Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Marsz na wschód

06-01-2016 18:42 | Autor: Andrzej Celiński
Europa potrzebuje solidarnego wysiłku dla zmian, bez których polegnie. To nie jest fikcja. Kto śpi niechaj się obudzi. Unia może się rozsypać w perspektywie dekady. Niekoniecznie do końca. Ale nawet Schengen, którego dzisiejsze dobrodziejstwo wydaje się nam oczywistością, może skruszeć pod naporem niekontrolowanych migracji, napięć społecznych i ochrony wypracowanych indywidualnie przez państwa Unii standardów socjalnych. Roszczeniowa postawa Polski może proces rozkładu Unii przyspieszyć. Europa dwóch prędkości (ściślej – różnych standardów) jest już za progiem.

Granicą życia i śmierci europejskiej wspólnoty narodów jest swobodny przepływ ludzi. Właśnie Schengen. To jest serce i mózg Europy. To jest jej fundament, jak idzie o wartości. Reszta to technologia. Nie napiszę, że technologia pozbawiona znaczenia, ale swobodny przepływ ludzi, w ramach Europy i z respektem dla praw jednostki jest tym dla Europy, poza czym Unii Europejskiej nie ma.

Europa to wspólnota polityczna i wspólnota wartości. Polityczna oznacza instytucje. Czyli, że Bruksela to dla nas nie nowotwór. To my. Wartości to rzecz trudniejsza. Znaczy tyle, że mimo różnic kształtujących narodowe tożsamości jest też coś istotniejszego, co łączy Europejczyków. Są wartości wspólne konstytuujące Europę. Należy to wyraźnie powiedzieć Polakom, w tym - naszym arcybiskupom. Ale i Turkom, Syryjczykom, Czadyjczykom, Sudańczykom, czy Somalijczykom zmierzającym masowo ku Europie. Jeśli chcecie do nas dołączyć, to szanujcie wartości, na których jesteśmy zbudowani. Bo Europa to najpierw wartości! Zresztą bardzo czasem świeżej daty. Prawa człowieka zrodziły się, jako fundament Europy dopiero po katastrofach dwóch wielkich europejskich wojen. W nacjonalizmach i w autorytaryzmie znajdujących fundament. Warto, aby wiedzieli o tym też przywódcy geograficznie europejskich krajów: Węgier i Polski. Także niespotykana nigdzie poza Europą ochrona socjalna nie zrodziła się z przypadku. Jeśli wolność ma być wartością dla masowego społeczeństwa autentyczną, a nie jedynie odświętną deklamacją, musi znaleźć dla siebie materialny fundament. Głodny człowiek zagadnienie własnej godności traktować będzie (statystycznie) najprawdopodobniej odmiennie od sytego.

Zawsze i wszędzie są różnice. Istotą jest to, co pozwala wartościami opisać Europę. To jest pytanie o wspólny jakiś mianownik. Istniejący, albo przynajmniej taki, do którego dążymy i autentycznie, szczerze chcemy go mieć. Co oznacza, rzecz jasna, procesy dyfuzji kultur w ramach Europy. Jakiejś uniwersalizacji. I to jest prawdziwe pole do głębokich debat wolnych obywateli, zważywszy wartość narodowych tożsamości.  

Nie mam wrażenia, ale jestem pewny, że prawdziwy podział dzisiejszej politycznej Polski jest na tej linii. Demokracja liberalna, oparta na prawach jednostki, bezprzymiotnikowej jednostki, widzi w Europie różnorodność narodów we wspólnym organizmie Unii pomimo różnic. Musi być więc w tej koncepcji europejskiego ładu politycznego coś istotniejszego ponad różnice. Ja myślę, że to jest specyficzna dla czasu (XX wiek) i miejsca (Europa) koncepcja praw człowieka. Kara śmierci na przykład, mimo że statystycznie i społecznie rzecz marginalna, jest konstytutywna dla współczesnej europejskości. Ona różni nas i od Ameryki, i od Chin, i od Iranu, czy Arabii Saudyjskiej. Nie dziwił mnie więc Jarosław Kaczyński opowiadający się za karą śmierci. Ani ponad połowa Polaków. To jest kwestia autentycznego wyboru.

