Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Gala Wielka Warszawska – łyżka dziegciu w beczce miodu

09-10-2024 19:42 | Autor: Tadeusz Porębski
Ustanowiona w 1895 roku przez hrabiego Augusta Potockiego gonitwa Wielka Warszawska miała w swoim 111. wydaniu trzy wymiary – organizacyjny, selekcyjny i towarzyski. Wymiar organizacyjny to piątka z plusem, podobnie jak wymiar towarzyski. Z selekcyjnym było gorzej.

Organizatorzy mityngu świetnie poradzili sobie z dzikim tłumem, który w minioną niedzielę nawiedził tor służewiecki. Nawet goście z towarzyskiej górnej półki czuli się w tym dniu na Służewcu jak u siebie w domu.

Na WW zjawili się m. in. prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski z żoną Małgorzatą, ambasador USA w Polsce Mark Brzeziński z partnerką Olgą Leonowicz, Aleksandra Mirosław – złota medalistka we wspinaczce sportowej na Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, Robert Korzeniowski – czterokrotny mistrz olimpijski w chodzie, najbardziej utytułowany polski sportowiec wszechczasów, książę Jan Lubomirski-Lanckoroński z małżonką oraz młody aktor Tomasz Ziętek, obsadzony w roli głównej przez reżysera Bartłomieja Ignaciuka w realizowanym na Służewcu filmie fabularnym „Wielka Warszawska”, na podstawie scenariusza Jana Purzyckiego. Wartość obrazu i jego wierność służewieckim klimatom z przełomu dwóch wieków będzie można ocenić po wprowadzeniu filmu do kin przez dystrybutora.

„Moja córka jest wielką fanką wyścigów. Ja również lubię tu przychodzić, przede wszystkim dla atmosfery i warszawskiego sznytu” – powiedział Rafał Trzaskowski, który, podobnie jak jego małżonka, przybył na tor stylowo ubrany.

Od zeszłego roku Wielka Warszawska zaliczana jest do serii gonitw Pattern i posiada status Listed, bardzo istotny dla koni pełnej krwi. Wiąże się to z wysoką pulą nagród aż 478.250 zł, czyli ponad 100 tys. euro. Zwycięzca zgarnia ponad połowę puli – 272 tys. zł. W tym roku przyjechały na Służewiec trzy konie z Czech i po jednym z Francji oraz z Niemiec. Z wysokiej wygranej (około 70 tys. euro) cieszył się jedynie Henrie-Alex Pantall, francuski trener ogiera Kaneshya, tegorocznego triumfatora WW. Na finiszu Kaneshya musiał jednak stoczyć zaciętą walkę z trenowanymi na Służewcu klaczą Miss Dynamite oraz ogierem Bremen. Różnice na celowniku były minimalnie. Zdaniem fachowców, dżokej Szczepan Mazur dosiadający trzeciego na celowniku ogiera Bremen pojechał fatalnie taktycznie. Mimo wyjątkowo wolnego tempa tej prestiżowej gonitwy, przez większą część dystansu plątał się na końcu stawki, czekając nie wiadomo na co. Dosiadający ogiera Kaneshya znakomity holenderski dżokej Adrie de Vries, triumfator ponad 30 gonitw klasy G1, wykazał się świetną orientacją, poprawił przed wyjściem na końcową prostą, zapewniając sobie dogodną pozycję do ataku. Mazur ewidentnie spóźnił finisz i przegrał na słupie pierwsze miejsce o około 3/4 długości konia, a drugie o szyję.

Osobną kwestią są powszechnie znane problemy Szczepana Mazura z wagą. W kolejnych programach gonitw zapis dosiadów tego dżokeja do gonitw wielokrotnie był zmieniany ze względu na jego trudności w wyważaniu się. W WW miał jechać na 56 kg, dosiadł Bremena z wagą 58,4 kg. Na takie ryzyko wyraził zgodę ukraiński właściciel ogiera, pan Konstantin Zgara. Anglicy wyliczyli, że 1 kg wagi jeźdźca w wyścigu na jedną milę (około 1600 m), to 1 długość konia. Ile więc długości do zwycięzcy, pod dżokejem z wyższą o 2,4 kg wagą niż w programie wyścigowym, stracił hipotetycznie Bremen w gonitwie na 2600 m? Dwie, cztery? Dodając do tego fatalną taktykę można zaryzykować tezę, że WW wygrał nie ogier Kaneshya, a dosiadający go i mający stoper w głowie Adrie de Vries, zaś przegrał nie Bremen, lecz dosiadający ogiera dżokej Szczepan Mazur. Pozostaje ostatnia kwestia – czasy dwóch pierwszych „ćwiartek” (500 m) w gonitwie WW. Podczas transmisji telewizyjnej na górze ekranu można na bieżąco śledzić czas, w jakim konie pokonują kolejne „ćwiartki”. Jest to możliwe dzięki zamontowaniu na rozmieszczonych co 500 m słupach kamer i fotokomórek, które automatycznie rejestrują czasy. Zamontowano je po to, by ograniczyć ingerencję człowieka na tym niebywale wrażliwym w wyścigach konnych obszarze.

