Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Kiedyś to było! Rekordowe zimy w Polsce i Warszawie

06-01-2021 20:33 | Autor: Piotr Celej
Ostatnie lata przyzwyczaiły nas do łagodnych i bezśnieżnych zim. Nie zawsze tak jednak było – jeszcze kilkanaście lat temu mróz potrafił namieszać. Globalne ocieplenie klimatu, wywołane m.in. przez działalność człowieka, spowodowało, iż zimy stały się mniej surowe. Niegdyś bywało, że karczmy dla podróżujących saniami rozstawiano... na Bałtyku.

Mała epoka lodowcowa

O zamarzaniu Bałtyku wiemy sporo, gdyż kronikarze często odnotowywali je jako ciekawostki. W 1854 roku historyk Thomas Milner, napisał dzieło, w którym zebrał m.in. dawne informacje meteorologiczne. Z dawnego wykazu dowiemy się, że w 1408 miała miejsce jedna z najsroższych zim w średniowieczu. Bałtyk był zamarznięty pomiędzy Olandią a Gotlandią i pomiędzy Norwegią a Danią, tak że wilki po lodzie przechodziły do Jutlandii. Wilki nie były jednak jedynymi lodowymi pasażerami. W kronikach są też wspomnienia o przejazdach saniami.

Kronikarze już w 1323 roku zauważyli, że zima była tak ciężka, że zarówno piesi jak i konni podróżowali po lodzie pomiędzy Danią a Lubeką i Gdańskiem. Komunikacja trwała sześć tygodni i punkty odpoczynku dla podróżnych znajdowały się wzdłuż drogi, gdzie palono ogniska i rozstawiano obozowiska.

Przy dacie 1548 zanotowano, że pomiędzy Danią a Rostockiem podróżowały po lodzie sanie ciągnięte przez konie lub osły. Częste są też notatki o lodzie, który nie pozwalał na żeglugę – nierzadko aż do końca kwietnia. Między Gdańskiem a Helem transport drogą "lodową" potrafił utrzymać się do końca marca. Podobnie było na Mierzei Wiślanej, gdzie konno dostawano się do miejscowości położonych po drugiej stronie zamarzniętego Zalewu Wiślanego. W klimatologii spotkamy się też często z tzw. małą epoką lodowcową, której szczyt miał miejsce w XVII wieku (około lat 1600–1660). W 1658 król Szwedzki Karol X, z całą armią, końmi, taborami i parkiem artyleryjskim, po lodzie przekroczył Wielki Bełt i Mały Bełt – czyli cieśniny położone między duńskimi wyspami. Z tego też czasu zachowały się kronikarskie zapiski o targach odbywających się na środku Morza Bałtyckiego, dokąd zjeżdżali saniami kupcy z różnych krajów. Jeszcze w 1809 roku Rosjanie z Finlandii zaatakowali Szwedów przechodząc przez zatokę Botnicką, również przeprowadzając wojsko wraz z całym taborem i artylerią. Późniejsze lata rzadziej przynosiły tak srogie warunki zimą. Po raz ostatni spora połać lodu pozwalająca na przejście z Gdańska do Helu lub między duńskimi wyspami była z 1986 na 1987 rok.

W tych czasach rokrocznie zamarzała również Wisła. To właśnie kra z rzeki zniszczyła otwarty zaledwie kilkadziesiąt lat wcześniej – pierwszy stały most przez Wisłę w Warszawie. Budowę konstrukcji ukończono w 1582, zaś zniszczeniu krą przeprawa uległa w 1603 roku. Co znamienne, aż do 1864 r. Warszawa mostu stałego nie miała – dopiero wtedy otwarto żelazny most Kierbedzia. Jednym z powodów były surowe zimy i obawa przed ponownym zniszczeniem konstrukcji.

Skrajne mrozy zanotowane

Surowe zimy zdarzały się również w XX wieku, gdy prowadzono regularne pomiary temperatur. Niezwykle surowa była zima z przełomu 1939/1940 roku. 11 stycznia 1940 w mazowieckich Siedlcach odnotowano najniższą oficjalną temperaturę w historii Polski, w stopniach Celsjusza – minus 41,0. We wspomnieniach warszawiaków z tego okresu jawią się bieda i zniszczenia spowodowane agresją hitlerowskich Niemiec na Polskę, do których dołączyły również skrajne mrozy. Średnia temperatura tej zimy była aż o ponad 7 stopni niższa niż w latach ubiegłych. W ostatnich latach naukowcy debatują, czy niemieccy okupanci nie pomylili się w obliczeniach. Tym niemniej pierwsza zima II wojny światowej uchodzi za jedną z najbardziej surowych w historii Polski.

