Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kościół jako morderca? Niestety, tak...

07-07-2021 21:27 | Autor: Tadeusz Porębski
My tu sobie gadu gadu, tymczasem świat żyje ostatnio tragicznymi wydarzeniami płynącymi z Kanady, płoną tam kościoły i niszczone są pomniki Jana Pawła II oraz królowych Anglii Wiktorii i Elżbiety II. Na terenach dawnych szkół dla dzieci rdzennej ludności, czyli Indian, prowadzonych przez Kościół katolicki, znajdowane są kolejne masowe groby. Aż 751 bezimiennych grobów znaleziono na cmentarzu przy byłej przymusowej szkole dla Indian w prowincji Saskatchewan. W Kolumbii Brytyjskiej znaleziono masowy grób ze szczątkami 215 uczniów z Kamloops Indian Residential School.

"Znajdziemy więcej grobów, gdzie państwo i Kościół katolicki zabijały naszych ludzi. Mieliśmy obozy koncentracyjne, nazywano je Residential Schools. Jedynym przestępstwem, jakie popełniliśmy jako dzieci, było urodzić się Indianinem" – oświadczył przed telewizyjnymi kamerami wódz Bobby Cameron z Federacji Suwerennych Rdzennych Narodów. W tego typu "szkołach" dokonywano po prostu kulturowego ludobójstwa. Dzieci gwałtem zmuszano do przyjmowania kultury oraz języka kolonizatorów. Tak naprawdę Residential Schools były kaźniami, w których dzieci głodzono, bito, gwałcono i poddawano przemocy psychicznej. Ponad 150 tys. dzieci zindoktrynowano, a tysiące opornych zabito. Kilkadziesiąt tysięcy uczniów przepadło bez wieści.

Cadmus Delorme, wódz Indian Cowessess, zażądał od papieża oficjalnych przeprosin oraz publicznego pokajania się za popełnione przez Kościół zbrodnie. I słusznie. Zdaniem kanadyjskich mediów, Kościół katolicki jako jedyny nie przeprosił ofiar szkół z internatem. Jan Paweł II był w Kanadzie trzykrotnie i ignorował problem. Kanada to jednak tylko czubek góry lodowej. Bezimienne pochówki setek dzieci, nielegalne adopcje, dzieci odbierane matkom – to bilans 70 lat działalności irlandzkich domów matki i dziecka. Przez cały czas nad placówkami kuratelę sprawowały instytucje Kościoła katolickiego. Ofiary do dzisiaj nie doczekały się zadośćuczynienia. Tylko Kościół katolicki nie chce wziąć odpowiedzialności za swoje zbrodnie i nie przeprasza. Kościoły protestanckie już przeprosiły i wypłacają pieniądze. W latach 1921-1963 w Irlandii działały domy matki i dziecka. Zmarło w nich 9 tysięcy dzieci. Nad tymi placówkami kuratelę sprawowały instytucje kościelne.

Catherine Corless, historyczka z miejscowości Tuam, przeanalizowała akty zgonów z funkcjonującego w tym mieście domu dziecka. Wynikało z nich, że gdzieś w nieoznakowanym, masowym grobie muszą znajdować się ciała 800 dzieci. Gdy po jej rewelacjach w Bon Secours w Tuam (hrabstwo Galway) przeprowadzono poszukiwania, odkryto podziemną strukturę, element systemu kanalizacji, podzieloną na 20 komór. Ciała dzieci wrzucano po prostu do szamba. Grzebane nielegalnie ciała odnajdywano potem w kolejnych latach m.in. w Bessborough (hrabstwo Cork), czy Sean Ross (hrabstwo Tipperary). Anonimowe cmentarzyska znajdowały się z reguły w pobliżu domów dla niezamężnych matek. Dla wielu z nich mniejszym wstydem było oddać dziecko, niż być samotną matką. Niezamężne matki były bowiem narażone na obelgi, ostracyzm i społeczne wykluczenie. Choć kobiety z dziećmi nie były w tych ośrodkach umieszczane siłą, to nie pozostawiano im alternatywy. Do własnych domów nie mogły wrócić, więc w obawie przed bezdomnością wybierały w ich mniemaniu mniejsze zło. Takie kobiety traktowano jako upadłe, o ich dzieciach zaś mówiono, że są "nasieniem szatana"

