Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gonitwy na Służewcu coraz ciekawsze, atmosfera coraz bardziej napięta

27-07-2016 21:04 | Autor: Tadeusz Porębski
Jubileuszowe siedemdziesiąte już Derby dla koni arabskich czystej krwi (3000 m) wygrał faworyt Mogadiusz w czasie tylko o 1 sekundę gorszym od rekordu toru na tym dystansie należącym od 2013 r. do ogiera Wares.

To był prawdziwie selekcyjny wyścig, w odróżnieniu od lipcowej gonitwy Derby dla koni pełnej krwi angielskiej, która bardziej przypominała ostry galop treningowy niż najważniejszy, cieszący się na całym świecie wielkim prestiżem wyścig dla trzyletnich folblutów. To dowodzi, że mamy na Służewcu coraz lepsze araby i coraz gorszego sortu folbluty. Zwycięski Mogadiusz, trenowany od maja przez coraz jaśniej błyszczącą na służewieckim firmamencie gwiazdę w postaci Kamili Urbańczyk, stoczył na finiszu zaciekły bój ze znakomicie przygotowanym Porywem, by ostatecznie wygrać o 3 długości. Trenerem Porywa (do maja także Mogadiusza) jest Andrzej Walicki, jedna z najwybitniejszych postaci w prawie 80-letniej historii służewieckiego hipodromu. W ostatni weekend dotarła do pasjonatów wyścigów konnych hiobowa wieść, że pan Walicki kończy z początkiem sierpnia swoją długą wysłaną spektakularnymi sukcesami trenerską drogę. Temu wybitnemu człowiekowi poświęcimy wkrótce osobną publikację. 

Poryw był w dystansie ofensywnie prowadzony przez gościnnie występującego na Służewcu czeskiego dżokeja Vaclava Janačka. Po wyjściu na końcową prostą starał się uciec rywalom i prowadził jeszcze na 100 metrów przed celownikiem. Mogadiusz okazał się jednak silniejszy. Trzecie miejsce wywalczył Elbahir ze stajni Jana Głowackiego, a czwarte Muhfuza Fata. Jej stajenna koleżanka Ofirka Fata, startująca z pozycji drugiego faworyta, poniosła dotkliwą porażkę. Współwłaścicielem Mogadiusza  i hodowcą ogiera jest Janusz Ryżkowski, powszechnie lubiany i szanowany pasjonat wyścigów konnych.

Triumf swojego ulubieńca świętował w towarzystwie córek, syna oraz wnuczka. – Do tego roku chyba wisiało nade mną fatum – powiedział po dekoracji Mogadiusza na padoku. – Dwa bardzo dobre moje konie Mufid i Szakur przegrały ubiegłoroczne Derby z rewelacyjnym Alladynem, wcześniej nie wystartował w wyścigu o błękitną wstęgę mój Cerwing. Dlatego dzisiaj nie byłem wolny od obaw, mimo że Mogadiusz był faworytem. Jestem bardzo szczęśliwy i dziękuję trener Kamili Urbańczyk oraz dżokejowi Martinowi Srnecowi, którzy są głównymi autorami tego sukcesu. Równie wzruszona była Kamila Urbańczyk: – Serce podeszło mi do gardła, gdy doszło do decydującej rozgrywki. Chcę podziękować Martinowi Srnecowi, że mimo bardzo mocnego tempa w dystansie dał Mogadiuszowi chwilę wytchnienia przed końcową rozgrywką, dzięki czemu mój podopieczny pewnie wyprzedził Porywa na ostatnich 50 metrach.

Mocno obsadzony wyścig o nagrodę Figaro (2400) dla 4-letnich i starszych koni arabskich dostarczył publiczności nie mniejszych emocji niż rozegrane wcześniej Derby. Po spowodowanej błędem dżokeja niespodziewanej wpadce w gonitwie o nagrodę Ofira dysponujący piorunującym finiszem Alladyn, ubiegłoroczny derbista, ostatecznie udowodnił, że jest najlepszym koniem czystej krwi ścigającym się na polskich torach. Dosiadany tym razem przez Aleksandra Reznikowa ogier, mimo  morderczego tempa, zachował na finiszu siły i lekko wygrał bijąc trzyletniego Tefkira oraz nieliczonego Mufida. Przy okazji Alladyn rozprawil się z pięcioletnim rekordem toru na tym dystansie. Kapitalną formę prezentują również młode konie arabskie ze stajni Michała Romanowskiego. W wyścigu o nagrodę Koheilana I dwaj wyhodowani we Francji podopieczni tego trenera Jaser i Muzahim walczyli  o zwycięstwo do ostatnich metrów. Lepszy o krótki łeb okazał się Jaser, czas gonitwy wyborny – 2`02,8 sek., o sekundę gorszy od rekordu toru.

