Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dobry uczynek nie zawsze jest nagradzany

28-07-2021 20:56 | Autor: Tadeusz Porębski
Polska to dziwny kraj - za działanie pro bono można zostać ukaranym, a za popełnienie ewidentnego przestępstwa uniknąć kary. Pierwszy przypadek to kamienica przy ul. Narbutta 60, drugi politycy rządzący Najjaśniejszą.

Kamienica przy ul. Narbutta 60 była w centrum zainteresowania "Passy" w latach 2014-2016. Stoczyliśmy wówczas ciężki bój z miastem i mokotowską prokuraturą, by uniemożliwić brzydko pachnącą reprywatyzację tej atrakcyjnej nieruchomości. Otrzymaliśmy mocne wsparcie od lokatora kamienicy pana Sławomira Jabłońskiego, który wykonał gigantyczną pracę, by pozyskać dowody na to, że reprywatyzacja jest dęta. W końcu udało się wygrać batalię, bo miasto wstrzymało wykonanie decyzji reprywatyzacyjnej. Jest to chyba jedyny przypadek w Warszawie, że gazecie lokalnej i poszkodowanemu lokatorowi udało się udaremnić realizację złodziejskiego planu miasta. Warto w kilku zdaniach przypomnieć, jak to z Narbutta 60 było.

Urzędnicy z Mokotowa posiedli wiedzę o roszczeniu do tej nieruchomości jeszcze w 1999 roku. Polityka miasta zabraniała modernizowania budynków objętych roszczeniami, dozwolone były jedynie doraźnie naprawy w sytuacji zagrożenia zdrowia bądź życia mieszkańców. Mimo to jakaś niewidzialna ręka pchała na Narbutta 60 setki tysięcy złotych. Jakaś niewidzialna ręka umocowała też w zarządzie Wspólnoty Mieszkaniowej Narbutta 60... spadkobierców właściciela ubiegających się o zwrot tej nieruchomości! Przekazano im tym samym do wyłącznej dyspozycji 72 proc. udziałów miasta, co pozwoliło tym ludziom samodzielnie podejmować uchwały i remontować swoją przyszłą własność za publiczne pieniądze. Jakaś niewidzialna ręka pilnowała z kolei, by w budżecie dzielnicy nie zabrakło środków na realizację uchwał, choć dla innych wspólnot, w których udziały ma miasto, ręka ta była wyjątkowo skąpa. W 2015 r. po serii remontów, na które dzielnica Mokotów przeznaczyła ponad 220 tys. złotych, kamienica została gruntowanie zmodernizowana - od piwnic po dach, włącznie z nową elewacją od stron południowej i północnej.

W maju 2014 r. wicedyrektor BGN Jerzy M. wydał decyzję o zwrocie gruntu pod wybudowaną w 1955 r. kamienicą przy ul. Narbutta 60. Decyzję wydano m. in. na podstawie sporządzonego w 1947 r. w mocno podejrzanych okolicznościach (poza kancelarią przez osobę nieuprawnioną, w suterenie zrujnowanego budynku) aktu notarialnego. Jerzy M. oddał majątek komunalny milionowej wartości, nie mając w aktach sprawy kserokopii oryginału aktu notarialnego, lecz jedynie kserokopię WYPISU, którego treść w kilku punktach różni się od treści zawartej w oryginale przechowywanym w Archiwum Akt Dawnych w Milanówku. Zlecono wykonanie operatu szacunkowego w celu określenia wartości 10 mieszkań komunalnych w budynku przy Narbutta 60, które miasto miało sprzedać spadkobiercom byłego właściciela gruntu pod budynkiem. Sporządziła go rzeczoznawca majątkowy Wiesława Rejment - Zajączkowska, która raczyła wycenić 10 lokali mieszkalnych o łącznej powierzchni 465,85 mkw, w kompleksowo zmodernizowanym kameralnym budynku, zlokalizowanym w jednym z najbardziej prestiżowych miejsc w stolicy państwa, na, uwaga! – około 1 milion 900 tys. złotych. Wychodzi na to, że dzięki wycenie pani Rejment - Zajączkowskiej i akceptacji urzędników samorządowych spadkobiercy mogliby kupić metr kwadratowy mieszkania na Starym Mokotowie po 4 tys. złotych.