Siostry ze Zgromadzenia Matki Bożej Wspomożenia Wiernych „pomagały” samotnym kobietom w ten sposób, że odbierały matkom dzieci. Matki mogły zajmować się swoim potomstwem wyłącznie przez rok po ich urodzeniu. Później dzieci były oddawane do adopcji, często zagranicznych i płatnych, co było niezgodne z ówczesnym prawem. Spora część umierała z powodu niedożywienia, stosowania fizycznej przemocy oraz wszechobecnych chorób zakaźnych. Zwłoki grzebano bezimiennie w zbiorniku na wodę lub w szambie. Arcybiskup Eamon Martin, głowa Kościoła katolickiego w Irlandii, szczerze przeprosił ofiary zarządzanego przez państwo i Kościół systemu domów dla samotnych matek z dziećmi, w których od lat dwudziestych do dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku zmarło 9 tys. dzieci, w większości pochowanych w bezimiennych masowych grobach. "Arcyfiolet" przyznał, że "Kościół w bezsporny sposób był częścią kultury, w której ludzie byli bardzo często stygmatyzowani, sądzeni i odrzucani". Zapomniał biedaczek dodać, że ci "ludzie" byli także bici, gwałceni i zabijani. We własne piersi uderzyło się również Zgromadzenie Sióstr Matki Boskiej Wspomożycielki: "Przyznajemy w szczególności, że niemowlęta i dzieci, które zmarły w tym domu, zostały pochowane w sposób pozbawiony szacunku i niedopuszczalny. Za to wszystko głęboko przepraszamy". I one "zapomniały" o przemocy, gwałtach i mordach dokonywanych na dzieciach.

Specjalna rządowa komisja pracowała przez sześć lat nad raportem, który opisywał działalność nieczynnych już katolickich domów dziecka w Irlandii. Wynika z niego, że w tego typu placówkach od 1922 r. zmarło około 9 tys. noworodków, niemowląt i małych dzieci. Ofiary skandalu z irlandzkich domów matki i dziecka otrzymają odszkodowania wypłacane przez rząd. Jednak irlandzki skarb państwa będzie ściągał należności od zakonu. Międzyresortowa komisja pod przewodnictwem Departamentu ds. Dzieci i Równości przygotowuje system zadośćuczynień dla poszkodowanych oraz ich rodzin. Ilu osobom i w jakiej wysokości będzie wypłacane świadczenie, na razie nie wiadomo. Początkowo komisja śledcza próbowała zrzucić odpowiedzialność za stworzenie systemu wyniszczającego kobiety i dzieci na barki ojców tych dzieci oraz rodziny matek. Mieliby oni ukryć w ten sposób nieślubne potomstwo w obawie przed ostracyzmem nietolerancyjnego i konserwatywnego społeczeństwa. Wszystko oczywiście za aprobatą Kościoła katolickiego. Jednak po opublikowaniu rewelacji w mediach, przetoczyła się przez Irlandię fala antyklerykalnych protestów i zdecydowano się ujawnić szczerą prawdę.

