Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Drogi na wczoraj

23-06-2021 20:29 | Autor: Mirosław Miroński
Powiedzenie, że coś jest na wczoraj w powszechnym rozumieniu znaczy, że jest pilne. W odniesieniu do dróg określenie „na wczoraj” może oznaczać, że są budowane bez wyobraźni i nie uwzględnienia przyszłych potrzeb. Nietrudno znaleźć przykłady złego planowania, czy też braku planu w ogóle w naszym drogownictwie. Każdy, kto porusza się po polskich drogach w ten czy inny sposób, zauważył, że są to drogi zupełnie nieprzystosowane do potrzeb, zarówno ruchu samochodowego, jak też pieszych, rowerzystów oraz wszystkich innych użytkowników. Każdy też wie, że lepsza i bezpieczniejsza jest droga szeroka z równą nawierzchnią, a nie taka po której jazda wiąże się z dużym ryzykiem.

Wiele dróg z powstało jeszcze w czasach, gdy dominował ruch konny, furmanki, bryczki etc. Powstały w czasach, kiedy samochody były rzadkością, a nasilenie ruchu było niewspółmiernie mniejsze niż dziś.

Historia dróg jest niezwykle ciekawa. Jest ściśle związana z budową powstawaniem wsi, osiedli, miast i całych aglomeracji. Na zdjęciach lotniczych Warszawy i okolic wykonanych przed I wojną światową widać jeszcze miedze, wzdłuż których biegną wydeptane przez mieszkańców ścieżki. W ich miejscu powstawały z czasem coraz szersze dróżki, drogi brukowane. To właśnie w miejscu takich naturalnych szlaków komunikacyjnych budowano ulice i trasy, z których korzystamy współcześnie. To stały proces, trwa nieskończenie. Wszędzie tam, gdzie to potrzebne, drogi są budowane lub rozbudowywane. Nie ma on końca dlatego, ze potrzeby komunikacji wciąż rosną.

Na podstawie archiwalnych zdjęć można prześledzić proces, w jaki powstawały poszczególne ulice, które w swym kształcie odpowiadają tym pierwotnym drogom. Jako ciekawostkę podam, że na zdjęciach dawnej Warszawy i okolicznych wsi widzianych z lotu ptaka można zauważyć tajemnicze, jaśniejsze od podłoża kółka. Patrząc na nie trudno zrozumieć, kto je umieścił i dlaczego się tam znalazły. Chyba nikt z oglądających nie wpadnie na to, czym owe małe kółka w istocie są. Otóż, tajemnicze kręgi to ścieżki wydeptane przez konie lub inne zwierzęta pociągowe zaprzęgnięte do kieratów. W wielu miejscach, gdzie dziś stoją nowoczesne osiedla mieszkaniowe, niegdyś znajdowały się mniejsze lub większe gospodarstwa rolne. Przy chłopskich obejściach były ustawione kieraty. Dziś kierat niemal całkiem zniknął z wiejskiego pejzażu. Zachował się jednak w naszym języku. Praca w kieracie kojarzona jest z wielkim i monotonnym wysiłkiem. Jest symbolem ciężkiej pracy, harówki.

Ze zrozumiałych, wspomnianych wcześniej względów wszystkie drogi po jakimś czasie muszą być poddawane konserwacji, modernizowane, rozbudowywane, poszerzane, przystosowywane do potrzeb. O ile wszystkie te procesy są dla mnie i zapewne dla większości obywateli zrozumiałe, o tyle trudno pojąć, dlaczego niektóre inwestycje drogowe nie są wykonywane z myślą o przyszłości. Na tzw. zdrowy rozum wydaje się, że lepiej i taniej zaplanować coś, co będzie służyło dłużej, niż dokonywać kosztownej przecież przebudowy co kilka lat. Droga, na której z trudem wymijają się dwa samochody osobowe, oznacza, że nie spełnia podstawowych warunków. Czy drogowcy zakładają, że w tym miejscu ruch samochodowy zmaleje? Trudno ich o to podejrzewać. Dlaczego więc brnąć w remont drogi, który zachowuje niekorzystne parametry. Jeśli już dziś utrudnia to poruszanie się po niej, to z czasem będzie tylko gorzej, zwłaszcza tam, gdzie przybywa nowych domów i osiedli i nic nie wskazuje na to, żeby ten trend miał się odwrócić. Przecież nie trzeba być prorokiem, żeby przewidzieć, iż wkrótce droga, która już dziś nie spełnia podstawowych wymogów, w krótkim czasie stanie się komunikacyjnym wąskim gardłem. Taka krótkowzroczność przyczyni się z pewnością do generowania korków.

Obserwuję od lat ruch na drogach Wilanowa. Podstawowy wniosek jest taki, że samochodów stale przybywa. Na ul. Ruczaj, na odcinku pomiędzy Południową Obwodnicą Warszawy a ul. Zygmunta Vogla, trwa remont. To dobra okazja do jej modernizacji i poszerzenia jezdni. Niestety, postanowiono pozostać przy dawnych gabarytach. Obok jezdni położono nowy chodnik, który budzi wiele zastrzeżeń. Postanowiono zachować wszystkie drzewa rosnące na środku chodnika, po którym przecież mają poruszać się piesi. Warto to zobaczyć, żeby zrozumieć, że osoba z wózkiem dziecięcym z trudem się tamtędy przeciśnie. A co jeśli będą to dwojaczki? Czy trzeba będzie zjechać z wysokiego chodnika na jezdnię?

Nie jestem przeciwnikiem drzew, uważam jednak, że miejsce dla drzewa to nie chodnik. Albo jedno albo drugie, albo ni to ni sio. Można je dziś przesadzać. Służą do tego specjalne maszyny. A tak, za kilka lat korzenie rozepchną płyty chodnika i taki stan będzie utrzymywał się latami. To przykład źle pojętej ochrony przyrody. Wystarczy spojrzeć na inne tego przykłady, gdzie za wszelką cenę postanowiono zachować drzewa. Przyrodę należy chronić, ale nie tam gdzie jest to w sprzeczności ze zdrowym rozsądkiem. Budowanie chodników po to, żeby mogły rosnąć na nich drzewa, może wydawać się co najmniej dziwne. Tym bardziej, że podobnej determinacji, by zachować drzewa za wszelką cenę, nie widać wzdłuż ul. Zygmunta Vogla, gdzie niedawno wycięto wiele rosnących okazów. Przy okazji warto byłoby pomyśleć o oddzieleniu tamtejszego wysokiego chodnika, po którym poruszają się coraz liczniejsi rowerzyści, od jezdni. Strach pomyśleć, co by było, gdyby jakieś jadące rowerem dziecko zjechało wprost pod koła samochodu. Każdy, kto tamtędy jechał, może sobie to wyobrazić. Dlaczego takiej wyobraźni nie mają decydenci?

Chrońmy przyrodę z głową, a budując i modernizując drogi, bierzmy pod uwagę potrzeby nie na wczoraj, a chociaż na kilka lat naprzód.

Wróć