Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Igrzyska wzgardy i potępień

20-01-2016 21:09 | Autor: Andrzej Celiński
Zacząć muszę nietypowo: nic mnie z Platformą Obywatelską nie łączy. Nie współczuję, że poniosła porażkę, mimo że jej głównego w minionej dekadzie konkurenta – partię Prawo i Sprawiedliwość uważam za nieszczęście. Po prostu one obie nie są moim wyborem.

Deklaruję to na wstępie, bo nie wszyscy czytelnicy dzisiejszego felietonu muszą o tym wiedzieć, nie wszyscy pamiętają, nie wszyscy na co dzień uważnie śledzą politykę i identyfikują związane z nią osoby. Ani pieniądze, ani stanowiska, ani idee z Platformą mnie nie łączą. Wiele mnie za to dzieli. Wedle mego najgłębszego przekonania Platforma zmarnowała najlepsze dla Polaków lata. Była bardziej dla siebie niż dla ludzi. A jeśli już była dla ludzi, to bardziej dla Polski, niż dla Polaków. Szczególnie krytyczny jestem za jej brak wizji, brak perspektywy, brak zrozumienia dla roli kapitału ludzkiego dla dobrostanu społeczeństwa. Za miałkość w dziedzinie całego wielkiego systemu edukacji narodowej. Za politykę w dziedzinie komunikacji społecznej i w kulturze. Za ignorowanie polityki w dziedzinie przestrzeni publicznej i mieszkalnictwa. Za niesprawiedliwość i niską efektywność systemu opieki zdrowotnej. Za kolesiostwo i dalsze upartyjnianie administracji i gospodarki. Za brak wyobraźni – trzeba być cymbałem, aby przy takich pieniądzach, jakie mieli na autostrady i drogi, doprowadzić do upadku tylu polskich przedsiębiorców. No i, kto wie czy nie najpierw, za brak jakiegokolwiek pomysłu na zrównoważenie relacji pomiędzy kapitałem a pracą.

Nie rozwijam krytyki – nie miejsce, nie czas, inne okoliczności. Wspominam brak politycznej sympatii dla rządów Platformy, by móc uczciwie wyrazić swój stosunek do najnowszych pomysłów Prezesa.

Zapowiedział uruchomienie czterech komisji śledczych dla rozpatrzenia spraw: Amber Gold, wyłudzeń nienależnego VAT-u, podsłuchów (chodzi o restauracyjne podsłuchy wysokich dygnitarzy państwa) oraz inwigilacji dziennikarzy. Jakimi przesłankami może się Prezes kierować, jak mi się zdaje? – bo sam ich nie widział potrzeby ujawnić. Kolejno.

Pierwsza sprawa to Gdańsk. Coś może spadnie gorzką śliną na Wałęsę, na Tuska. Oni dla Kaczyńskiego i dla PiS-u z pewnością nie są po drodze. Gdańsk to ikona wolności. Politycznie i dzisiaj to wciąż wolne miasto. Ja to wiem – od czterdziestu lat przemieszczam się właściwie nieustannie pomiędzy Warszawą, Śląskiem, Krakowem, Kaliszem, Lublinem i właśnie Gdańskiem. Tam wolność czuje się w powietrzu, zaś afera Amber Gold w sam raz dla powszechnego wymiaru sprawiedliwości i dla wnikliwego śledczego dziennikarstwa. To nie jest przedmiot swoją wagą i zawiłością dla sejmowej komisji śledczej, to mysz wobec słonia wielkiej afery SKOK-ów, które już teraz kosztują podatników grubo ponad 3.2 miliarda złotych z perspektywą zasadniczego zwiększenia tej kwoty. W tle zaś prawo współtworzone przez najwyższych dygnitarzy Państwa specjalnie dla SKOK-ów i dla umożliwienia transferów pieniężnych mających cechy klasycznego uwłaszczenia się osób prywatnych na publicznym majątku.  

Wyłudzenia VAT i wynikające z nich straty dochodów budżetu. Tu wymiar jest wielki. Ale niezależny od dobrej albo złej woli, a tym bardziej celowej polityki jakiejkolwiek partii. System poboru VAT i kontroli nienależnych zwrotów – dziurawy jak durszlak, to kwestia nieudolności państwa, dotykająca tak rządy PO/PSL, jak wcześniej PiS-u, czy SLD, a jeszcze wcześniej AWS. Raczej dla najwyższej klasy profesjonalistów, może nawet międzynarodowego zespołu fachowców, a nie dla powiedzmy, średniej wiedzy sejmistów. Rzeczywistą funkcję takiej komisji można określić przywołując odległą historię z czasów wczesnego Gomułki z przełomu lat 50/60 ubiegłego wieku, z czasów głębokiego PRL. Radoskór i Miejski Handel Mięsem w Warszawie. Skutki systemowej impotencji próbowano społeczeństwu przedstawić jako wynik jego okradania przez wyjątkowych złoczyńców. Owszem – kradli i w Radomiu, i w Warszawie. Wrzawa wokół komisji w sprawie wyłudzeń VAT ma wytłumaczyć obywatelom przyczyny, które sprawiają, że PiS-owski program powszechnej szczęśliwości nie może być zrealizowany.

Inwigilacja dziennikarzy przykryć ma napad na publiczne media, a także ustawę umożliwiającą niekontrolowaną w praktyce inwigilację posiadaczy telefonów i korzystających z Internetu, a więc właściwie każdego. Klasyka. Kaczyński niczego nowego nie wymyśla. On kopiuje.

Podsłuchy. Odgrzewane kotlety. To, że wszystko jasne nie tak ważne – przypomnieć zawsze dobrze. Dla tych kilku soczystych zdań wypowiedzianych przez tego, czy owego, które niechybnie – przypomniane – zawsze brzydko zadźwięczą w uszach „ciemnego ludu”.

Niewiele wyjdzie z wyborczych obietnic PiS. Może poza programem 500 złotych (którego znaczenia nie lekceważę). W cywilizowanym świecie demokracji komisje śledcze to domena opozycji. Większość rządząca ma instytucje władzy dla wyjaśnienia tego, co ją zajmuje. Sejmowe komisje śledcze są wyrazem nieufności wobec rządu i domniemania, że będzie skłonny zamieść pod dywan to, co niewygodne. Jeśli zaś ich powołanie obwieszcza Prezes, faktyczny dzisiejszy władca, to oczywiste jest, że potrzebne mu są igrzyska nienawiści, wzgardy i potępień a nie prawda, którą, jeśli byłaby taka potrzeba, wydobyć łatwiej przez pracę instytucji, które rząd w pełni kontroluje. Jarosław Kaczyński jest urodzony do destrukcji. Od ćwierci wieku udowadnia, że jego największa kompetencja to budowanie nienawiści, uprzedzeń i pogardy dla wszystkich, których chce trwale eliminować z życia publicznego. I o to w tej sprawie chodzi.

Wróć