Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Klątwa cadyka Halbersztama nadal działa?

03-05-2023 20:02 | Autor: Tadeusz Porębski
Pani prof. Barbara Engelking, obywatelka RP z żydowskim rodowodem, kieruje Centrum Badań nad Zagładą Żydów Instytutu Filozofii i Socjologii PAN. Z okazji rocznicy powstania w Getcie Warszawskim udzieliła wywiadu stacji TVN24. Spory fragment poświęciła postawie ludności etnicznie polskiej wobec Zagłady. I teraz, uwaga, użyję dużych liter, by podkreślić ważkość opinii osoby pochodzenia żydowskiego o Polakach, wśród których żyje, robi karierę naukową i zalicza się do intelektualnej elity. Pani Engelking raczyła łaskawie zauważyć heroizm STOSUNKOWO NIELICZNYCH POLAKÓW, którzy Żydom pomagali, ale natychmiast przypomniała O CZĘSTYM ZJAWISKU SZMALCOWNICTWA i o rozpowszechnionej wrogości Polaków wobec Żydów. Mówiła także o zafałszowywaniu historii, które polega na minimalizowaniu polskiego antysemityzmu i przedstawianiu postaw heroicznych jako powszechnych.

Tym razem bezczelne oskarżanie Polaków wprost o powszechne uprawianie szmalcownictwa doczekało się ostrej reakcji kół rządowych, czego w przeszłości nie notowano. Oburzył się premier rządu, a minister edukacji i nauki zapowiedział, że „na pewno będzie rewidował swoje decyzje finansowe, bo nie zamierza finansować na większą skalę instytutu, który utrzymuje tego rodzaju ludzi bezczelnie obrażających Polaków”. Do ideologii reprezentowanej przez panów premiera i ministra jest mi tak daleko jak, nie przymierzając, do Chin Ludowych, żaden ze mnie żarliwy patriota, ale w tej sprawie opowiadam się zdecydowanie po stronie pisowskich polityków.

Oczywiście, natychmiast uruchomiły się oficjalne i zakamuflowane ośrodki żydowskie zlokalizowane w Polsce, przypuszczając frontalny atak na „niepoprawnych politycznie” członków rządu. To klasyka, działanie charakterystyczne dla Żydów – wpierw obrazić, by zaraz oskarżać o niepoprawność, bądź wprost o antysemityzm tych, którzy ośmielili się bronić przed paszkwilem. Po II wojnie światowej Żydzi potrafili dokonać czegoś, czego nie udało się dokonać innym nacjom i rasom – uczynili z siebie coś w rodzaju gatunku chronionego prawem, na wzór podlegających ochronie wymierających gatunków zwierząt. Nie wolno ich krytykować, dworować sobie z nich – nawet nieszkodliwie, delikatnie – nie wolno oskarżać o cokolwiek, ba, nawet słowo Żyd jest w wielu kręgach towarzyskich słowem niepoprawnym. Z każdego można żartować, dworować, krytykować, ale nie z Żyda, bo zaraz nazwą cię antysemitą.

Poznałem ich specyficzną mentalność, ponieważ przez cztery lata żyłem wśród nich, pobierając nauki w XXXIV LO im. Gen. Karola Świerczewskiego „Waltera” na warszawskim Mokotowie (dzisiaj „Cervantes”). Nas, rdzennych Polaków, uczyło się w tym renomowanym liceum może kilkudziesięciu – obowiązywała wówczas rejonizacja, więc dla niepoznaki przyjęto trochę dziatwy zamieszkałej w pobliżu szkoły. Była to jednak szkoła żydowska, gdzie kształciły się dzieci komunistycznej żydowskiej nomenklatury najwyższego szczebla. Dyrektorem był Bolesław Redlich, a wielu nauczycieli i moich szkolnych kolegów wylądowało po 1968 r. w Izraelu. Żaden z nich po wyjeździe nie dał nikomu z nas, kolegów – Polaków, znaku życia.

W XXXIV LO uczyli się synowie ministrów, wiceministrów, generałów i innych grubych ryb pochodzenia żydowskiego. Do 1968 r. była cali „za” socjalistyczną władzą, a kiedy opowiedziałem kawał o komunistach, podkablowano mnie do dyrektora i dostałem naganę. Miłość Żydów do socjalizmu skończyła się w 1968 r., kiedy towarzysze „Wiesław” (Gomułka) i „Mietek” (Moczar) postanowili oczyścić z nich Biuro Polityczne PZPR oraz kierownicze gremia w administracji i w gospodarce. Odebrano im służbowe „Humbery” i pozbawiono lukratywnych dyrektorskich posad. Prawdopodobnie tow. „Mietek”, z pochodzenia Ukrainiec, ówczesny minister spraw wewnętrznych, doniósł „Wiesławowi”, że szykuje się bezkrwawy przewrót w celu pozbawienia go władzy. Czy była to prawda, czy celowa mistyfikacja, nigdy się nie dowiemy. Faktem jest, że „Wiesław” nie miał zaufania do Żydów, podobnie jak Stalin, który widział, że lubią mieszać i konspirować, bo w obaleniu caratu i wprowadzeniu w Rosji bolszewizmu żydowscy bojownicy mieli znaczący udział – Lenin (z matki Blank), Trocki (Bromstejn), Kamieniew (Rozenfeld), Zinowiew (Radomyslski), Kaganowicz, szefostwo służb specjalnych (OGPU Jenoch Jagoda) oraz Gułagu (Kogan, Berman, Pliner).