Prawda historyczna jest taka, że Kościół katolicki jest mocno splamiony krwią niewinnych. Kim byli hiszpańscy i portugalscy konkwistadorzy, jak nie rycerzami w służbie Boga i hiszpańskiej korony? Należy wyjaśnić, czym jest historyczny termin "Konkwista". Tak określa się hiszpańskie i portugalskie wyprawy zbrojne podejmowane od końca XV wieku w celu podboju nowo odkrytych terytoriów. Terror stosowany przez konkwistadorów wobec ludności tubylczej doprowadził m. in. do wytępienia wielu plemion, zniszczenia cywilizacji Majów, Azteków i Inków oraz zredukowania populacji Indian aż o 90 proc. Po wyparciu Maurów (muzułmanów) z Półwyspu Iberyjskiego szukano nowych dróg ekspansji. Konkwista miała być walką z niewiernymi, prowadzącą do nawrócenia ich na katolicyzm. "Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!" – nawoływał św. Marek. Uzbrojeni po zęby i zaopatrzeni w papieskie pełnomocnictwa Hernán Cortés, Francisco Pizarro, Pedro de Alvarado oraz ich następcy popłynęli więc za morza i oceany, by w ciągu pierwszych stu pięćdziesięciu lat "ewangelizacji" Ameryki Południowej zgładzić miliony jej rdzennych mieszkańców. Wszystko ze wzniosłymi hasłami o Bogu i ojczyźnie na ustach.

Mariusz Agnosiewicz świetnie scalił w Onecie w jedno konkwistę, Boga i dzisiejszych katolickich arcypasterzy: "Jan Paweł II nie zdobył się na prawdę o podboju i zniszczeniu, za które odpowiadają przecież nie tylko katoliccy władcy, ale i duchowieństwo. Przeciwnie, w 1992 r. uświęcił huczne obchody "500-lecia ewangelizacji Ameryki Łacińskiej", kiedy w tym czasie postępowe środowiska katolickie domagały się, by papiestwo wykorzystało rocznicę do przeproszenia za zbrodnie wobec Indian". Nie ma co dalej ściemniać, drodzy Czytelnicy. Fakty historyczne świadczą o tym, że Kościół katolicki wtargnął przed 500 laty do Ameryki Łacińskiej z bronią w ręku, bez respektu dla tamtejszych kultur i stał się współwinny największej masakrze w dziejach ludzkości, zaś jego misjonarze potępiali wszelkie uczucia religijne Indian jako "pochodzące od szatana". Prawda jest też taka, że od czasów Kolumba zaczął się proces eksterminacji, który nigdy nie ustał, a rok 1992 nie był żadnym powodem do świętowania, gdyż Holocaustu popełnionego na Żydach też się przecież nie celebruje, tylko oddaje cześć pamięci ofiar ludobójstwa.

Kiedy dodać do tego "zasługi" Watykanu i katolickiego kleru w umożliwieniu ucieczki do Ameryki Południowej tysiącom hitlerowskich zbrodniarzy wojennych przez specjalnie stworzoną tzw. „linię szczurów” jestem kontent, że już w wieku siedemnastu lat odwróciłem się od Kościoła i nie chcę mieć z tą instytucją nic wspólnego. „Linia szczurów” składała się z wielu pojedynczych komponentów, była to spontaniczna współpraca różnych instytucji, która została usankcjonowana po drugiej wojnie światowej. Najpierw ucieczka przez Alpy do Włoch, z tej możliwości skorzystało 90 procent nazistowskich zbrodniarzy. Potem pierwszy przystanek w południowym Tyrolu. W klasztorze niemieckiego zakonu krzyżackiego w Merano, w klasztorze kapucynów niedaleko Brixen, czy w klasztorze franciszkańskim koło Bolzano zbrodniarze wojenni ukrywali się przez wiele lat i zbierali pieniądze na ucieczkę za ocean. Stamtąd droga prowadziła do Rzymu. Jeżeli zostało przedłożone pismo Kościoła katolickiego dotyczące tożsamości danego człowieka, uzyskanie paszportu wystawianego przez Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża (wystawiono około 120 tysięcy takich dokumentów) było już tylko formalnością. Tą drogą uciekli m.in. Franz Stangl, komendant obozu zagłady w Treblince, winny zagazowania 900 tys. Żydów, Adolf Eichmann, wykonawca planu nazwanego "ostatecznym rozwiązaniem kwestii żydowskiej", czy dr Josef Mengele, zwany w Auschwitz "Aniołem Śmierci". Tak Kościół katolicki dbał o swoje owieczki. A że były to również czarne owce, bynajmniej mu nie przeszkadzało...

Wróć