Na stronie internetowej Tor Służewiec można otworzyć zakładkę „Strefa wyścigowa”, a następnie „Wyniki i powtórki gonitw” i oglądać wyścigi zarejestrowane na video. Oprzyjmy się na faktach, czyli transmisji telewizyjnej z gonitwy WW, bo to powinno bronić przed zalewem przypisów, suplementów, złośliwych komentarzy i glos. Rusza wyścig, na górze ekranu ukazują się czasy kolejnych „ćwiartek”: 8,1 – 37,1 – 35,4 – 32,5 – 31,2. Ostatnie 500 m konie przebiegły w ekspresowym tempie – 28,9 sek., co jest rzadkością na dystansach powyżej 2000 m. Natomiast na stronie internetowej Tor Służewiec w „Wynikach i powtórkach gonitw” czytamy: 8,1 – 30,7 – 35,4 – 32,5 – 31,2 – 28,9. Pierwsza pełna „ćwiartka” jest więc szybsza od podanej na ekranie przez fotokomórkę aż o ponad 5 sek.! Myli się fotokomórka, czy może ingerował człowiek? Kilkakrotnie mierzymy zatem poszczególne „ćwiartki” z transmisji telewizyjnej ze stoperem w ręku. Nie jest to trudne, bo słupy z kamerami i fotokomórkami są widoczne. Z pomiaru wychodzi na to, że pierwszej pełnej „ćwiartce” ujęto około 2,5 sek., by dodać je drugiej „ćwiartce”. Czemu i komu miała służyć taka manipulacja i kto jest jej autorem? To zasadne pytanie kierujemy do prezesa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych (PKWK).

Gonitwy rozegrane podczas Gali Wielka Warszawska miały charakter selekcyjny i kończyły się w znakomitych czasach – oprócz gonitwy głównej. Tegoroczna WW nie miała znamion gonitwy selekcyjnej nawet w jednym procencie. Takiego zdania był także komentator : „Będzie to wyścig na końcówkę, nie oszukujmy się, tempo jest bardzo wolne”. W tym przypadku termin „wolne tempo” to eufemizm. Gonitwa kategorii Listed została rozegrana wręcz w spacerowym tempie, określanym przez bywalców toru jako „patataj”. Stawkę rozprowadzał niemiecki wałach Nordminster pod jeżdżącym na Służewcu dżokejem Dastanem Sabatbekowem. Właścicielem wałacha, podobnie jak ogiera Kaneshya, jest Westminster Race Horses Sp. z o.o., sponsor strategiczny gonitw na Służewcu. Spółka jest częścią niemieckiej Grupy Westminster specjalizującej się w pozyskiwaniu i rewitalizacji nieruchomości. Sabatbekow prowadził stawkę w tempie „patataj”, ciągle oglądając się do tyłu. Rywale dali się zwieść tak prymitywnej taktyce i żaden z nich, szczególnie Mazur, dosiadający silnego Bremena, nie zdecydował się po przebiegnięciu kilometra, by wziąć wyścig „na siebie” i podyktować selekcyjne tempo. Wolny wyścig był wodą na młyn dla dysponującego znakomitym przyspieszeniem ogiera Kaneshya i WW zakończyła się tak, jak się zakończyła. Bardzo prawdopodobne jest to, że przy innym ułożeniu się gonitwy o zwycięstwo walczyłyby trenowane na Służewcu klacz Miss Dynamite oraz ogiery Bremen i Jolly Jumper, który wywalczył czwarte miejsce.

Opisane wyżej manipulacje z czasami dwóch pierwszych pełnych „ćwiartek” oraz kompromitujące (jak na gonitwę kategorii Listed) tempo wyścigu, rozegranego wszak na nośnej nawierzchni, mogą narazić na szwank prestiż WW. Służewiec był ostatnio miejscem wielu skandali, w jednym z nich uczestniczył m. in. ogier Kaneshya, naonczas trenowany na Służewcu. W gonitwie o Nagrodę Kozienic, rozegranej w dniu 31 lipca 2022 roku, na celownik prawie równocześnie wpadły dwa konie – Night Tornado oraz Kaneshya. Po prawie półgodzinnym badaniu obrazu z foto-finiszu stewardzi z Komisji Technicznej orzekli „łeb w łeb”, czyli dwóch zwycięzców. Na udostępnienie foto-finiszu właściciele koni i gracze musieli czekać aż 10 dni. Z foto-finiszu Nagrody Kozienic wynika, że wygrał Night Tornado. Podobnego zdania był też Marian Šurda, wytrawny znawca problematyki wyścigowej, wieloletni prezes Závodisko Bratysława, słowackiego organu wyścigów konnych. Šurda przeanalizował foto-finisz i swojemu komentarzowi na temat werdyktu w Nagrodzie Kozienic nadał tytuł: „ Faux paux stewardów na Torze Służewiec w Warszawie”. Dalej cytujemy za autorem: „Wyścig o Nagrodę Kozienic zakończył się zgodnie z werdyktem sędziów i po zatwierdzeniu przez Komisję Techniczną ślepym rozstrzygnięciem dla 3-letniego Kaneshyi i dwa lata starszego Night Tornado. Według zdjęcia docelowego, co najmniej o krótką głowę wygrał Night Tornado biegnący pod numerem 2!!!”.

