Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Koniec z zastraszaniem dziennikarzy i sygnalistów

13-03-2024 21:08 | Autor: Tadeusz Porębski
Sieć Obywatelska „Watchdog” Polska jest członkiem koalicji CASE (Coalition Against SLAPPs in Europe), skupiającej europejskie organizacje społeczne, które łączy rozpoznawanie zagrożeń, jakimi są dotkliwe pozwy sądowe SLAPP (Strategic Lawsuits Against Public Participation) – kierowane przeciwko aktywistom i dziennikarzom działającym w interesie publicznym. Strategiczne pozwy przeciwko partycypacji publicznej (SLAPP), to jedno z bardziej skutecznych narzędzi tłumienia krytyki i debaty publicznej. Korzystając z najlepszych firm prawniczych, rządy, wielkie korporacje, ale także burmistrzowie gmin oraz prezydenci miast wytaczają procesy dziennikarzom i aktywistom, rzekomo w obronie dobrego imienia własnego, bądź instytucji, w której pełnią decyzyjne stanowiska. W rzeczywistości chodzi o to, by opinia publiczna nie dowiedziała się o nieprawidłowościach sygnalizowanych przez osoby, którym wytacza się takie procesy. Wymierzone w nich prywatne akty oskarżenia mają na celu nie tylko uciszenie niewygodnych świadków lub dziennikarzy, lecz również wywołanie tzw. efektu mrożącego, by inni trzymali się z daleka od drażliwych tematów.

Sam byłem ofiarą SLAPP – i to wielokrotnie. W ubiegłym roku dwóch wysokich rangą pracowników Totalizatora Sportowego postawiło mnie przed sądem karnym, oskarżając z art. 212 kk o zniesławienie. Chodziło o mój wpis na FB, w którym nie zawarłem ani nazwisk, ani nazwy spółki TS. Akt oskarżenia jest od „a” do „z” dęty, ale oskarżycielom chodziło o to, by mnie zastraszyć i zemścić się za serię publikacji w „Passie”, w których ostro krytykowałem fatalny styl zarządzania torami wyścigów konnych na Służewcu, dzierżawionymi od roku 2008 przez TS. Jakby na moje pocieszenie, w lutym br. Parlament Europejski przyjął dyrektywę, która ma demaskować proceder SLAPP i chronić jego ofiary. Jak czytamy w komunikacie prasowym, nowe prawo będzie chronić osoby i organizacje, które zajmują się sprawami leżącymi w interesie publicznym, takimi jak prawa podstawowe, ochrona demokracji oraz walka z korupcją i dezinformacją we wszelkich postępowaniach transgranicznych. Nowe przepisy przewidują między innymi, że bezzasadne powództwa będą mogły być z miejsca oddalane, a ich autorów sądy będą mogły obciążać kosztami procesowymi.

Jeśli w moim przypadku sąd orzeknie, że akt oskarżenia jest bezzasadny, będę wnosił o obciążenie oskarżycieli wszelkimi możliwymi kosztami. Chyba nie muszę dodawać, że oskarżyciele posługują się adwokatem zatrudnionym w spółce TS, co oznacza, że włóczenie mnie po sądach nie kosztuje ich nawet złotówki – w przeciwieństwie do mnie. Ale to się zmieni.

Jednym z najgłośniejszych przykładów jest sprawa Daphne Caruany Galizii – maltańskiej dziennikarki, która wielokrotnie pisała o korupcji w tamtejszym rządzie. Opisywane przez nią sprawy doprowadziły do przedterminowych wyborów na Malcie w 2017 roku. Nim zginęła na skutek wybuchu bomby podłożonej w samochodzie, wytoczono jej 47 spraw typu SLAPP. W Polsce sprawy tego typu to najczęściej prywatne akty oskarżenia z art. 212 kodeksu karnego, czyli tak jak w moim przypadku tzw. zniesławienie, rzadziej pozwy w postępowaniu cywilnym o naruszenie dóbr osobistych. W 2021 roku przed sądami rejonowymi w Polsce toczyło się 217 spraw na podstawie art. 212§2 kk. W 2022 roku odnotowano 236 takich spraw. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że liczba spraw w Polsce jest zaskakująco duża w porównaniu z danymi zebranymi w innych raportach (np. w raporcie organizacji CASE). Artykuł 212 kk jest jednym z najczęściej wykorzystywanych w sprawach typu SLAPP, jakie toczą się w naszym kraju. Szczególnie dotkliwy dla oskarżanych jest §2 tego przepisu, który stwierdza, że jeśli zniesławienie rozpowszechniane było za pomocą środków masowego przekazu – w radiu, telewizji, w gazecie, bądź poprzez komentarz zamieszczony w mediach społecznościowych – kara może być surowsza, nawet do roku pozbawienia wolności.

Właśnie z tym przepisem mierzą się najczęściej dziennikarze, sygnaliści i obywatele, w tym także ja.