Dzisiaj, kiedy Europa chwieje się w posadach, głównie za sprawą niekontrolowanych masowych migracji zderzonych ze specyficzną i konstytutywną dla Europy konstrukcją praw człowieka i dogmatem minimów socjalnych, ale także z powodu kryzysu pracy będącego konsekwencją liberalizacji obrotu gospodarczego w skali świata i zwycięstwa konsumpcyjnego modelu życia – solidarność Europejczyków w rozwiązywaniu narastających problemów, neutralizowaniu zagrożeń jest obowiązkiem wszystkich, którzy widzą w europejskiej jedności szansę dla siebie większą, niż zagrożenie. Kiedy dojdzie do nieszczęścia skruszenia Schengen, to na pokolenia. Nie da się tego szybko odwrócić.

Niech Prawo i Sprawiedliwość o tym nie zapomina. Europejskie standardy zrodziły się z europejskiej traumy pierwszej połowy ubiegłego wieku. Równowaga różnych władz, wypracowywana wcześniej, już od oświecenia przynajmniej, która polityczne zwieńczenie uzyskała w skali międzynarodowej dopiero za życia mojego pokolenia, jest jednym z szpuntów tej beczki narodów i państw, jaką jest Unia Europejska.

Trybunał Konstytucyjny zresztą, jak dotychczas, jest instytucją bardziej niż konserwatywną. Jego orzecznictwo – począwszy od początku wolnej Polski, powiedzmy od sprawy nauczania religii w szkole w 1990/1991 roku, poprzez ustawy aborcyjne po sprawę komisji majątkowej Episkopatu i rządu – nie sytuuje TK po stronie modernistów. Europa wie o tym. Interpretuje więc atak na niezależność TK jednoznacznie: Kaczyńskiemu idzie o niekontrolowaną władzę, o sytuację, w której polskie sądownictwo stanie się instrumentem władzy wykonawczej. A na to zgody nie będzie. Stanie tam pytanie: po co nam taka Polska, która jest coraz bardziej źródłem kłopotów, na dodatek bardzo kosztownym w utrzymaniu i rozrzutnym? Co ona wnosi we wspólne dobro, jakim jest nasza Unia?

Kaczyński ma się za męża stanu. Prawo i Sprawiedliwość i spora część Polaków też za takiego go ma. W Europie nikt go za takiego nie ma. Przeciwnie. Miewają go za niezrównoważonego watażkę. Pełnego kompleksów gnoma. Mają go za osobę nieodpowiedzialną, na dodatek afiliowanego wraz z jego ugrupowaniem do marginalnej grupy europejskich sceptyków. Po co mieć taką Polskę, jaką reprezentuje Kaczyński, w Europie?

Geografia zaś jest bezwzględna. Jeśli nie Zachód, to …. ? Tytuł tego felietonu daje odpowiedź. Mnie się zaś zdaje, że to nie jest przypadek albo błąd jakiś. Ostatni epizod z NATO-wskim centrum wywiadu budowanym w Warszawie jest kolejnym ostrzeżeniem dla Polski obywatelskiej, demokratycznej, wolnej i co najważniejsze – niepodległej. To wszystko uzyskaliśmy bez wojny. Utracić możemy także bez wojny. Z woli wyborców przyjmujących za prawdziwe brednie przywódców Prawa i Sprawiedliwości o rozpylanym helu nad Smoleńskiem, trzech wybuchach na pokładzie prezydenckiego samolotu, Polsce jako kondominium rosyjsko-niemieckim, kraju pozostającym w materialnej ruinie, sześciolatkach za głupich, by jak inne dzieci w Europie w tym wieku iść do szkoły.

Wróć