwości. Powiększa się liczba dziedzin, których jeszcze nie tak dawno nie było. Tym samym przybyło muz. Do bogini Melpomeny z tragiczną maską dołączyła X muza – filmu, XI - muza telewizji i XII - muza odpowiedzialna za Internet i gry. Muz przybywa, a tych którymi mają się zajmować ubywa…

Stworzył wiele niezwykłych, przekonujących kreacji filmowych i teatralnych. Miał wielki talent i pokorę. Dzięki niemu mogliśmy przeżywać emocje, wzruszenia i podziw dla aktorskiego kunsztu. Pamiętamy go z Dziadów i Wyzwolenia. Zagrał w licznych filmach oraz przedstawieniach teatralnych. Znakomicie radził sobie zarówno na deskach teatralnych, jak i na planie filmowym - Jerzy Trela, bo o nim mowa był oddany swemu aktorskiemu powołaniu. Traktował je z dużą atencją. Choć sprawiał wrażenie mruka i ponuraka, był człowiekiem otwartym na innych, ciepłym i przyjaznym. Takim też pozostał w pamięci kolegów ze środowiska i publiczności. Zapisał się trwale poprzez swoje role w filmach: Zakochany Anioł, Człowiek z żelaza, Znachor, Ubu Król, Pan Tadeusz, Quo vadis. Otrzymał wiele nagród oraz wyróżnień. Ta lista jest naprawdę imponująca. Grał na scenie Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, Teatru Narodowego, a także w Teatrze Telewizji. Wiedzą i doświadczeniem zawodowym dzielił się ze studentami krakowskiej PWST, której był rektorem latach 1984–1990. Był też wykładowcą tejże uczelni.

Z zespołem Starego Teatru rozstał się w geście protestu przeciwko polityce prowadzonej przez nowego dyrektora - Jana Klatę. Bezpośrednim powodem odejścia aktora było deprecjonowanie dotychczasowego dorobku Starego Teatru oraz osoby Konrada Swinarskiego. Podobnie uczyniła inna wybitna aktorka, sceniczna koleżanka Jerzego Treli - Anna Polony. Choć Trela pozostawił po sobie cenny dorobek twórczy, jego odejście (po długiej chorobie) jest wielką stratą dla polskiej kultury.

Drugi z wielkich aktorów (choć ta kolejność jest całkowicie przypadkowa) - Ignacy Gogolewski – odszedł od nas w tym samym czasie, co jego krakowski kolega po fachu. Stanowił przez lata mocny filar w polskim teatrze i filmie. Należał do grona mistrzów słowa i gestu, które na stałe zapisało się w annałach polskiej kultury, teatru i filmu.

Debiutował na początku lat 50. rolą Demetriusza w przedstawieniu PWST „Sen nocy letniej” Williama Szekspira, w reżyserii Jana Kreczmara. Potem były następne m. in.: w Lalce Bolesława Prusa w reż. Bronisława Dąbrowskiego w Teatrze Polskim w Warszawie, jednak prawdziwym kamieniem milowym w karierze zawodowej Ignacego Gogolewskiego stała się rola Gustawa w „Dziadach” Adama Mickiewicza w reż. Aleksandra Bardiniego.

Lista kolejnych ról, nagród i funkcji, które pełnił jest niezwykle długa. Łączył aktorstwo z pracą na stanowisku dyrektora m. in.: Teatru Śląskiego w Katowicach (1971–1974), Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie (1980–1985) i Teatru Rozmaitości w Warszawie (1985–1989). Ma na swoim koncie również liczne sukcesy jako reżyser. Był w zespole Teatru Dramatycznego, Teatru Współczesnego, Teatru Narodowego w Warszawie. Pełnił też funkcje społeczne. W stanie wojennym wyłamał się z grona aktorów bojkotujących ówczesny reżim, czym naraził się w środowisku. Grał w filmach Ryszarda Filipskiego i Bohdana Poręby, występował publicznie przeciwko kolegom uczestniczącym w bojkocie.

Niezwykłą popularność przyniosła mu rola Antka Boryny w serialu telewizyjnym w reżyserii Jana Rybkowskiego (1972) zrealizowanym na podstawie słynnej powieści Władysława Reymonta „Chłopi” oraz w nieco późniejszej wersji kinowej (1973).

Ignacy Gogolewski po mistrzowsku wcielił się w rolę syna Boryny – Antka, dostarczając widzom niezapomnianych przeżyć. Nie będę omawiał innych wybitnych kreacji tego aktora, ani wspomnianego wcześniej Jerzego Treli, bo nie sposób odnieść się do tak szerokiego zagadnienia w krótkim tekście. Odsyłam czytelników, chcących dowiedzieć się więcej o ich życiu i karierach zawodowych, do filmografii, bibliografii i innych źródeł zawierających szczegółowe informacje na ich temat. Pragnę jedynie zauważyć i podkreślić, że z upływem czasu tracimy tych, którzy budowali fundamenty naszej kultury teatralnej i filmowej. To proces nieuchronny i naturalny. Biologia jest nieubłagana. Na szczęście, w przypadku aktorów nie oznacza to wymazania ich z pamięci społecznej. Postaci, które stworzyli, emocje, radości, smutki, które wspólnie przeżywaliśmy mogą być nadal z nami dzięki filmom, rejestracji obrazu i dźwięku.

Niemniej, gołym okiem widać, że wyrwa, jaka powstaje po ich odejściu nie jest zapełniana przez następców, bo tych po prostu nie widać.

Wróć