Następna surowa zima miała miejsce w 1956 roku. Z początku nic nie zapowiadało tak niskich temperatur. Dopiero w lutym zimno dało o sobie znać. Luty 1956 był ostatnim miesiącem w historii pomiarów, którego średnia temperatura miesięczna spadła niemal w całym kraju poniżej -10,0°C, również w zachodniej jego części. Cieplej było jedynie nad samym morzem (Hel -6,1°C). Również rekordy temperatur brzmią mocno – w Puławach zanotowano minus 29 stopni. Jeszcze zimniej było zimą 1962/63. Średnia anomalia temperatury powietrza odniesiona do normy z lat 1981-2010 w miesiącach grudzień 1962-styczeń 1963 wyniosła aż -6,6°C. 19 stycznia nad ranem temperatura w Płocku spadła do -35,6°C. Jeszcze bardziej niezwykła była fala chłodu, która nadeszła w samej końcówce lutego: 28 lutego 1963 w Lubaczowie temperatura spadła do -38,6°.

Bąble na uszach i odśnieżanie w czynie społecznym

Większość ze starszych czytelników na myśl o surowej zimie pamięta jednak przede wszystkim przełom lat 1978/79. Pomimo iż niska temperatura nie osiągnęła rekordów, to właśnie ta zima z wielu powodów została nazwana “zimą stulecia”.

Spowodowane było to m.in. nagłym atakiem siarczystego mrozu. Do tego doszły olbrzymie opady śniegu. Jeszcze w Sylwestra 1978 roku utrzymywała się temperatura w okolicy zera. Wystarczyło kilkanaście godzin by spadła do minus kilkunastu stopni, a kraj pokrył “biały paraliż”. Rekordowo wysoką pokrywę śnieżną odnotowano: w Suwałkach (84 cm, 16 lutego), Łodzi (78 cm, 2 lutego), Warszawie (70 cm, 31 stycznia). Jeżeli chodzi o temperaturę w Warszawie, wynosiła ona nawet -31 stopni Celsjusza.

– Pamiętam, że zamknęli wówczas szkoły, zaś młodzież szkolna w ramach czynu społecznego odśnieżała osiedlowe uliczki – opowiada pani Iwona, wówczas licealistka.

Zamarznięte zwrotnice kolejowe i popękane w wyniku mrozów szyny spowodowały, że transporty węgla do elektrociepłowni docierały wyjątkowo rzadko, a rozmrażanie tych, które udało się dowieźć, było bardzo utrudnione. W większości miast komunikacja miejska nie funkcjonowała lub działała w bardzo ograniczonym stopniu. Konieczny był częściowy lockdown, zamykano szkoły, bary i restauracje.

– W początkach 1979 roku byłem w wojsku i mieliśmy sześciotygodniowe szkolenie poligonowe dla czołgistów. Śnieg potrafił być niemal wysokości czołgu T-50, który pokonywał go nie ugniatając, a rozbijając na srebrzysty puch – wspomina Waldemar – widok był niezwykły podobnie jak “śmiejąca się koza”, czyli rozgrzany do czerwoności piecyk ogrzewający namioty, w których spali żołnierze. Bywało również i groźnie – krótki pobyt na zewnątrz w berecie zamiast hełmofonu kończył się bąblami na uszach – dodaje.

Fachowcy podkreślają również, że duży mróz i zamarznięty grunt były pośrednimi przyczynami wybuchu gazu w Rotundzie PKO w Warszawie w dniu 15 lutego 1979 roku. Surowe zimy pojawiały się również w sezonach 1986/87, 1995/96 oraz 2002/2003. Niestety, od kilkunastu lat brakuje zarówno mocnych mrozów, które regulują populacje owadów oraz dużych opadów śniegu, będących podstawą wiosennej wegetacji roślin. Jeżeli nie zintensyfikujemy działań mających na celu spowolnienie globalnego ocieplenia, to mroźne i śnieżne zimy będą już tylko wspomnieniem.

Fot. NAC

Wróć