Jacek Pałkiewicz, który przez pół życia mieszkał we Włoszech, to największy polski wojażer minionych 50 lat: dziennikarz, reporter, pisarz, eksplorator nieznanych miejsc na kuli ziemskiej, samotny pogromca Atlantyku, pionier survivalu w Europie (sławna szkoła w Bassano del Grappa), który uczył strategii przetrwania w skrajnie surowych warunkach kosmonautów, a także elitarne jednostki antyterrorystyczne w Polsce i za granicą.
Krzysztof Petek zaś – będący również człowiekiem pióra – jest też organizatorem szkół przetrwania, instruktorem samoobrony i nawet adeptem kung-fu.
Zawarte w książce rady tych dwu doświadczonych obieżyświatów mają w wielu wypadkach nadzwyczaj szczegółowy i praktyczny charakter. I dotyczą np. awarii kanalizacji, ale też zaradzenia temu, że urywa się łączność poprzez telefon komórkowy i radio (bezcenne są wtedy radiotelefony z rezerwowymi bateriami). Tak samo potrzebne będą uniwersalne narzędzia – scyzoryk i multitool. Pewien medyk z Donbasu dysponował butlą z gazem, ale nie używał jej do ogrzewania i gotowania, tylko przystosował do napełniania zapalniczek, niesłychanie przydatnych w warunkach wojennych. Temu medykowi najbardziej zaimponował sąsiad, który potrafił zrobić naftę do lamp, co przy braku prądu było czymś na wagę złota.
Na wypadek pożaru i pojawienia się gazów trujących warto mieć pod ręką gaśnicę proszkową oraz detektory tlenku węgla i gazu ziemnego oraz detektory dymu. Trzeba też pamiętać, że okna zabite gwoździami albo zakratowane mogą uniemożliwić natychmiastową ewakuację w warunkach zagrożenia. Jeśli zaistnieje potrzeba użycia broni przeciwko ewentualnym napastnikom, warto mieć już jakieś doświadczenie w strzelaniu.
W skrajnych warunkach najbardziej może dokuczać brak jedzenia i wody – więc nawet miejska fontanna się przyda. Autorzy przywołują też relację weterana walka w Donbasie, który z pełnym szacunkiem odniósł się do kobiet, które walczyły jak lwice, by nakarmić swoje dzieci i nie mając innego wyjścia oddawały się mężczyznom nawet za puszkę gulaszu. No cóż, był to wybór mniejszego zła, a jednocześnie poświęcenie dla swoich pociech.
Gdy zaistnieje konieczność ewakuacji, ucieczki z domu, z rodzinnego miasta, a nawet kraju, nie powinno się zwlekać z powzięciem decyzji w tej materii, zwłaszcza w wypadku podróży własnym samochodem. „Im dłużej zwlekasz, im bliżej jest front, im mocniejsze są grupy szabrowników, dywersantów, bandytów, tym bardziej wzrasta niebezpieczeństwa podróży własnym pojazdem /.../. Podróżuj najlepiej w konwoju wielu pojazdów, pozostawajcie w kontakcie, decydujcie się na trasy, z których co chwila można skręcić w alternatywną drogę” – doradzają Pałkiewicz i Petek. Uciekając, nie można też zapomnieć o wygodnym ubiorze, plecaku, ładowarkach do telefonów, towarach na wymianę, gdy pieniądze stracą wartość. I pamiętać należy, że: „Dziś już nie sposób przemknąć się niepostrzeżenie przez lasy. Żadne wojskowe umiejętności nie pokonają nowoczesnych czujników ruchu i noktowizorów. Lepiej wędrować w dzień niż w nocy, bo wtedy jest się osobą o wiele bardziej podejrzaną dla obcej armii.
W sensie generalnym Pałkiewicz i Petek mają taką oto arcyważną uwagę:
„Miasto przetrwa, jeśli ludzie utrzymają je przy życiu /.../. Dlaczego ci, którzy przeżyli oblężenie Leningradu, zostali nagrodzeni? Każdy mieszkaniec miasta staje się bohaterem, wypełniając swój publiczny obowiązek /.../. Jeśli każdy człowiek będzie wykonywał swoją zwykłą pracę, miasto będzie miało prąd, gaz, wodę, jedzenie; miasto będzie czyste, zadbane i będzie w nim iskrzyć nadzieja. Kiedy w 2014 roku w opuszczonym Doniecku, który został porzucony przez wszystkich przedstawicieli władz (policję, policję drogową, menedżerów), nawet podczas straszliwego ostrzału co noc jeździły ciężarówki podlewające trawniki, a wszystkie światła drogowe działały” – przypominają autorzy książki, nawiązując zarówno do czasów drugiej wojny światowej, jak i do ostatnich kilku lat. Mówiąc najkrócej, należy po prostu dostosować się do rady śp. pamięci Wojciecha Młynarskiego, który w stanie wojennym okresu PRL sugerował w swojej niezapomnianej piosence: róbmy swoje!