Łyżką dziegciu w beczce wyścigowego miodu jest decyzja kierownictwa spółki Traf (grupa kapitałowa Totalizatora Sportowego), organizatora końskiego totalizatora, o podniesieniu podstawowych stawek w grach porządkowych i dwójkowych z 3 na 5 zł. Jest to decyzja krańcowo sprzeczna z dotychczasowymi deklaracjami zarządu TS o rzekomych wysiłkach na rzecz pozyskiwania nowych entuzjastów widowiskowej i mającej wielowiekową tradycję dyscypliny sportu jaką są wyścigi konne. Tak radykalna, nigdzie niesygnalizowana i wprowadzona w trakcie trwania sezonu (ewenement w skali światowej) podwyżka bardziej wystraszy młodsze pokolenie niż przyciągnie je na Służewiec.

Polityka spółki Traf zaczyna ocierać się o twardy hazard, który praworządne państwo powinno zwalczać. Gra na wyścigach konnych nie jest grą losową, jak na przykład Lotto, ruleta czy automaty, to bardziej gra wiedzy i w sytuacji, w jakiej znajdują się polskie wyścigi konne, które wychodzą z najgłębszego kryzysu w swojej długiej historii, powinna być raczej zabawą mającą na celu zachęcanie coraz większej liczby warszawiaków do odwiedzania Służewca i brania w takiej zabawie udziału, a nie  brutalną próbą wydrenowania portfeli. Wprowadzając stawkę podstawową ponad 1 euro i 1 USD Traf stawia na równi graczy w Polsce z graczami na Zachodzie, choć różnica w zarobkach to prawdziwa przepaść. Gdzie tu sens, gdzie logika? Gdzie wyobraźnia? A może właśnie o to chodzi? Może w tym szaleństwie jest jednak metoda? Od pewnego czasu krąży bowiem pogłoska o planach radykalnego zmniejszenia liczby dni wyścigowych w sezonie. Jeśli Traf nadal będzie straszył podwyżkami, liczba graczy na Służewcu spadnie do ilości śladowej, a wtedy...

Kiedy liczba widzów spadnie do minimum, Totalizator Sportowy (30-letni dzierżawca obiektu) będzie miał w ręku argument do wystąpienia o zmniejszenie liczby gonitw w sezonie ze względu na to, że wyścigi konne stały się niszową dyscypliną sportu cieszącą się minimalnym zainteresowaniem w społeczeństwie. W sytuacji, kiedy władzę w państwie sprawuje jedna opcja polityczna, wprowadzenie kolejnego aneksu do zawartej w 2008 r. umowy dzierżawy pomiędzy Polskim Klubem Wyścigów Konnych (wykonawca w imieniu Skarbu Państwa niezbywalnego prawa własności zabytkowego 137-hektarowego hipodromu) a Totalizatorem Sportowym (dzierżawca obiektu) byłoby dziecinnie proste.

Paragraf 11, ust. 3 umowy dzierżawy brzmi: "Dzierżawca zobowiązuje się przedstawić Wydzierżawiającemu i zrealizować plan finansowy gwarantujący zorganizowanie i przeprowadzenie w każdym roku na terenie Przedmiotu Dzierżawy co najmniej 45 dni wyścigów konnych i przeprowadzenie co najmniej 360 gonitw przy puli nagród w wysokości określonej w ust. 2 (6 mln zł w roku 2011zwiększane o wskaźnik wzrostu cen  towarów i usług). Po wyrażeniu zgody przez ministrów rolnictwa (PKWK) i skarbu (TS) aneks mógłby mieć następującą treść: "Dzierżawca - jako organizator wyścigów konnych – jest zobowiązany zapewnić w każdym sezonie 8 dni wyścigowych z pulami nagród 1 milion zł w każdym z tych dni". Nie 45 jak jest w umowie, czy 54 dni, tak jak jest dzisiaj, tylko 8. Albo maksymalnie 10. Co wtedy? Dla dzierżawcy wyremontowanego za państwowy grosz obiektu jest to sam miód – będzie mógł zarabiać grubą kasę na wynajmie całości bądź części terenu na koncerty, zloty, zjazdy, targi, pokazy, imprezy kulturalne i prywatne oraz innego rodzaju spędy. Zarobi również na 8-10 uroczystych galach, które z uwagi na duże pule nagród zwabią na Służewiec konie z zagranicy, a tym samym tysiące chętnych oglądania wysoko dotowanych i świetnie obsadzonych gonitw.