W latach 1968-70 w PRL nie wydawano osobom żydowskiego pochodzenia nakazu opuszczania kraju. Wyjeżdżali dobrowolnie zmuszeni nagonką prowadzoną przez PZPR, ale przede wszystkim pozbawieniem ich lukratywnych posad. To musiało bardzo boleć ludzi nawykłych do władzy i życiu w luksusach w siermiężnej socjalistycznej Polsce. Często bywałem w domach moich żydowskich kolegów i poznałem wysoki, prawie zachodni standard ich życia, mocno odbiegający od ówczesnych standardów w polskich domostwach.

Wracam do pani Engelking i jej rewelacji o Polaku – szmalcowniku. I tu pierwsze pytanie do żydowskiej badaczki: skoro tak niewielu Polaków pomagało i ukrywało Żydów, to skąd wśród 27 712 „Sprawiedliwych wśród Narodów Świata” w Instytucie Yad Vashem w Izraelu aż 7112 Sprawiedliwych Polaków, najwięcej ze wszystkich nacji?

„Nie da się uczyć o Holokauście bez mówienia o Sprawiedliwych… W Yad Vashem przekazujemy, że największą grupę wśród Sprawiedliwych stanowili Polacy” – powiedziała dziennikarzowi PAP amerykańska Żydówka Liz Elsby, edukator w Instytucie Yad Vashem. Wysoka liczba Sprawiedliwych Polaków oraz słowa izraelskiej edukatorki z Yad Vashem zadają kłam bredniom klepanym przez rzekomo tęgą naukową głowę o nazwisku Engelking. Należy dodać, że tylko w Polsce za ukrywanie Żydów szło się natychmiast pod mur, często całą rodziną. W pozostałych krajach Niemcy nie stosowali aż tak surowych restrykcji. Należy dodać coś jeszcze – Polska jako jedyny kraj w okupowanej Europie nie sformowała narodowej formacji SS. Esesmani wydawali rozkazy mordowania Żydów w różnych językach. Były brygady SS francuskie (dwie), fińskie, norweskie, holenderskie, belgijskie, węgierskie, chorwackie, słowackie, rumuńskie, łotewskie, estońskie oraz ukraińskie SS-Galizien czy aż 36 litewskich batalionów Schutzmannschaft,. O Austriakach, mających na rękach krew milionów Żydów, trudno w ogóle mówić.

Nikt nie twierdzi i nigdy nie twierdził, że okupowana Polska była wolna od szmalcowników. Podczas wojny świnie były wszędzie, ale twierdzenie o heroizmie STOSUNKOWO NIELICZNYCH POLAKÓW, którzy Żydom pomagali, i O CZĘSTYM ZJAWISKU SZMALCOWNICTWA to potwarz i wyjątkowa bezczelność. Austriaccy masowi mordercy jak Eichmann, Kaltenbrunner, Stangl, Globocnik oraz rzesza im podobnych katów wyrżnęli własnoręcznie miliony Żydów, a kolaboranci Hitlera w Europie kolejne miliony. W grudniu 1941 r. dowodzeni przez płk. Modesta Isopescu rumuńscy policjanci wymordowali przez tydzień w obozie Bogdanovka ponad 50 tys. Żydów. Był to największy akt Holocaustu podczas II wojny światowej dokonany BEZ UDZIAŁU NIEMCÓW. Żydzi jakby o tym zapomnieli, pamiętają jedynie rzekome krzywdy zadane im podczas wojny przez Polaków! Ta wybiórcza żydowska pamięć to coś kompletnie dla mnie niezrozumiałego. Skąd bierze się ich nienawiść do Polski i Polaków? Być może jest to pokłosie klątwy rzuconej na Polskę przez ocalałego z Zagłady cadyka Salomona Halbersztama, który w 1947 r. osiedlił się w USA. Pochodził z linii rabina Szlomo Halbersztama, założyciela dynastii bobowskiej (od miasteczka Bobowa w Małopolsce), uważanego przez Żydów za półboga i cudotwórcę. W okresie międzywojennym w Bobowej powstała słynna szkoła talmudyczna (jesziwa El Chaim), do miasteczka przyjeżdżały na święta tysiące chasydów. Pośród skupisk chasydzkich rozsianych po całym świecie „Bobowe Rebe” uznawany jest za jeden z największych autorytetów religijnych i moralnych. To ponoć Salomon Halbersztam nazwał Polskę „ziemią przeklętą przez Boga”, a jego przesłanie do Żydów można porównać do bulli papieskiej katolików.

Czyżby pani prof. Barbara Engelking była zakamuflowaną frumerką, ultraortodoksyjną Żydówką, kierującą się przesłaniem cadyka Halbersztama? Jeśli tak, to moim skromnym zdaniem jej miejsce raczej jest w którymś z izraelskich instytutów naukowych, a nie w Polskiej Akademii Nauk.

Wróć