Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Mama, z której jestem dumny

03-08-2016 22:45 | Autor: Andrzej Celiński
Zofia Celińska to moja Mama. Rówieśnica II RP, urodzona 8 lipca 1919 roku (odliczcie sobie dziewięć miesięcy). Z ojca inż. Romana Lipskiego i mamy Anieli Kobli. Dziadkowie poznali się w Mikołajewie nad Donem, chyba w 1916. On był zesłany za strajk szkolny w 1906 (jakże srogi był tamten carski reżim zsyłając piętnastolatka do ciepłego Mikołajewa, do rodziny rosyjskiego kolejarza, by zbuntowanego sierotę przykładnie wychowali).

Ona, młodsza od dziadka o osiem lat, była tam od 1915 roku jako opiekunka dziecka swojej ciotki, żony właściciela berlinki wiślanej, Niemca (Tietza), deportowanego ze względu na wojnę z Wyszogrodu na Ukrainę. Tietzowi towarzyszyła żona (dla mnie „ciotka Tycowa”) i jednoroczny wówczas ich synek. Dokładny jestem w tym dygresyjnym opisie bo jest to kawałek polskiego losu, który świetnie pokazuje jak historia pokrętnie kształtuje ludzkie losy.

IPN tego nie pojmie. Ich narzędzia poznawcze są zbyt miałkie, a rozumki kierownictwa ograniczone. Ten jednoroczniak to późniejszy kapitan Żeglugi Wielkiej, inżynier Antoni Tyc, okryty legendami oficer na ORP: Błyskawica”, „Orkan”, „Dragon” i „Garland”. Walczył na północnym Atlantyku, pływał ochraniając konwoje do Murmańska. Przeżył wojnę. Po Październiku, na wiosnę 1957 powrócił do Polski i osiadł w Gdyni. Zmarł w 1975 roku. Zdążył tam stać się guru harcerstwa morskiego.

Mama była najstarszym dzieckiem Romana i Anieli.  Miała o siedem lat młodszego brata Jana Józefa (Lipskiego) i jedenaście lat młodszą siostrę Marię (później Dmochowską). Jan Józef Lipski to znana postać: powstaniec warszawski (pułk Baszta, ciężko ranny), więzień polityczny, założyciel KOR-u, odznaczony orderem Orła Białego i Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. Marysia, czternastoletni żołnierz AK w Puszczy Kampinoskiej (oszukała dowódcę w sprawie swojego wieku), studiując w latach pięćdziesiątych w Łodzi (nie pozwolono jej na studia w Warszawie za niezgodę na zamianę w 1950 Związku Harcerstwa Polskiego na Organizację Harcerską) była jedną z trojga studentów w całej Akademii, którzy nie zapisali się do ZMP. Drugim z tych trojga był Stefan Dmochowski, jej późniejszy mąż. Misją ZMP było zwalczać klasowego wroga. Oni pozwalali tę misję wykonywać. A że oboje zdolni byli ponad średnią, po Październiku zatrudniono ich w klinikach łódzkiej Akademii Medycznej. Razem z doktorem Markiem Edelmanem, jednym z dowódców powstania w warszawskim getcie, człowiekiem wielkiego serca, lekarzem serc. Odznaczonym przez wolną Polskę Orderem Orła Białego. Maria Dmochowska, w PRL doktor od krwi, była w wolnej Polsce wiceprezesem IPN, instytucji, której powołaniu, a tym bardziej specyficznego kierunku aktywności ja od początku jestem przeciwny. Odznaczona Krzyżami: Kawalerskim, Oficerskim i Komandorskim OOP.

Wszyscy spotkaliśmy się w „Solidarności”. I udało się nam razem, mimo tych różnic dzisiejszych, wielkie oszustwo – „Solidarność”. Polacy, Europa i Świat myśleli, że „Solidarność” i Polska jest taka jak my. A to nie do końca jest prawda. Są też w tej Polsce na przykład: minister Zalewska, wójt Jedwabnego, poseł Piotrowicz, minister Kempa, prezydent Duda, sędzia Kryże, no i sam prezes, który w chórze z niejakim Brudzińskim Joachimem świetnie intonują pieśń o komunistach i złodziejach. Czyli o nas. O mojej Mamie, Ciotce, wszystkich tu wymienionych. Mama,  jej siostra, a moja ciotka były tam obie pod Trybunałem, kiedy była taka potrzeba. Mama zadzwoniła do mnie dzień wcześniej i powiedziała: „Andrzejku, musisz mnie tam zabrać”. Kiedy protestowałem, odpowiedziała: „to sama pójdę”. Zabrałem. W końcu był to już 97. rok Jej życia.

Różne są po prostu Polski. Bardzo podzielone. Nawet komunistom nie udało się tak Polski podzielić. Kto wie, czy da się Ją jeszcze za naszego życia skleić? Po wyjeździe papieża Franciszka?

Mama była wierna swojemu pokoleniu. Najwspanialszemu w historii Polski. Jest to pokolenie odzyskanej po 123 latach niepodległości.