Czy taki scenariusz jest możliwy do zrealizowania? W sytuacji, kiedy państwem samodzielnie rządzi jedna opcja polityczna – jak najbardziej. Czy taki scenariusz jest prawdopodobny? Biorąc pod uwagę ostatnie wyczyny kierownictwa Traf, spółki - córki TS, nawet bardzo prawdopodobny. Czy w centrali TS faktycznie snuje się takie plany? Tego nie wie nikt poza członkami zarządu i radą nadzorczą spółki.  

W ramach bojkotu definitywnie zrezygnowałem z gry porządkowej i dwójkowej, a planuję w ogóle wycofanie się z totalizatora, jak również z częstego odwiedzania Służewca. Zaniechałem gry porządkowej i dwójkowej, będącej dla mnie i większości bywalców zakładami podstawowymi, ponieważ po prostu nie stać mnie na operowanie stawką ponad 1euro. W minioną niedzielę pan Jerzy Z., bywalec torów od lat sześćdziesiątych, niespodziewanie zapowiedział w gronie kolegów, że jest tu po raz ostatni, dołączając tym samym do coraz dłuższego szeregu osób żegnających się na zawsze z wyścigami. Traf nie daje polskim graczom żadnej alternatywy. Na przykład w Stanach podstawową stawką jest 1 USD, ale można grać "trójki" i "czwórki" za 10 centów, można obstawić za 1/4 stawki, za połowę, jednym słowem – bawić się grą. Polski Traf miast zmniejszać stawki, by w weekendy przyciągać na tory coraz większą liczbę osób chętnych do zabawy wyścigami konnymi, proponuje nam uprawianie twardego hazardu.

Jeśli pseudobiznesowe zapędy kierownictwa Trafu w postaci nie przemyślanych, wrogich dla graczy oraz wyścigów konnych i nie mających odpowiednika na świecie decyzji, nie zostaną szybko okiełznane przez zarząd TS, trybuny na Służewcu rychło zaczną świecić pustkami. Tylko tego rodzaju interwencja może przywrócić wiarę środowiska wyścigowego, jak również moją, w dobre intencje zarządu TS i ministra skarbu państwa. Decydenci z Targowej 25 nie mogą zapominać, że na zabytkowy Służewiec i mające w Polsce wielowiekową historię wyścigi konne nie wolno patrzeć wyłącznie przez pryzmat mamony. To Tradycja, która w każdym szanującym się państwie jest przez władzę hołubiona, chroniona, a kiedy zajdzie taka potrzeba także dotowana z publicznej kasy.

W wielu krajach wyścigi konne przynoszą państwu miliardowe zyski, w kilku są nawet ważną gałęzią gospodarki. Doskonale rozumiemy, że dzisiaj rządzi rachunek ekonomiczny, ale przecież nikt nie zabrania TS robienia na Służewcu biznesu. Spółka ma zielone światło na budowę hotelu, kasyna, biurowca, wynajem obiektu – co często czyni w sposób nieskoordynowany ze szkodą dla bywalców wyścigów konnych. Wszak koszty utrzymania tak gigantycznego obiektu są ogromne, to oczywista oczywistość. Ale ten zabytkowy 137-hektarowy hipodrom, perła międzywojennej architektury, ma w sobie jednocześnie gigantyczny potencjał biznesowy – znakomitą lokalizację praktycznie w centrum stolicy państwa i ogromny parking, a problem z parkowaniem to zmora każdej biznesowej inwestycji usytuowanej w środku miasta. Należy tylko ten potencjał umiejętnie wykorzystać, bez uszczerbku dla wyścigów konnych. Ale z tym niestety jest kiepsko.

Wróć