Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Komu zafundowaliśmy Noc Kupały?

03-07-2024 20:58 | Autor: Maciej Petruczenko
Socjolodzy alarmują, że w Polsce zaczął się gwałtownie powiększać obszar skrajnej biedy, spowodowany narastającą stopniowo inflacją i związanym z nią kosmicznym wzrostem cen. Bieda jednak na pewno nie dotknęła twórców fundacji Dumni z Elbląga, którym niedawny minister Przemysław Czarnek przekazał 2 miliony złotych w ramach programu zwanego ironicznie Willa Plus, żeby sobie kupili pomieszczenie „na cele edukacyjne”. No i nabyli dwa domy w Karczowiskach Górnych - ze stawami, lasami, wiatą na trzy auta, a nawet z domkiem pszczelarza. Jak tam prowadzą edukację, ujawnił najpierw senator Koalicji Obywatelskiej Jerzy Wcisła, a potem reporterzy TVN24. Towarzystwo nawiązało do staropolskiej (a nawet starosłowiańskiej) tradycji i urządziło sobie we współczesnym wydaniu Noc Kupały. Może nie było tam puszczania wianków w tradycyjnym tego zwrotu rozumieniu, ale duża liczba pustych butelek, stos brudnych naczyń w zlewie i walające się wokół, porzucone zapewne w pośpiechu damskie pantofle – to było świadectwo znakomitej zabawy, godnie upamiętniającej nie tylko nasze pogańskie upodobania, ale też postać świętego Jana Chrzciciela.

Fundacja „Dumni z Elbląga” otrzymała dwumilionową dotację w ramach programu „Rozwój potencjału infrastrukturalnego podmiotów wspierających system oświaty i wychowania”. Wygląda na to, że akurat w tym wypadku system ów wsparto znaczącym stopniu, choć nie do końca, bo nie wszystkie butelki alkoholu zostały wypite. Jeśli chodzi o Noc Kupały, to wiadomo, że jednym z ważnych elementów jej świętowania była „amnestia seksualna” (najpierw odpust, potem rozpust). Mam nadzieję, że uczestnicy świętojańskiego spotkania edukacyjnego tradycji tej dochowali, bo prawdziwi patrioci skrzętnie przestrzegają staropolskich obyczajów.

Nowa władza państwowa stara się obecnie rozliczyć swoich poprzedników, którzy szastali groszem publicznym na prawo i lewo, wykorzystując najróżniejsze fundusze do własnych celów politycznych. Nie sądzę, że rozliczenia tego uda się w pełni dokonać. Ale już samo poinformowanie społeczeństwa o posunięciach, które firmowali panowie Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki, ma swoje znaczenie. Zwłaszcza wtedy, gdy oprócz słownego opisu wynaturzeń prezentuje się faktyczny obraz finansowanych ze Skarbu Państwa dokonań kombinatorów, podszywających się pod krzewicieli nauki i kultury. A swoją drogą, nie wyobrażam sobie, żeby nie rozliczono samego ministra Czarnka, który uważa się za największego mądralę Rzeczypospolitej. Dlatego w premiowaniu naukowców za publikacje w prestiżowych tytułach pan minister ustanowił system preferujący polskie tytuły katolickie. Poprzez to nadał naszej nauce kierunek wyznaniowy, choć osobiście wciąż podkreślał, że jako badaczowi zależy mu na maksymalnym dochodzeniu do prawdy.

Być może, do takiej prawdy w pełni dojdzie prokuratura, która ma ponoć całe tomy kompromitujących zarzutów wobec księdza Michała Olszewskiego, prezesa kościelnej fundacji „Profeto”. Na nią właśnie z Funduszu Sprawiedliwości, przeznaczonego na pomoc dla ofiar przestępstw, miało pójść blisko 100 milionów złotych. Ksiądz został zatrzymany i na razie spędza czas w areszcie przy ul. Kłobuckiej w Warszawie, czyli w naszym sąsiedztwie. Z listów, które wysyła, można wywnioskować, że jest torturowany, czemu zaprzecza służba więzienna. W sprawie zasadniczej, jaką jest sposób wykorzystania przyznanej mu przez Ministerstwo Sprawiedliwości wyjątkowo wysokiej dotacji, woli się jednak nie wypowiadać.

Jest już tajemnicą poliszynela, że mający owo ministerstwo w ręku chłopcy z Suwerennej Polski (poprzednio Solidarnej Polski) robili w swoim resorcie co chcieli, nie licząc się z pieniędzmi i nie bacząc na przepisy regulujące sposób ich wydawania. Niektórzy posłowie obecnej kadencji nazywają nawet ową partię Zbigniewa Ziobry – zorganizowaną grupą przestępczą i na pierwszy rzut oka trudno się z tym określeniem nie zgodzić. Wszechmocny przez wiele lat Ziobro został na koniec sprowadzony w swoich politycznych możliwościach do zera. I pewnie będzie cieszyć się za chwilę były premier Leszek Miller, który w trakcie posiedzenia sejmowej komisji badającej „aferę Rywina” wykrzyknął pod adresem Ziobry: „Pan jest zerem!” I może to Ziobrze wyprorokował, choć nie mógł mieć na myśli ciężkiej choroby nowotworowej, która teraz wyłączyła przedsiębiorczego „pana Zbyszka” z życia politycznego.

Tymczasem minister sportu i turystyki Sławomir Nitras robi porządki w swoim resorcie po rządach poprzednika Kamila Bortniczuka. Tu akurat marnotrawstwa publicznej kasy nie można było rozwinąć na bardzo szeroką skalę, ale i na tym poletku podobno działo się źle. Mam chociaż nadzieję, że skutkiem tego nie będą marne wyniki reprezentantów Polski na zbliżających się Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu. Akurat tam liczymy zwłaszcza na sukcesy naszego tenisowego duetu – Igi Świątek i Huberta Hurkacza. Oboje dobrze zaczęli występ w wielkoszlemowym turnieju w Wimbledonie i trzeba trzymać kciuki za ich dalsze awanse na tamtejszej trawie. Na szczęście czołowym tenisistom Polski żaden minister nie mógł ani pomóc, ani zaszkodzić. Bo o sukcesach w tej dyscyplinie sportu decydują najpierw pieniądze rodziców, a potem umiejętności trenerów, pomijając już talenty samych zawodników i zawodniczek.

Osobiście mogłem się o tym przekonać, przebywając w tych dniach w uroczym zakątku Hiszpanii, jakim jest Costa Blanca. Tu właśnie, raptem trzy lata temu, młodsza z moich wnuczek miała okazję grywać w tenisa z trenującą w odnodze szkółki Davida Ferrera – Hiszpanką Jessicą Bouzas Maneiro. A ta właśnie, niemająca dotychczas znaczących osiągnięć zawodniczka pokonała w pierwszej rundzie tegorocznego Wimbledonu ubiegłoroczną zwyciężczynię tego prestiżowego turnieju – Czeszkę Marketę Vondrousovą. I jak tu nie wierzyć w cuda?

Wróć