Nasze doniesienia o możliwości popełnienia przestępstwa były kolejno umarzane przez mokotowskich prokuratorów. Warto nadmienić, że jedna z prokuratorek była żoną ówczesnego wiceburmistrza Mokotowa. "Mokotowscy i śródmiejscy stróże prawa usiłowali rozwodnić sprawę Narbutta 60" – takie stwierdzenie padło w sierpniu 2016 r., a więc już po zmianie władzy w państwie, z ust prokurator Krystyny Perkowskiej z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, która otrzymała od przełożonych polecenie dokonania analizy wszystkich akt spraw dotyczących reprywatyzacji nieruchomości Narbutta 60 i prowadzonych przez mokotowską prokuraturę. Prokuratura Okręgowa w Warszawie wytknęła mokotowskim kolegom wiele nieprawidłowości i zadecydowała o połączeniu pięciu umorzonych postępowań w jedno śledztwo i przekazaniu go do prowadzenia Prokuraturze Regionalnej we Wrocławiu Wydział I ds. Przestępczości Gospodarczej (sygnatura RP I Ds 42.2016). Po prawie dwóch latach batalii „Passa” wspólnie ze Sławomirem Jabłońskim stworzyła precedens. Po raz pierwszy od 1989 r. wykonanie ostatecznej i prawomocnej decyzji "zwrotowej" stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami zostało wstrzymane. Bartosz Milczarczyk, ówczesny rzecznik warszawskiego ratusza, w e-mailu skierowanym do redakcji oficjalnie potwierdził ten fakt.

Można by powiedzieć, że Sławomir Jabłoński zyskał wówczas status dobroczyńcy, który we współpracy z "Passą" uchronił publiczny majątek przed przekazaniem go w prywatne ręce, a lokatorów budynku Narbutta 60 przed wyrzuceniem na bruk. Nikt mu za to nigdy nie podziękował, ale ten urodzony społecznik nawet tego nie oczekiwał. Dalej robił swoje pro bono. Dzięki zaangażowaniu i nieustępliwości doprowadził do uporządkowania zaniedbanego trawnika znajdującego na podwórku łączącym budynki Narbutta 54, 56, 58 i 60. W ostatnich tygodniach pan Sławomir spostrzegł, że ktoś znosi z zewnątrz na podwórko mnóstwo gabarytów i składuje je przy altanie śmietnikowej. Było tego tak dużo, że gabaryty składowano także na rekultywowanym niedawno trawniku. Tego było za wiele, bo lokator z własnej inicjatywy podlewał zieleń, a nawet zakupił z własnych środków okazałą paproć, którą zasadził na trawniku. Nie mogąc pogodzić się z dewastowaniem zrekultywowanego za publiczne pieniądze terenu i doprosić się w administracji o jego ogrodzenie, wkopał pan Sławomir w ziemię kilka opon.

Nieoczekiwanie wywołało to prawdziwą furię administratora budynku Narbutta 60, pana Huberta Boszko, rezydującego w ADM Falęcka. W bardzo ostrych słowach nakazał lokatorowi wykopanie na powrót opon, nazywając dobrą społeczną robotę, służącą ochronie publicznego dobra - samowolą. Postraszył również społecznika strażą miejską oraz wysokim mandatem. Skonfundowany lokator zwrócił się o pomoc do "Passy". Poradziliśmy mu, by puścił groźby administratora mimo uszu, ponieważ w głowie nam się nie mieści, że ktoś chroniący publiczne mienie miałby zostać za to ukarany, tym bardziej że w wielu miejscach Warszawy, m.in. przy ul. Kłobuckiej, wkopane w ziemię opony nikomu nie przeszkadzają. Zwróciliśmy się więc z prośbą do pana Waldemara Albińskiego, dyrektora mokotowskiego ZGN, aby przyjrzał się sprawie, napełnił krewkiego urzędnika bojaźnią bożą i poinformował go, że nękanie lokatora robiącego dobrze dzielnicy i mieszkańcom jest nie na miejscu. Niniejszym prosimy o podobną przysługę burmistrza Mokotowa, pana Rafała Miastowskiego, o którym wiemy, że jest promotorem działań pro bono. A może obaj decydenci rozważą ogrodzenie za niewielkie pieniądze niszczonego trawnika? To też byłoby w pewnym sensie działanie pro bono.

Wróć