Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Jednomandatowy Senat

14-10-2015 23:00 | Autor: Andrzej Celiński
Ja akurat nie jestem absolutnym fanem jednomandatowych okręgów wyborczych. Choć widzę potrzebę prawdziwej zmiany systemu partyjnego. Piszę o tym mniej więcej od dwudziestu dwu lat. Nie znam nikogo innego, kto tak długo trzymałby się swojego poglądu w tej sprawie. Na dodatek publicznie. W ostatniej dekadzie wypowiadam się w tej materii przynajmniej raz na kwartał – to tu, to tam. Czasem mówię o tym, w telewizji, jeśli jest okazja powiedzieć.

I piszę, z uśmieszkiem też od lat – może dlatego, że ja  z przodków nadwiślański Olender po kądzieli, a i Niemców pod Wyszogrodem było kilka gospodarstw, jedno dokładnie pod moimi dziadkami, w sąsiedztwie, a może dlatego, że bardzo lubiłem w szkole czytać wielkie tomiszcza siedmiotomowej historii Polski, w której najbardziej ciekawiły mnie gospodarka, społeczeństwo i kultura materialna – że po co nam tworzyć mozolnie i nieudacznie te wszystkie nasze prawa, skoro właściwie wszystko co mamy, to z Niemiec.

Tak przynajmniej było w gospodarstwie: pługi, brony, kieraty, wialnie, kanki i bańki – całe to gospodarskie żelastwo. Dlaczego nie skopiować ordynacji niemieckiej?

Dwie pule, jak idzie o Sejm, mniej więcej po połowie, chociaż liczba poselskich foteli byłaby w efekcie wyborów ruchoma, gdzieś pomiędzy 440-452.

Pierwsza połowa to te Kukizowe jowy: jednomandatowe okręgi wyborcze. Powiedzmy 230 okręgów wyborczych. Mniej więcej po 150 tysięcy wyborców. W każdym jeden mandat.

Druga połówka to byłyby listy ściśle partyjne, ogólnokrajowe, wedle kolejności ustalonej przez partie i wedle proporcji uzyskanych w powszechnym głosowaniu.

Z jednej strony twarz konkretnego człowieka. Partie muszą więc o takich zabiegać. Zmieniają się kryteria wewnątrzpartyjnego awansu. Typuje się takich, którzy w ciężkiej konkurencyjnej walce mają szansę zdobyć konkretnych wyborców. Przyciąga się też do partii najwybitniejsze jednostki. Odyńców.

Druga połówka stabilizowałaby system. Ale ta druga, partyjna połówka, bez miejsc uzyskanych w jednomandatowych okręgach rządzić nie będzie. To są racjonalne argumenty. Najważniejszy jednak ten argument, który podałem na początku. Nie kombinować jak koń pod górę, lecz kopiować sprawdzone. Niemcy jakoś bardzo nie narzekają. Owszem, i oni mają swoje patologie, ale tamten system działa. U nas płodozmian partii wielki, ale same partie, nawet te dopiero raczkujące, w proteście przeciw starym, to partie wodzowskie. Inaczej jest u Petru? U Kukiza? Inaczej było u Leppera? Ten, kto trzyma kasę i listy, ten wszystkim rządzi. Inni mu schlebiają. Żeby dziś znaleźć w polityce kogoś z charakterem, trzeba supermikroskopu. Widzieliśmy ostatnio ten kontredans uchodźców z PiS. Teraz, z podkulonymi ogonami, skamlą o cokolwiek u prezesa. Nawet, zdawałoby się, wybitniejsi.

