Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kto komu wciska kit

10-03-2021 20:22 | Autor: Tadeusz Porębski
Gdzie się dzisiaj nie ruszysz, wszędzie słyszysz nazwisko Obajtek. Media nie dają oddechu – Obajtek to, Obajtek tamto, dookoła Wojtek. Co wiemy o panu Danielu Obajtku? To niewątpliwie duży bystrzak, który z zabitego dechami zadupia wspiął się na najwyższy szczebel drabiny społecznej, zdobywając posadę szefa największego koncernu paliwowego w Polsce, obracającego niewyobrażalnymi środkami finansowymi. Wiemy też, że jest zaradny, bo nabył zabytkowy dworek i z kopyta uzyskał milionowe dofinansowanie z budżetu państwa na jego modernizację. Wiemy, że Prezes dałby się za niego pokroić w talarki, a faworytowi Prezesa nie może w dzisiejszej Polsce spaść włos z głowy, więc te taśmy, wnioski do prokuratury i żądania dymisji są o dupę potłuc. Także premier rządu uważa pana Obajtka za wielkiego menedżera, który potroił zyski państwowego koncernu Orlen, więc mowy o dymisji być nie może. Wiemy na koniec, że pan Obajtek to swój chłop, który nie pozwolił zakuć się w kajdany poprawnej polszczyzny.

Z tym potrojeniem zysku Orlenu to prawda, szkoda tylko, że nastąpiło to naszym kosztem. Ni w ząb nie mogę pojąć, dlaczego w marcu 2018 r., kiedy baryłka ropy kosztowała około 240 zł, cena detaliczna litra Pb 95 wynosiła 4,60 zł, a dzisiaj, kiedy baryłka „czarnego złota” kosztuje tyle samo (241 zł) muszę płacić na stacji benzynowej aż o 50 groszy więcej. Może dlatego, że rząd po cichu wprowadził nowy podatek zwany „opłatą emisyjną” (co to do cholery jest?!) wynoszącą 8 groszy na litrze netto. Dlatego w menedżerskie talenty pana Obajtka raczej nie wierzę, skłaniam się natomiast do postawienia tezy, że ten facet rodem z Pcimia posiada coś, co nazywamy chłopskim sprytem (nie mylić z inteligencją), który pozwala w Polsce otwierać kolejne drzwi do wielkiej polityki i na salony.

Nie posiadamy elit z dziada pradziada, ponieważ zostały wybite przez Hitlera, Stalina i po wojnie przez Bieruta oraz kontrolowany przez Sowietów UB. Dlatego dzisiaj salony dostępne są dla tych, którzy błękitną krew i wszechstronne wykształcenie potrafią zastąpić chłopskim sprytem. Ciągnie się za nami niczym smród po kalesonach niezrozumiałe dla Zachodu przysłowie „Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera”. Historia zatoczyła koło i po podpisaniu przez prezydenta stosownej ustawy nie potrzeba już kierunkowego wykształcenia, by pierwszy lepszy gość mógł zostać dyplomatą. Ba, nawet nie jest wymagana znajomość obcego języka. „Nie papierek, lecz pokora zrobi zeń ambasadora” – ta żartobliwa transformacja wspomnianego wcześniej hasła – to od dzisiaj klucz do politycznej kariery w kraju nad Wisłą.

Zastanawiające jest to, że postać Nikodema Dyzmy, prowincjonalnego kołtuna, pożądanego na salonach i podziwianego przez elity, została wymyślona właśnie w Polsce. On nie ma odpowiednika w światowej literaturze. Trochę otarł się o ten temat Mark Twain w powieści „Królewicz i żebrak”, ale tam nieletni żebrak przepoczwarzył się w księcia przez pomyłkę.

Ostatnio wynurzenia dwóch członków rządu omal nie wywołały u mnie zawału serca, choć powinny wywołać paroksyzm śmiechu. Krzysztof Tchórzewski, robiący u premiera rządu za przewodniczącego Rady Doradców Politycznych, wypowiadał się był na temat podwyżek energii elektrycznej. Prąd podrożał o około 10 proc. i będzie systematycznie drożał aż do roku 2030. Tak przepowiadają eksperci. Pan minister Krzysztof Tchórzewski starał się uzasadnić podwyżki. Wpierw gadał o jakichś koszykach, że niby w jednym jest taniej, ale w drugim drożej, by tak spuentować swoją wypowiedź: „Podwyżki nie są dokuczliwe, bo coraz więcej zarabiamy. Tym samym nie potrzebujemy też rekompensat”. Nic z tego bełkotu nie zrozumiałem.

Rok wcześniej w podobnym tonie wypowiedział się Andrzej Duda, wybitny ekonomista i znawca problematyki rynkowej: „Oczywiście, niektóre produkty zdrożały bardziej, oni podawali, że o 25 proc. zdrożały chleb i cukier. Ale z w ogromnym stopniu potaniał olej. Ceny poszły w górę, ale wynagrodzenia poszły w górę znacznie mocniej”. Tym samym nawiązał do towarzysza Władysława Gomułki, równie wybitnego eksperta od spraw gospodarczych w dobie PRL, który w 1976 r. tak usprawiedliwiał podwyżki mięsa: „Owszem, zdrożało mięso, ale za to staniały lokomotywy i sznurek do snopowiązałek”.

