Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto po kim chce się przejechać...

16-09-2020 20:45 | Autor: Maciej Petruczenko
Dyskretnie i po cichu wspomniano u nas o 125. rocznicy urodzin znakomitego poety Juliana Tuwima (1894-1953). Dla wielu osób to postać niejednoznaczna. Antysemitom nigdy się nie podobał jako Polak pochodzący z rodziny asymilowanych Żydów. Dzisiejsi rozliczeniowcy zaś mogą mu słusznie wypomnieć bliski flirt z komuną, gdy po okresie emigracji wrócił do Polski w 1946 roku i nawet zgodził się trzy lata później na współuczestnictwo w Ogólnokrajowym Komitecie Obchodu 70-lecia Józefa Stalina.

Ten wprost niezrównany przedwojenny satyryk, obficie zaopatrujący kabarety dowcipnymi tekstami, stał się jako repatriant pupilkiem komuny, która dała mu do dyspozycji willę w Aninie. Cokolwiek jednak rzec o jego politycznych upodobanich, to i tak nie zmieni się faktu, iż talent do operowania polszczyzną miał wprost niebywały. Przypomnę więc tylko dowcip sytuacyjny, jaki w latach trzydziestych przyszło mu wygłosić na bankiecie z udziałem ówczesnych prominentów władzy.

Sam generał Bolesław Wieniawa-Długoszowski, ujrzawszy Tuwima przy stole, wzniósł zaraz taki oto toast: – Proszę państwa, gdybyśmy nie mieli tak wielkiego poety jak Adam Mickiewicz, nie powstałby cudowny poemat „Pan Tadeusz”. Gdyby nie ten poemat, zabrakłoby nam postaci Jankiela. A gdyby nie pojawiła się postać Jankiela, nie byłoby w Polsce Żydów. Niech żyje Julian Tuwim! Na takie dictum cherlawy literat z łódzkim rodowodem odpowiedział podobnym toastem: –To prawda, że bez Adama Mickiewicza nie mielibyśmy poematu „Pan Tadeusz” i nie utrwaliłaby się postać Jankiela. A gdyby nie Jankiel, nie byłoby w Polsce cymbałów. Niech żyje generał Wieniawa-Długoszowski!

Powracam do tego dawnego zdarzenia nie tylko z uwagi na jego humorystyczny wydźwięk. Dziś już bardzo rzadko mówi się o dyskryminowaniu Żydów w międzywojennej Polsce poprzez ograniczanie przyjęć na studia (numerus clausus) lub tzw. getto ławkowe, zmuszające starozakonnych do siadania osobno. Obecnie może się to kojarzyć z próbami noweg podziału społeczeństwa polskiego – już nie z uwagi na wyznanie, lecz kwestie czysto polityczne. Stąd przy zatrudnianiu w sektorze państwowym nie ludzie zdolni się liczą, ale posłuszni wykonawcy partyjnych poleceń. Do czego to może prowadzić, przekonaliśmy się, gdy z publicznych funduszy przetracono na oczach społeczeństwa aż 70 mln złotych na wydrukowane przedwcześnie pakiety do głosowania korespondencyjnego w wyborach prezydenckich. Będąca nieuzależnionym od polityki ekspertem prawniczym prof. Ewa Łętowska pochwaliła wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, wskazujący, że premier Mateusz Morawiecki naruszył konstytucję i inne akty prawne, nakazując Poczcie Polskiej przygotowanie korespondencyjnych wyborów prezydenckich. Pani profesor wyraziła swoją opinię eleganckimi słowami, bo nie wypadało jej raczej powiedzieć wprost, iż ani premier, ani inni urzędnicy państwowi nie mogą traktować wykonywania swoich funkcji na zasadzie zabawy w piaskownicy. Inna sprawa, że winni owych nruszeń prawa prominenci zapewne wyłgają się od jakiejkolwiek odpowiedzialności, jeśli większość sejmowa przegłosuje planowaną ustawę „covidową”, która ma ich uniewinnić in gremio jako działających w stanie wyższej konieczności, gdy należało chronić społeczeństwo przed skutkami pandemii.

Dziwnym trafem, przed owymi skutkami nie chroni się samorządów terytorialnych, zwłaszcza tych, które za swoją niezależność są ewidentnie karane przez rząd. Mam nadzieję, że taką karą, nałożoną ewentualnie na niemiły władzy Ursynów, nie będzie nagłe wpuszczenie potoku pojazdów, które miałyby jako swój szlak tranzytowy wybrać ulicę Filipiny Płaskowickiej. Zgodnie z planem inwestycyjnym Głównej Dyrekcjji Dróg Krajowych i Autostrad, tranzytowa fala powinna się przelewać przez tę dzielnicę dopiero po wybudowaniu tunelu pod wspomnianą ulicą. Jednakże borykająca się z licznymi opóźnieniami GDDKiA chce ponoć puścić tę falę dużo wcześniej i to bynajmniej nie tunelem pod Płaskowickiej, lecz na powierzchni tej ulicy, jak również dwu innych ulic – Indiry Gandhi i Jana Rosoła. Dobrze, że Rada Ursynowa jednogłośnie przeciwko temu protestuje i wierzę, że szaleńczy plan uda się powstrzymać.

Niektórzy mogą dodatkowo podejrzewać, iż przejechanie się po grzbiecie śp. Filipiny może być politycznym rewanżem za utrzymywanie jako patronki ulicy – dziewiętnastowiecznej nauczycielki-socjalistki, która założyła pierwsze na ziemiach polskich Koło Gospodyń Wiejskich. Przy takiej legitymacji ideologicznej nawet prześladowanie przez carat i zsyłka na Syberię mogą Płaskowickiej nie wystarczyć jako usprawiedliwienie społecznych działań wśród żyjącego w okrutnym zacofaniu chłopstwa.

Uruchomienie węzłów Ursynów Zachód i Ursynów Wschód na Południowej Obwodnicy Warszawy wydaje się decydentom z GDDKiA rzeczą pilną, ale ryzyko, że ulicami lokalnymi ruszy tranzyt pojazdów do 16 ton wydaje się bardzo duże i na pewno zakłóciłoby to normalna komunikację ursynowską, a także wilanowską. Tylko czy inwestorzy zechcą się z tym liczyć? Już mało kto pamięta, że dla świętego spokoju wpakowana w sam środek megaosiedla Ursynów autostradę przemianowano dla niepoznaki na „drogę ekspresową”. A jeszcze w połowie lat dziewięćdziesiątych eksperci przy pełnej akceptacji władz miasta (prezydent Marcin Święcicki) negatywnie oceniali sam pomysł przeprowadzenia autostrady w tym rejonie. W Centrum Onkologii odbyła się nawet specjalna sesja naukowa na ten temat i wydano książkę wykazującą bezsens takiego ulokowania inwestycji. Z czasem o tych pierwotnych ekspertyzach jakby zapomniano, no i dzielnicę zaczęto przecinać na pół. Dobrze chociaż, że ma to być przecięcie tunelem. Tylko niech ten tunel zostanie otwarty, zanim automobilowa nawała ruszy na Ursynów i Wilanów.

Wróć