Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kończę z kulą, ale zostaję w sporcie!

20-07-2016 22:27 | Autor: Maciej Petruczenko
Nasz sąsiad z Ursynowa, dwukrotny mistrz olimpijski Tomasz Majewski.

PASSA: Coś ostatnio cicho o panu...

TOMASZ MAJEWSKI:  I nic dziwnego, bo w konkurencji krajowej dalej ode mnie pchają w tej chwili nowo kreowany wicemistrz Europy Michał Haratyk i mistrz świata juniorów Konrad Bukowiecki. Wbrew pozorom, bardzo się z tego cieszę, ponieważ to już mój ostatni sezon w roli kulomiota, więc odchodząc, zostawiam znakomitych następców.

Sam pan jednak na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, bo przed panem czwarty start olimpijski, tym razem w Rio de Janeiro...

Rzeczywiście, to już moje czwarte igrzyska. Debiutowałem na tej imprezie w roku 2004, mając wielkie szczęście, bo konkursy pchnięcia kulą – i kobiet, i mężczyzn – zostały wtedy rozegrane nie na na Stadionie Olimpijskim w Atenach, ale w kultowym dla sportu miejscu, jakim jest Olimpia.

Wystartował pan zatem w kolebce olimpizmu, pchając kulę dokładnie tam, gdzie jeszcze kilkaset lat przed naszą erą rywalizowali w różnych dyscyplinach starożytni Grecy...

Tak, to to było to samo miejsce, ale nie mam się czym za bardzo poszczycić, ponieważ nie udało mi się zakwalifikować do finału i byłem na siebie po prostu wściekły.

Co się odwlecze, to nie uciecze. Został pan bowiem mistrzem olimpijskim na dwu kolejnych igrzyskach: w 2008 w Pekinie i w 2012 w Londynie. Żaden mieszkaniec Ursynowa nie może się pochwalić takimi sukcesami sportowymi...

Ja bym swoim osiągnięć zanadto nie przeceniał.

Ma pan za sobą już wiele lat uprawiania lekkoatletyki, a ta przygoda zaczęła się dla pana jeszcze w Ciechanowie. Czy organizm jest w dobrym stanie po kilkunastu latach treningu? Wiem, że miał pan problemy z kręgosłupem i stawem łokciowym...

To cena, jaką się płaci za intensywne eksploatowanie organizmu, więc nie mam co narzekać. Na szczęście akurat w tej chwili nic mi specjalnie nie dolega. Ostatnie trzy tygodnie ciężko przetrenowałem. I wszystko wskazuje, że moja forma zaczyna iść w górę, chociaż nie mogę zagwarantować, że już jestem gotów na znaczące wyniki. Ważne, że wreszcie coś mi się zaczyna w tym moim pchaniu powoli składać. W najbliższy weekend czeka mnie bodaj najważniejszy sprawdzian przedolimpijski na mityngu Diamentowej Ligi w Londynie. Z jednej strony będzie to dla mnie sentymentalny powrót na arenę igrzysk 2012, na której zdobyłem złoty medal, z drugiej zaś – ciekawa konfrontacja z głównymi kandydatami na podium w Rio. Wystartują bowiem wicemistrz olimpijski Niemiec David Storl, tegoroczny mistrz świata w hali Nowozelandczyk Tom Walsh i mistrz świata 2015 Amerykanin Joe Kovacs, który pchnął w tym roku najdalej, aż na odległość 22,13 m. W Londynie wystąpi też ze mną Michał Haratyk, który tego lata uzyskał już 21,23 m. 

Dla kibiców najbardziej pasjonujący będzie jednak występ całej waszej trójki w Rio, gdzie wystartuje też Konrad Bukowiecki, który właśnie ustanowił kulą 6-kilową rekord świata juniorów 23,34 m, a ważącym 7,26 sprzętem seniorowskim pchnął już 21,14, czyli tak daleko, jak żaden inny junior w historii...

No właśnie, nareszcie jako reprezentant Polski nie będę w olimpijskiej rywalizacji kulomiotów osamotniony. Będzie nas trzech na igrzyskach, tyle że wejścia na podium nie można być pewnym. Jestem przekonany, że w czasie igrzysk wzniesie się na wyżyny Tom Walsh. Mniej się spodziewam po Storlu, ponieważ ma on niewyleczone kolano i musi bezustannie przyjmować przeciwbólowe zastrzyki.

Jedno nie budzi wątpliwości: w Rio nie traficie na konkurentów z Rosji, bo w zasadzie wszyscy lekkoatleci rosyjscy zostali odsunięci od igrzysk, gdy ujawniono skalę niedozwolonego dopingu w tym kraju...

To, co robili Rosjanie w ostatnich latach, wydaje się po prostu przerażające, więc gremialne wykluczenie rosyjskich lekkoatletów to słuszna kara, sądzę jednak, że podobna spotka rosyjskich sztangistów. Najbardziej zdumiewa mnie to, że sportowe władze Rosji nie widzą w tym, do czego dopuściły, większego problemu. Ja sam akurat czekam, by wreszcie kontrola dopingowa była przeprowadzana na serio w piłce nożnej, bo na razie to po prostu śmiech na sali i w końcu musi wybuchnąć na tym tle jakaś gruba afera.

Cieszmy się, że po ujarzmieniu dopingowiczów polscy lekkoatleci mają wielkie szanse na medale w igrzyskach olimpijskich...

To fakt, a co najmniej trzy złote trofea wydają się pewne, jeśli się zważy, jaką klasę przedstawiają Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek w rzucie młotem i Piotrek Małachowski w rzucie dyskiem. 

Anita, Piotr i pan właśnie trenujecie w Warszawie, gdzie właściwie poza bielańską AWF nie ma przyzwoitych warunków do uprawiania lekkoatletyki. Czy wierzy pan, że na terenie Skry przy Wawelskiej powstanie nowoczesny stadion?

Są na to coraz większe szanse, ponieważ władze Warszawy musiały z powodów finansowych zrezygnować z zadaszenia toru łyżwiarskiego na Stegnach. Byłaby to dla samego miasta zbyt kosztowna inwestycja, natomiast na ewentualną budowę obiektu lekkoatletycznego chyba by pieniędzy starczyło.

Na koniec więc zapytam, co pan zamierza robić po zapowiedzianym w tym roku zakończeniu lekkoatletycznej kariery, bo Rio ma być jej ukoronowaniem...

Na pewno zostanę w sporcie. Zamierzam kandydować na stanowisko prezesa Warszawsko-Mazowieckiego Okręgowego Związku Lekkiej Atletyki oraz do zarządu Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

Wierzę zatem, że oba związki pchnie pan zdecydowanie na nowe tory.

 

TOMASZ MAJEWSKI (AZS AWF Warszawa), ur. 30 sierpnia 1981 w Nasielsku; 2,03 m, 145 kg. Wychował się w podciechanowskiej wsi Słończewo. Absolwent wydziału nauk historycznych i społecznych (politologia) Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Dwukrotny mistrz olimpijski (Pekin 2008, Londyn 2012) i rekordzista Polski (21,95 m) w pchnięciu kulą. Mistrz Europy 2010. W 2008 zajął trzecie miejsce w Plebiscycie „Przeglądu Sportowego” na 10 Najlepszych Sportowców Polski, a w 2012 – drugie (za Justyną Kowalczyk).

Wraz z żoną Anną (trenerem siatkówki) i synem Mikołajem mieszka na Ursynowie.

Wróć