Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kulturowy zawrót głowy...

21-09-2022 21:42 | Autor: Mirosław Miroński
Kultura to taka dziedzina, w której czasem trudno się połapać. Przepraszam za kolokwializm, ale dla większości ludzi nieowijających rzeczy w bawełnę, tak właśnie jest. Niewielu z nas chce się przyznać, że wielu zjawisk zachodzących w kulturze po prostu nie ogarnia. Ups! Znów kolokwializm.

Wcale im się temu nie dziwię, bo jak tu być mądrym. Z jednej strony, na wiodących festiwalach piosenki mamy obok siebie disco polo i tzw. muzykę ambitną. Jak porównać dawne kabarety lat 60-tych, 70-tych, 80-tych – z tym, co dziś nazywane jest kabaretem? Już sama próba zestawienia jednych i drugich wydaje się groteskowa. Sama w sobie mogłaby być dobrym tematem dla satyryków. To jakiś oksymoron logiczny, w którym wszystko nawzajem się wyklucza. Bo jeśli za satyryków kabaretowych uznajemy np. Jeremiego Przyborę, Jerzego Wasowskiego, znanych z autorskiego Kabaretu Starszych Panów, oraz całą plejadę gwiazd, które przewinęły przez ten kabaret albo nieodżałowanego Jana Kaczmarka - twórcę Kabaretu Elita i satyryków, z którymi przez lata współpracował, takich jak: Tadeusz Drozda czy Andrzej Waligórski lub Ewa Szumańska, zapamiętana z przezabawnej serii „Z pamiętnika młodej lekarki” – to przyznać trzeba, że potrzebne jest inne określenie na osoby, które dziś profesjonalnie zajmują się rozśmieszaniem publiczności.

Ktoś powie – mamy luksusowe limuzyny i tandetne wehikuły na naszych drogach. Jedne i drugie nazywamy samochodami, chociaż jedne uosabiają szczyt techniki, drugie zaś są to tzw. wynalazki budżetowe w dodatku zapóźnione pod względem technicznym. Kojarzą się bardziej z niewygodą, a czasem kopcą niemiłosiernie ze względu na swój podeszły wiek. Należą do innej epoki, kiedy to jeszcze elektronika nie była powszechna w tego typu pojazdach drogowych. O ile mówiąc o samochodach obserwujemy stały postęp jeśli chodzi o jakość, o tyle nie można tego powiedzieć w odniesieniu do polskich kabaretów. Tu mamy do czynienia z wyraźnym spadkiem jakości postępującym wraz z upływem czasu. Zresztą, tę refleksję można odnieść także do innych dziedzin życia, zwłaszcza zaś do kultury.

Zalew różnego rodzaju „produkcji” nie ułatwia wyboru. Internet jest pełen rzeczy wartościowych, z tzw. górnej półki i najrozmaitszych śmieci, które nazywane są filmami, piosenkami lub czymkolwiek innym, a wcale na to nie zasługują. No cóż. Nie liczy się tu jakość, nie wartość, nie umiejętności. Liczy się popularność, a tę zdobywa autor dzieła niezależnie od jego poziomu. W ostatecznym rachunku chodzi bowiem o liczbę kliknięć, lajków, polubień etc.

O ileż prostsze było nasze życie w tzw. „realu”, inaczej mówiąc w rzeczywistości niż dzisiejsze, zwłaszcza to wirtualne. Wystarczy wspomnieć lata 70. lub 80. Przed laty w stolicy miały miejsce wielkie cykliczne wydarzenia kulturalne. Stanowiły one kalendarium dla każdego, kto uważał się za człowieka jako tako obytego i znającego się na sztuce, literaturze, muzyce, plastyce, teatrze, kinie i innych obszarach życia duchowego. Do obowiązku należało oglądanie Międzynarodowego Biennale Plakatu w Warszawie. Któż z nas, pamiętających czasy PRL-u, nie stał w długich kolejkach po bilety do kin podczas Konfrontacji Filmowych – przeglądu najnowszych i najważniejszych filmów? Ileż to razy odchodziliśmy od kasy z niczym, a alternatywą było kupno biletu po znacznie wyższej cenie u „konika”? Konik, czyli sprzedawca biletów po cenach wolnorynkowych to niemal instytucja. Często był ostatnią deską ratunku dla spóźnionych, którzy byli zdeterminowani aby wejść na upragniony seans przepłacając słono. Zresztą, kino było miejscem, gdzie nie tylko oglądało się filmy, ale było też areną spotkań towarzyskich. Niemal powszechne było umawianie się dziewczyną w kinie. Można było pobyć razem w dość kameralnych warunkach, zamiast wałęsać się np. po parku. Warto przypomnieć, że dzięki Konfrontacjom można było być na bieżąco, jeśli chodzi kinematografię w ogóle, a filmy warte obejrzenia, tzw. ambitne zwłaszcza.

Nie inaczej było w kwestii muzyki. Pomijając okolicznościowe koncerty światowych muzyków i zespołów w Warszawie, jak Rolling Stones, w ofercie były też takie wydarzenia jak Jazz Jamboree, Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczesnej Warszawska Jesień, o której napiszę więcej w przyszłym numerze.

Wydarzenia te niczym kamienie milowe ułatwiały orientację na krętej drodze, którą podąża kultura. Chociaż niektóre wciąż istnieją i kontynuują swoją misję, ich wpływ na odbiorców jest słabszy. A szkoda. Mamy więc zamiast tego kulturowy zawrót głowy.

Wróć