Kolejny gęgacz Michał Wójcik, zastępca Zbigniewa Ziobry, dopytywany przez Monikę Olejnik, czy Solidarna Polska zagłosuje za unijnym Funduszem Odbudowy odparł: „Uważamy, że jest niebezpieczeństwo, jeśli chodzi o mechanizm łączący praworządność z wydatkowaniem środków unijnych. Jest to mechanizm, który otwiera praktycznie furtkę na możliwość grzebania w polskim porządku prawnym, jak również może zagrozić naszej suwerenności”.

Też nie bardzo rozumiem, o co gościowi chodzi z tą rzekomą utratą suwerenności. W Brukseli leży na stole 750 miliardów euro do podziału przez kraje członkowskie, ale by mogły zostać podzielone, konieczna jest zgoda parlamentów wszystkich krajów wspólnoty. Niektóre z nich – jak na przykład zrujnowani gospodarczo przez pandemię nasi sąsiedzi Słowacja i Czechy – łakną tych pieniędzy niczym kania dżdżu. Polski parlament jest jedynym krajem spośród 27 członków UE, który jeszcze nie przegłosował stosownej ustawy. PiS bez Solidarnej Polski nie ma w Sejmie większości i jest możliwe, że zablokujemy podział 750 miliardów euro, ponieważ partia Ziobry wydaje się być nieprzejednana. Powodem obstrukcji jest rzekome zagrożenie dla naszej suwerenności w przypadku przyjęcia aktu prawnego o powiązaniu europejskich funduszy z przestrzeganiem praworządności.

A przecież nie kto inny, jak guru dzisiejszej prawicy Lech Kaczyński ratyfikował 10 października 2009 r. Traktat Lizboński. Ważną kwestią, która wiąże zasadę pierwszeństwa prawa unijnego z Traktatem, jest Deklaracja Nr 17. Dokument mówi, iż prawo unijne oraz traktaty UE mają pierwszeństwo przed prawem krajowym. Zgodziliśmy się wejść do europejskiej wspólnoty i zaakceptować postanowienia wynikające z lizbońskiego traktatu. Zastępca Ziobry zdaje się nie znać definicji słowa „wspólnota” albo tylko udaje, że jej nie zna. Według dynamicznej teorii wspólnoty jest to ekskluzywna zbiorowość ludzka, w której dla każdego jej członka suma jego więzi „do wewnątrz” przewyższa sumę więzi „na zewnątrz”. Co to konkretnie oznacza? Dobrym przykładem może być nawet zwykła wspólnota mieszkaniowa, bo przynależność do niej znacznie ogranicza suwerenność każdego członka i rodziny. Posiadamy własne mieszkanie, ale musimy respektować regulamin wewnętrzny, którego zapisy określają nasze prawa, a także obowiązki, czyli co nam wolno, a czego nie wolno. Na tym polega urok wspólnoty.

A co z rzekomą utratą przez nasz kraj suwerenności, którą wieszczy Solidarna Polska po zaakceptowaniu Funduszu Odbudowy w zaproponowanym przez Brukselę kształcie? To bzdura, bo skoro dużo mniejsze i słabsze od nas kraje wspólnoty jak Estonia, Łotwa, Litwa, Słowacja i Czechy nie obawiają się utraty suwerenności na rzecz Unii Europejskiej, to my tym bardziej nie powinniśmy się tego bać. Czy Polską rządzą osobnicy nieprzygotowani merytorycznie do rządzenia państwem, ale wyposażeni w chłopski spryt i partyjne koneksje? To pytanie do Czytelników. Mogę jedynie informować co mamy, wszak z faktami nikt rozumny nie będzie polemizować. A mamy największy deficyt w historii (109 mld zł), najbardziej opodatkowaną gospodarkę ostatnich 20 lat (34 nowe podatki), najwyższą inflację bazową ostatnich 19 lat i najwyższą w UE (4,3 proc.), najwyższy spadek PKB od 30 lat (-8,2 proc.), najbardziej opresyjną ustawę antyaborcyjną, kompletny chaos w sądownictwie oraz systematycznie przybierające na sile niepokoje społeczne.

Może faktycznie czas na emigrację? W ostatnim czasie gorączkowo przeszukuję rodzinne papiery, licząc, że znajdę tam ślady po związkach moich przodków z rodzinami Apfelbaumów, Cukiermanów bądź Finkelsteinów. Gdybym znalazł, mógłbym ubiegać się o obywatelstwo Izraela. Czemu akurat Izraela? Bo tam już siedzą w knajpach, piją, bawią się, a nawet mogą organizować imprezy na 300 osób. To jest napęd, który dzisiaj kieruje mnie w rejon Morza Martwego i tętniącego życiem Tel Awiwu oraz jego pięknych plaż.

Wróć