Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Których granic nie warto przekraczać...

09-11-2021 20:59 | Autor: Maciej Petruczenko
Choć w dzisiejszych warunkach tradycyjne środki komunikacji masowej, a także coraz bardziej urozmaicone media społecznościowe pozwalają na publiczne wyrażanie poglądów w sprawach dotyczących polityki, starym zwyczajem na ulice wielu polskich miast, w tym miasta stołecznego Warszawa, wyległy nieprzebrane tłumy światłych Polaków i Polek, protestując przeciw ubiegłorocznemu zinterpretowaniu przez Trybunał Konstytucyjny przepisów o przerywaniu ciąży. Zapalnikiem, który uruchomił z pewnym opóźnieniem tę bombę protestacyjną, była śmierć pięknej młodej kobiety w szpitalu w Pszczynie, gdzie – jak już wiemy z treści przesyłanych przez nią esemesów – tak długo czekano na obumarcie niedorozwiniętego płodu, aż wywiązała się sepsa, która zabiła ciężarną pacjentkę.

Przy okazji okazało się, że w skali minionego roku podobnych przypadków było więcej, bowiem wystraszeni położnicy bardziej się obawiają obecnie interwencji ścigającego „skrobanki” prokuratora niż śmiertelnych skutków swoich poczynań. Nie jest tajemnicą, że orzeczenie z października 2020 wywołała w gronie ginekologów „efekt mrożący”. Narzucona przez tzw. Trybunał Julii Przyłębskiej nowa interpretacja przepisów skłania, by zamiast za wszelką cenę walczyć o dobro matki i dziecka, lekarze musieli zastanawiać się, czy ich resort Zbigniewa Ziobry nie pośle za kratki w imię ideologicznych założeń. Wiadomo, że założenia te forsuje nie środowisko medyczne bynajmniej, lecz daleki od naukowego podejścia do rzeczywistości kościelny areopag, bardziej od prawd naukowo udowodnionych kochający dogmaty.

Jest rzeczą wielce zastanawiającą, iż w trzeciej dekadzie XXI wieku kraj mający społeczeństwo całkiem dobrze wykształcone usiłuje cofnąć swoich obywateli do czasów średniowiecza. Ambona ma być mądrzejsza od naukowej katedry, a świeżo zaproponowany przez wspomniany resort sprawiedliwości karomierz wskazuje, że już niewiele brakuje, by przywrócono palenie ludzi myślących inaczej na stosie albo topienie „czarownic”. Już mamy przecież do czynienia z „wypędzaniem złego ducha” poprzez egzorcyzmy, mające „uwolnić od dręczeń demonicznych”. Na specjalistycznej stronie internetowej czytamy: „Nie traktuj księży egzorcystów jak magów i szamanów /.../. Kiedy będziesz szukał egzorcysty, unikaj fałszywych, świeckich egzorcystów /.../. Nie daj się nabrać na ogłoszenia w gazetach i internecie /.../. Pomocy szukaj tylko w Kościele.”

Czyżby chodziło tu o korporacyjną rywalizację z psychologami, których przecież z uwagi na fachowe wykształcenie nie da się zaliczyć do magów i szamanów?

Przywołuję akurat przykład egzorcyzmów nie dlatego, żeby Kościołowi Rzymskokatolickiemu, mojemu Kościołowi zresztą, dopiec ze szczególną złośliwością. Historia sprawiła, że stał się on osią naszej kultury narodowej i nie da się tego zmienić z dnia na dzień. Pamiętać jednak wypada, że rozwój chrześcijaństwa to nie tylko nieprzerwane kultywowanie miłości bliźniego, ale też mordowanie milionów ludzi w imię

„nawrócenia”, to sprzyjanie wielu krwawym władcom, to nieustanne zagarnianie publicznych dóbr, to ponure dzieje papiestwa, to liczne przypadki pedofilii... Lepiej byłoby zatem, żebyśmy dziś widzieli – o ile to możliwe – tylko tę przyjaźniejszą twarz Kościoła, łączącego głoszenie Dobrej Nowiny z dobrymi uczynkami na co dzień. Jeśli zaś będą kontynuowane próby ponownego łączenia tronu z ołtarzem, to źle to się skończy i dla jednego, i dla drugiego. Tym bardziej, że artykuł 25 Konstytucji RP wyraźnie powiada: „stosunki między państwem a kościołami i innymi związkami wyznaniowymi są kształtowane na zasadzie poszanowania ich autonomii oraz wzajemnej n i e z a l e ż n o ś c i każdego w swoim zakresie, jak również współdziałania dla dobra człowieka i dobra wspólnego”. Artykuł ten traktuje się jako „przyjazny rozdział” związków wyznaniowych od państwa, co w praktyce nie za bardzo potwierdza jednak moda na etatowe zatrudnianie kapelanów – nawet w instancjach skarbowych. A jeśli chodzi o poszanowanie dla różnych wyznań to bodaj po raz ostatni widziałem, jak dano temu wyraz, gdy uroczyście otwierany był Stadion Narodowy w Warszawie i poproszono o wspólne błogosławieństwo kapłanów wielu odmian chrześcijaństwa, którzy zgodnie zasiedli obok siebie.

Dzisiejsza władza w Polsce dąży najwyraźniej do wzięcia społeczeństwa w ryzy kościelne, wskazując jako bodaj największych wrogów RP „ulicę i zagranicę”. Z protestami ulicznymi jakoś daje sobie radę, stosując stopniowo coraz ostrzejsze środki przymusu bezpośredniego. Wpływy zagraniczne natomiast próbuje powstrzymać przede wszystkim poprzez obrzydzanie Unii Europejskiej, którą wielu prominentnych przedstawicieli państwa zaczyna traktować jako naszego ciemiężyciela, agresora i niemalże najeźdźcę, gwałcącego – na razie zdalnie – suwerenność Rzeczypospolitej. Paweł Lisicki, były redaktor naczelny dziennika o nazwie – nomen omen – „Rzeczpospolita”, a teraz szef tygodnika „DO RZECZY” otworzył ostatnie wydanie tego pisma jednoznacznym hasłem: „Czas zlikwidować Parlament Europejski”. Takie posunięcie proponuje na łamach „Tygodnika Lisickiego”... eurodeputowany Ryszard Legutko.

Jak widać, są u nas ludzie zdolni do przekraczania granic szaleństwa i to w momencie, gdy w obrębie europejskiej wspólnoty potrzebne jest wzajemne wspieranie się państw-członków w reakcji na perfidne sprowadzanie przez prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenkę tłumu uchodźców z Afryki i Azji na granice z Polską i Litwą. Łukaszenka, całkiem niedawno określony przez byłego marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego mianem „ciepłego człowieka”, zdaje się potwierdzać to miano, dając nam zdrowo popalić...

Wróć