Środowisko wyścigowe na Służewcu było podzielone, ale znaczna część wyrażała opinię, że „przypięcie” na siłę ogiera Kaneshya do zwycięskiego Night Tornado było ukłonem służewieckich decydentów dla strategicznego sponsora gonitw na Służewcu, spółki Westminster Race Horses. Krótko po tym incydencie szef spółki Westminster Race Horses, właściciel ogiera Kaneshya, przekazał go do treningu we Francji.

Jak wspomniałem na wstępie, tegoroczna WW organizacyjnie i towarzysko zdała egzamin na piątkę z plusem, ale sama gonitwa to przysłowiowa łyżka dziegciu w beczce miodu. W pamięci wielu obserwatorów, graczy, jak również trenerów, na długo pozostanie niesmak, podobnie jak po gonitwie o Nagrodę Kozienic z lipca 2022 roku. Czy znakiem firmowym Służewca na zawsze mają pozostać kontrowersja (tegoroczna WW), nieudolność (krótszy o 61 m dystans w gonitwie St. Leger w sierpniu 2023 r.) czy też lenistwo (przerwanie mityngu w czerwcu br. z powodu katastrofalnego stanu bieżni)? Czy choć raz może być normalnie?

Niestety, normalność na Służewcu to termin abstrakcyjny. Całe zaplecze toru bowiem, wraz z torem treningowym, na którym kilkadziesiąt koni doznało kontuzji, bądź mniej lub bardziej groźnych urazów, to totalna ruina. Niedzielna wypowiedź pana Rafała Krzemienia, prezesa zarządu spółki Totalizator Sportowy, która jest 30-letnim dzierżawcą zabytkowego obiektu, brzmi więc jak szyderstwo: „Totalizator Sportowy od 16 lat opiekuje się Torem Służewiec… Oprócz toru, który wszyscy widzimy, jest także tor treningowy, stajnie, mieszkania dla kadry trenerskiej i wiele budynków pomocniczych… Dbanie o Tor Służewiec doskonale wpisuje się w naszą strategię… Dzięki nam i naszym graczom to miejsce może się rozwijać”. Uwierzyć w szytą tak grubymi nićmi propagandę sukcesu może tylko osoba (dziennikarz), która nigdy nie odwiedziła „toru treningowego, stajni, mieszkań dla kadry trenerskiej i wielu budynków pomocniczych”. Tor treningowy jest kompletnie zdewastowany, pozbawione toalet i podstawowego zaplecza socjalnego stajnie pokryte są rakotwórczym azbestem, a wiele budynków pomocniczych to epoka króla Ćwieczka. Taka jest prawda, szanowny panie prezesie. Tor Służewiec wcale nie rozwija się pod rządami TS, lecz systematycznie zwija. Może to potwierdzić każdy, kto miał lub ma kontakty z tym wspaniałym zabytkiem.

Ostatnio zarząd Totalizatora Sportowego znalazł się pod ciężkim ostrzałem mediów z powodu podejrzeń o upartyjnienie spółki. Siedemnastu dyrektorów oddziałów terenowych, w większości powołanych na stanowiska za rządów PiS, utraciło w lutym br. pracę. Na ich miejsce niedawno powołano dyrektorów 13 oddziałów. Jak ustalił portal Onet – „są to działacze partyjni i osoby związane z obecnym obozem władzy”. Dziennik „Fakt” skomentował to jeszcze ostrzej: „Spółki jak za PiS”. To trafne określenie, bo sposób obsadzania spółek skarbu państwa obecnie, niewiele różni się od sposobu prezentowanego przez tzw. Zjednoczoną Prawicę. A przecież premier Donald Tusk zapewniał, że koalicja rządowa skończy z oszalałym partyjniactwem („Jednym z priorytetów Koalicji będzie odpolitycznienie Spółek Skarbu Państwa poprzez wprowadzenie czytelnych kryteriów naboru na stanowiska zarządcze”. Pkt 13 umowy koalicyjnej z 10 listopada 2023 r.). Tymczasem w aktualnym składzie zarządu TS, spółki posiadającej monopol państwa na gry hazardowe, brakuje osób mających bogate doświadczenie w branży hazardowej, a członkiem zarządu nadzorującym funkcjonowanie Oddziału Służewiec – Wyścigi Konne jest… menedżer od piłki nożnej. W takiej sytuacji trudno wierzyć zapewnieniom prezesa Rafała Krzemienia o „rozwoju tego miejsca”.

Foto: Monika Metza

Wróć