Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Historia alternatywna? Cieszmy się z tego, co mamy!

30-10-2024 20:03 | Autor: Mirosław Miroński
Nie jestem zwolennikiem historii alternatywnej. Pisanie książek czy też kręcenie filmów przedstawiających jakieś wydarzenia w kontekście innym niż prawdziwy, według mnie ma niewielki sens. Wprawdzie może ułatwić wyciągnięcie właściwych wniosków na przyszłość, ale nie zmieni ani nie cofnie tego, co już miało miejsce. Zresztą, twórcy alternatywnych teorii zwykle dokonują egzegezy post factum, tworząc wyimaginowaną wizję rzeczywistości. Często upływa wiele lat, wieków albo nawet tysiącleci od opisywanego zdarzenia, a w tym czasie zmieniają się okoliczności pozwalające na rzetelną ocenę faktów. Zmieniają się też uwarunkowania polityczne, społeczne i kulturowe, czego nie uwzględniają twórcy historii alternatywnej. Chcąc nie chcąc, oceniają wydarzenia z dzisiejszej perspektywy. W efekcie – nie są oni w stanie wczuć się w rolę ludzi podejmujących decyzje w konkretnych warunkach. Trudno wczuć się w sytuację dawnych władców, polityków, czy też zwykłych ludzi, których warunki zmuszały do dokonywania takich, a nie innych wyborów. Nawet jeśli były to decyzje błędne, a ich skutki tragiczne, nie można już niczego cofnąć.

Roztrząsanie tego czy innego faktu przypomina przysłowiowe bicie piany, co samo w sobie może być zajęciem efektownym, ale nie efektywnym. Okazuje się jednak interesujące z literackiego punktu widzenia, co skłania wielu autorów do pisania historii na nowo.

Po tym nieco przydługim wstępie pora przejść do sedna, krótko mówiąc – odpowiedzieć sobie na pytanie: co zatem pozostaje z historii? Otóż są to fakty. Na podstawie faktów, które, choć bywają przedmiotem nieustających sporów i badań naukowców, stanowią konkret. Nie jest łatwo go podważyć. Wymaga to sporo pracy i wiedzy. Z faktami się nie dyskutuje – jak głosi znane powiedzenie. Można oczywiście polemizować z nimi albo nadawać im inne znaczenie niż obowiązujące. Różna bywa też ich interpretacja.

Żeby jednak nie popadać w zbyt naukowy i beznamiętny ton, zejdźmy na ziemię. Najlepiej na naszą, polską, na tematy ważne dla mieszkańców Warszawy.

Historia Polski potoczyła się własnym torem. I choć nie była łatwa, w wielu aspektach dostarcza nam licznych powodów do dumy. Równie ważny jak aspekt moralny jest jej wymiar materialny, mianowicie to wszystko, co pozostało z naszego wielowiekowego dorobku. Często była to historia tragiczna, zwłaszcza ta z XX wieku. Odczuła to szczególnie Warszawa, która po II Wojnie Światowej przypominała wielką nekropolię. Mimo to udało się zachować lub odtworzyć wiele elementów dawnej stolicy. Dziś możemy je oglądać i odkrywać na nowo. Przykładem takich zachowanych dóbr są niewątpliwie Łazienki Królewskie oraz pałac w Wilanowie. Nie można pominąć Zamku Królewskiego, który – choć zamieniony przez Niemców w czasie II Wojny Światowej w jedno wielkie gruzowisko – został odbudowany wysiłkiem całego społeczeństwa. Podobny los spotkał inne obiekty w stolicy. Część z nich udało się odratować przed całkowitym unicestwieniem. Po zrekonstruowaniu przez konserwatorów wciąż możemy cieszyć się ich widokiem, jak ma to miejsce w przypadku Kolumny Zygmunta III Wazy, usytuowanej na warszawskim Placu Zamkowym. Choć podobny los dotyczy wielu warszawskich zabytków, historia tego monumentu jest szczególna. Został on wzniesiony w latach 1643–1644 z fundacji Władysława IV Wazy według projektu Augustyna Locciego i Constantino Tencalli'ego. Chociaż ten historyczny pomnik, zwany powszechnie Kolumną Zygmunta, zna każdy mieszkaniec Warszawy, jak również przyjezdni oraz turyści z kraju i zza granicy, nie wszyscy wiedzą, że towarzyszy mu pewna historia, związana z jego powstaniem. Projekt wzbudził sprzeciw nuncjusza Stolicy Apostolskiej w Rzeczypospolitej w latach 1636-1643 Mario Filonardiego. Zarzucał on Władysławowi IV, że pomnik przedstawia osobę świecką, a zgodnie z tradycją tego rodzaju wywyższenie było przywilejem zarezerwowanym dla Matki Boskiej, Chrystusa i świętych. Tak czy inaczej, pomnik stanął i stał się wyróżniającym się elementem Warszawy. Już w przeszłości był poddawany pracom restauracyjnym – w latach 1885–1887 i 1929–1931.

W nocy z 1 na 2 września 1944 podczas Powstania Warszawskiego został zniszczony przez Niemców. Runął na bruk, w wyniku czego odłamała się część lewego przedramienia z krzyżem oraz szablą. Po wojnie postanowiono przywrócić kolumnę do poprzedniego stanu. Inicjatorami odbudowy pomnika byli pracownicy przemysłu metalowego, związki zawodowe przemysłu budowlanego, ceramicznego oraz chemicznego. Na czele powołanego Komitetu Odbudowy stanął Henryk Golański, zaś projekt odbudowy kolumny przygotował z wielkim pietyzmem Stanisław Żaryn. Dzięki firmie Braci Łopieńskich odlano brakujące elementy metalowe, a prace kamieniarskie zlecono inż. Julianowi Fedorowiczowi. Wykonania modeli rzeźbiarskich podjął się Józef Gazy. Trzon kolumny i uzupełnienia piedestału odbudowano z granitu pozyskanego ze Strzegomia, a schody ze sjenitu z Przedborowa.

Jak widać, to – co oglądamy i postrzegamy jako prostą konstrukcję czy też rzeźbę na cokole – ma swoją historię realną i ciekawą. Warto poświęcić choćby chwilę na zgłębienie jej dodatkowych tajemnic, które bez trudu można odnaleźć i to wcale nie w branżowych opracowaniach naukowych, ale na łatwo dostępnych stronach internetowych. Kolumnę na szczęście udało się zrekonstruować w latach 1948–1949. Od tego czasu stała się rozpoznawalnym punktem na mapie Warszawy i miejscem spotkań.

Historia prawdziwa bywa na tyle ciekawa, że nie trzeba wymyślać jej alternatywnych wariantów. Nie musimy zastanawiać się – co by było, gdyby było? Cieszmy się tym co mamy!

Wróć