Jest jak jest. Superpartyjny Sejm i nie za bardzo komukolwiek potrzebny Senat. Sejm już taki, jaki jest, być musi. Nie zmienimy go we dwa tygodnie, zwłaszcza że już nie obraduje. Senat – owszem, wciąż do sensownego zagospodarowania. Teraz już bez ideologii, skomplikowanej argumentacji. Jaki jest ten Senat, każdy widzi. Politycznie powiela Sejm. Ten sam układ dwóch wielkich partii. Ponieważ ordynacja senacka to klasyczne JOW’y, to tylko dwóch PSL-owców i ze czterech, pięciu niezależnych. Sorry! nawet nie chce mi się sprawdzać. Niezależni, to poza jednym przypadkiem tacy, przeciwko którym PO nie wystawiła swoich kandydatów. W jednym tylko przypadku, jeśliby PO wystawiłaby, poniosłaby klęskę. Cimoszewicz w Hajnówce i okolicach Hajnówki wygrywał i grając razem, i przeciw PO. We wszystkich innych okręgach wyborczych bez miejsca zrobionego przez PO tych niezależnych w Senacie by nie było. Byłby tam PiS. Co akurat nieźle świadczy o PO. Że się posunęła.

Tym razem jest trochę inaczej. Nie kandyduje prawdziwy polityk – Cimoszewicz. Może go syn zastąpi (czemu nie?), ale zanim cokolwiek sobą pokaże, to jest jedynie synem swojego ojca. Co oczywiście coś znaczy. Tym bardziej, że w telewizyjnych okazjach stawiał się mądrze i godnie. Z pewnością lepszy jest dla Polski niż ze sześćdziesięciu senatorów obecnej kadencji. A jestem, z nieznajomości tematu, ostrożny. Inni liczący się „niezależni” to ci, którym Platforma ustąpiła miejsca. Najbardziej spektakularnie we wianuszku warszawskim. Abgarowicza przesunęli na miejsce sejmowe (chyba dobre, piąte) i zostawili plac dla Giertycha. Milczę. Na Pradze najlepszy z możliwych kandydatów – Borowski, ale też bez konkurencji PO. Jeślibym tam mieszkał, nie miałbym żadnych wątpliwości. Kto lepszy niż Borowski na Pradze?

Ursynów! No i Mokotów. A także Wilanów i Praga. Tam macie troje do Senatu. Z PO, z PiS i mnie. Ja, formalnie Demokrata, lecz i tam fronda. Nieważne. Ja z Partii Demokratycznej. Niszowej, maleńkiej, skromnej. Dawne korzenie solidarnościowe. Unia Demokratyczna kiedyś. Potem Belka i Hausner oraz Frasyniuk. Choć wszyscy gdzieś poszli. Najbardziej spektakularnie Władek F. Ten po prostu poszedł do Petru.

Ja liberałem jestem, ale tylko w sprawach światopoglądowych.

W innych sprawach, szczególnie społecznych, uważam, że spójność, a więc sprawiedliwość podziału narodowego dorobku ważniejsza jest od nagradzania najzdolniejszych, najlepiej urodzonych, najbardziej szczęśliwych. Ot, moja lewicowość. Nie zrezygnuję z niej mimo traumy wielu, którzy mają się za lewicę, ale wolą dobre wino za 100 złotych butelka. Ja, jeśli piję, to za 14. Jest prawie równie dobre. Ale nie budzi wyrzutów sumienia. To ważne. Na co dzień, naprawdę, widzę takich, dla których te 14 złotych mają większe znaczenie niż dla mnie. Choć niektórzy z nich wydaliby je najpierw na piwo.

Wracam do polityki. Jak idzie o Sejm – róbcie co chcecie. Wasze sumienie. Choć pamiętajcie – te wybory naprawdę są ważniejsze od kilku innych. Jak idzie o Senat zaś – nie musicie być ściśle partyjni. Ruszcie sumienie. Wybierzcie takich, których znacie lepiej. I wiecie czego się spodziewać. Nie bądźcie ściśle partyjni. Specjalnie ci spośród Was, którym blisko do idei jednomandatowych okręgów wyborczych.

A w sprawie Sejmu – wciąż mi się marzą alfabetyczne, partyjne, listy wyborcze. Bo wiem, że najpierw głosuje się na partię. A potem ten głos ginie.

Wróć