Cztery najbliższe Mamy szkolne przyjaciółki to: Ola Zweibaumówna, Zosia Lewinówna, Hela Balicka i Wanda Makuchówna. Pierwsza, to córka wybitnego histologa, twórcy pierwszej w Polsce hodowli tkanek in vitro, profesora Juliusza Zweibauma, oddana harcerka, po wojnie wybitna lekarz-pediatra.

Druga była córką majora „dwójki” Sztabu Generalnego (kontrwywiad), rozstrzelanego w Palmirach. W PRL wybitna katolicka encyklopedystka, przyjaciółka księdza prymasa Stefana Wyszyńskiego. Współautorka, wraz z Władysławem Bartoszewskim, fundamentalnej jak idzie o polską formację, książki: „Ten jest z Ojczyzny mojej”.

Trzecia była komunistką. Walcząc w Powstaniu w „Czwartakach” Armii Ludowej straciła rękę. Moja mama chrzestna. Czwarta, po wojnie profesor neurologii, to starsza siostra Zofii Bachurzewskiej, żony Władysława Bartoszewskiego.  Inne koleżanki też były wybitnie interesujące. Dwie były komunistkami. Zginęły zabite przez Niemców. IPN wie coś na ten temat? Ciekawi się? Bada?

W 1944 roku Mama wyszła za mojego Ojca. On był najstarszym synem niezwykle nawet na przedwojenne czasy biednej ośmiodzietnej chłopskiej rodziny. Mezalians. Bardzo udany. Ojciec był, przedziwnymi kolejami losu, takimi na prawdziwą książkę sensacji, oficerem Armii Krajowej w oddziale specjalnym Kedywu KG AK „Osa-Kosa” (późniejszy „Parasol”). Przeżył wojnę. Nie ujawnił się. Nie musiał – wszyscy poza dwoma jego kolegami z oddziału, w tym dowódca, nie żyli. Dr inż. Józef Celiński, główny projektant wielkich zakładów przemysłowych, wykładowca Politechniki Warszawskiej zmarł w 1969 roku.

Mama – w poglądach lewicowa – do PZPR oczywiście nie wstąpiła. To nie była Jej bajka. Bo Jej pokolenie, po kilku poprzednich pokoleniach pierwsze urodzone w niepodległej Polsce, pokochało niepodległość. Oni traktowali Polskę jak świętość. Nic ich nie łączyło ani z ówczesnymi ani dzisiejszymi narodowcami. Ani przed wojną z ONR, ani po wojnie z narodowymi komunistami. Jak była potrzeba, niepodległości bronili. Tak, jak potrafili. Moja Mama w czasie niemieckiej okupacji składała granaty i kolportowała Biuletyn Informacyjny. Potem, po wojnie, kultywowali pamięć poległych koleżanek i kolegów. W latach siedemdziesiątych, znów jak potrafili, angażowali się w działalność opozycji demokratycznej, zwłaszcza KOR-u. Nietrudno zrozumieć ich rezerwę, a nawet bezsilną wściekłość, kiedy dziś PiS próbuje zmienić historię, próbuje odebrać godność pozostałej przy życiu garstce powstańców, opluskwia (niestety czasem przerażająco skutecznie) bohaterów. Buczenie 1 sierpnia na wojskowych Powązkach na przechodzącego Władysława Bartoszewskiego z pewnością przejdzie na karty księgi hańby polskiej. Jak i milczenie tych, którzy powinni byli zaprotestować, powstrzymać. Dzisiaj instytucja państwa – IPN opluwa bohatera Września, Powstania Warszawskiego. Bronią Go „tylko” koledzy z AK.

Żyliśmy, my – to znaczy nasza rodzina – aż do 1989 roku, poza głównym nurtem. Moi rodzice nie mieli mieszkania komunalnego, nie dostawali talonów na samochód, półdarmowych wczasów, nie zajmowali kierowniczych stanowisk. Chociaż Ojcu pozwalano projektować. Kiedy, jako głupi dzieciak, pytałem go jak to jest, że dają mu robić tak wielkie projekty, mimo że nie jest partyjny, odpowiadał, że ktoś w końcu musi zrobić, co jest do zrobienia. A on potrafi. Więc go tolerują.

Kilka dni temu, 28 lipca Mama odeszła z tego świata. Cicho, skromnie, tak, by nikomu nie robić kłopotu. W swoim ukochanym Wyszogrodzie, w pięknym ogrodzie na wysokiej wiślanej skarpie. Tam, gdzie przed wojną pływała kajakiem, grała w siatkówkę, przeżywała swoją cudowną młodość.

Ona – Sprawiedliwa Wśród Narodów Świata, Komandor Orderu Odrodzenia Polski, która po wprowadzeniu stanu wojennego jeździła od więzienia do więzienia z paczkami dla bliskich (z najbliższej rodziny siedmioro było internowanych i uwięzionych: w tym obaj synowie, rodzeństwo, dzieci jedynego brata). Jest bowiem z nadzwyczajnego pokolenia. Pomarzmy sobie, by ci, którzy dzisiaj rządzą, cokolwiek zrozumieli  z przesłania zapisanego w biografiach tej generacji ze spiżu.

Wróć