Jak się okazuje, sprawy SLAPP są mocno niedoszacowane. Trudność w określeniu skali zjawiska wynika z kilku faktów: z braku świadomości, że tocząca się sprawa może być sprawą SLAPP; niechęci niektórych do informowania opinii publicznej, że wytoczono im proces bądź powództwo; a także z poczucia strachu. Określenie, czy dana sprawa jest sprawą SLAPP, nie zawsze jest zero-jedynkowe. W raportach przygotowanych przez CASE, Polska jest na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o liczbę pozwów typu SLAPP. W latach 2013-2023 zidentyfikowano u nas 128 takich spraw. W tej kategorii znajdujemy zarówno sprawy karne (art.212 kk), jak i cywilne (art.23 k.c.). Według danych zebranych przez CASE, w Europie dominują przede wszystkim sprawy wytoczone na podstawie zniesławienia. Koalicja zbierała dane, opierając się na doniesieniach prasowych, wzmiankach w social mediach, a także informacjach bezpośrednio zgłoszonych koalicji. Prawdziwy rozmiar zjawiska SLAPP w Polsce jest nieznany. Ministerstwo Sprawiedliwości podało dane za lata 2021-2022, ale niepełne. Sprawy dotyczące 2022 roku to były dane wstępne, znajdujące się w trakcie weryfikacji przez resort. Nie ma natomiast żadnych danych dotyczących 2023 roku. Nie wiadomo też, ile z tych spraw zostało skutecznie zaskarżonych w kolejnej instancji, a w ilu przypadkach sprawa trafiła do kasacji w Sądzie Najwyższym. Według danych przekazanych przez ministerstwo, w 2021 roku sądy rejonowe skazały 158 osób na podstawie art. 212§2 kk. Rok później, w 2022 liczba ta była niemalże identyczna i wynosiła 160 osób. To bardzo dużo.

W 2022 r. CASE skierowała do Komisji Europejskiej petycję w sprawie wprowadzenia w prawie europejskim zmian, które będą chronić aktywistów, sygnalistów i dziennikarzy. Podpisało się pod nią 213 tys. Europejczyków. Petycję przekazano na ręce – wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej Very Jourovej, znanej z pryncypialności. To ona nadała sprawie szybki bieg. Powództwo o ochronę dóbr osobistych przysługuje organom władzy publicznej jedynie wyjątkowo, inaczej stanowi naruszenie wolności wyrażania opinii – stwierdził w wyroku z 15 marca 2022 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka. Zdaniem Trybunału, atak na reputację zainteresowanego podmiotu musi być wystarczająco poważny, by udzielenie takiej ochrony stało się zasadne. To oznacza, że tzw. ochrona dóbr osobistych w odniesieniu do polityków jest mocno ograniczona i można w nich uderzać, o ile ma się powody, lub jeśli swoimi wypowiedziami publicznymi sami dopuszczają się prowokacji.

Gerhard Oberschlick, dziennikarz wiedeńskiego tygodnika „Forum”, nazwał Jörga Haidera, ówczesnego lidera Austriackiej Partii Wolności, „Trottelem” (idiotą). Publikacja Oberschlicka dotyczyła wystąpienia Heidera, w którym polityk oświadczył, że „wszyscy żołnierze podczas II wojny światowej, łącznie z armią niemiecką, walczyli o pokój i wolność. Nie można więc dzielić żołnierzy na dobrych i złych”. Oberschlik przegrał w austriackich sądach, ale dla sędziów ETPCz najważniejszym materiałem do oceny nie było użycie przez dziennikarza mocnego słowa, lecz samo wystąpienie Haidera, który w oczywisty sposób starał się prowokować i w rezultacie wywołać ostre reakcje. Oberschlick został uwolniony przez ETPCz od jakiejkolwiek odpowiedzialności.

Od 1995 r. pozywano mnie przed sądy cywilne i karne łącznie 13 razy, gróźb skierowania przeciwko mnie pozwu, bądź prywatnego aktu oskarżenia nie zliczę. Pozywali mnie burmistrzowie, wiceburmistrzowie, prezydent Warszawy, radni, prezesi wielkich spółdzielni mieszkaniowych, inwestorzy i Bóg wie, kto jeszcze. Niekiedy czułem się jak imć pan Samuel Łaszcz, który chwalił się, że niewykonanymi wyrokami sądowymi może podbić swoją delię noszoną na żupanie – z tą jednakowoż różnicą, że w moim przypadku nie było niewykonanych wyroków. Przegrałem tylko jedną sprawę cywilną, ponieważ zawiadomienie o pozwie skierowano pod adres, pod którym nie mieszkałem od kilku lat, a pan sędzia nie zechciał przywrócić terminu. Wiem zatem z autopsji, jak ciężki los mają dziennikarze i aktywiści walczący z korupcją, nepotyzmem, złodziejstwem i lokalnymi układami oraz układzikami. Dlatego dzisiaj, kiedy Parlament Europejski przyjął dyrektywę mającą demaskować proceder SLAPP i chronić jego ofiary, czuję się niczym Żyd, który latami całymi czekał na Mesjasza i się go w końcu doczekał.

Wróć