Moje pokolenie akurat dorastało w rytmie boogie-woogie i idącego krok naprzód rock-and-rolla, bo już nawet zwykły swing nas nie podniecał. Ulegaliśmy więc faktycznie negroidalnym wpływom muzycznym, buntując się przeciw tak dystyngowanym rytmom jak wiedeński walc i lekceważąc też namiętne skądinąd tango. Dziś moda na tradycyjne tańce powróciła tak, jak w roku bodaj 1958 powróciły przynajmniej na ekranach Telewizji Polskiej niegdysiejsze formy eleganckiego zachowania i ubioru, przypomniane przez Jeremiego Przyborę i Jerzego Wasowskiego w Kabarecie Starszych Panów i niejako kontrujące narzucone przez stalinowców komunistyczne prostactwo. Zamiast nucić utwór „O Nowej to Hucie piosenka, o nowej to Hucie melodia”, zachwycaliśmy się wokalną dynamiką Elvisa Presleya, a w ślad za tym porywał nas rytm „Rock-and-Roll Music” brytyjskiego zespołu The Beatles. Nawet dziś mogę zaimponować moim wnuczkom, tańcząc z babcią żywiołowego rocka z przerzucaniem przez plecy. I takimi akcjami ośmieszam dyskotekowych dreptaków.
Jeśli więc ktoś mnie zapyta, czy jestem za potańcówkami „outdoor”, to powiem od razu, że – jak najbardziej. Jest to bowiem łączenie przyjemnego z pożytecznym. A pożyteczny wydaje się sam ruch, będący poniekąd namiastką sportu.
Sport zaś widzimy teraz wokół nas, bo poszczególne dzielnice Warszawy i miejscowości podwarszawskie organizują biegi uliczne dla wszystkich. To wyjątkowo zdrowa forma integracji społecznej, choć w moim osobistym odczuciu – zamiast zamieniać amatorów biegania w uliczników i ulicznice, lepiej zaproponować im bieganie po lesie. Oczywiście, masowe wykorzystywanie tej formy ruchu, korzystniejsze wprawdzie dla stawów biegaczy, nie sprzyja jednak ani faunie, ani florze chociażby Lasu Kabackiego. O wiele sympatyczniejszy jest widok jeźdźców, a zwłaszcza jeźdźczyń, przemierzających np. Lasy Chojnowskie, gdzie jednocześnie na ich drodze jeleni, saren, dzików, lisów i łosi pod dostatkiem.
W ostatnich latach wywiązała się gorąca dyskusja na temat planowanego zniszczenia Parku Krajobrazowego Lasów Chojnowskich, bo jeden z posłów partii Prawo i Sprawiedliwość próbował narzucić taki przebieg trakcji kolejowej i autostrad, planowanych w związku z budową megalotniska w Baranowie, że droga szybkiego ruchu przecinałyby ów Park, uważany, obok Lasu Kabackiego, za południowe płuca Warszawy. Mam nadzieję, że w nowym układzie politycznym ten skandaliczny projekt zostanie zarzucony, a wspomniana wcześniej zwierzyna będzie za to ogromnie wdzięczna. Bo i tak zdążyła już doznać krzywdy od różnych mających władzę w ręku politruków.
A politrucy spowodowali między innymi, że Polska musi uiścić 626,3 mln euro z powodu niepłacenia (za czasów PiS) kar orzeczonych wyrokami sądów europejskich. Konkretnie mówiąc, gdy zapytać, kto nas naraził na ten niepotrzebny wydatek ze społecznych funduszy, wypada wskazać stronę rządową za czasów szarogęszenia się Prawa i Sprawiedliwości wraz z jego pomocnikami, szalbierzami w niejednym wypadku. Czy ktoś jednak przypomina sobie, że w tej sprawie ostrzegali może przed popełnianiem przez Polskę ewidentnych przewin prezydent Andrzej Duda i prezes PiS-u Jarosław Kaczyński? Co im tam, przecież kary umowne i tak nie popłynęłyby z ich prywatnych kieszeni... Jakaż to wygoda, gdy można mądrzyć się w różnych sprawach przed mikrofonami i kamerami mediów – na cudzy koszt...
Nasz niezastąpiony na razie prezydent Duda przypomniał sobie, że na początku swej działalności na tym stanowisku wyruszył w podróż do Chin, mocarstwa stopniowo opanowującego świat od strony ekonomicznej. Tymczasem nawet takie nasze firmy mięsne, jak Krakus i Morliny, znalazły się w rękach Chińczyków. Przeciętny nabywca produktów tych marek pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, przypuszczając zapewne, że ci niedoścignieni obecnie w świecie marketingowcy zainteresowani są tylko tak prestiżowymi markami jak Volvo.
Tymczasem, wśród sporów Koalicji Obywatelskiej ze Zjednoczoną Prawicą, mało kto słyszy głos prokościelnej gazety „Nasz Dziennik”, którą akurat guzik obchodzi, co tańczy obecnie polskie społeczeństwo, skoro tańce rytualne w kościele jakby przestało wykonywać trzymające się za ręce prawicowo-rządowe towarzystwo. Lubię wprawdzie, gdy na krajowej scenie politycznej w miarę równoważą się wszelkie opcje, ale wydaje mi się, że redaktorzy „Naszego Dziennika” cokolwiek przesadzają, stwierdzając ostatnio na pierwszej stronie: „Wydarzenia z naszej historii, oglądane z perspektywy świętej wiary katolickiej, dowodzą istnienia związku dziejów Polski z wiernością Bogu i Maryi.”
Nie sądzę, że nasza wierność lub niewierność Bogu i Maryi bardzo obchodzi Chińczyków, ale żelazne prawa rynku – na pewno tak.