Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dlaczego już nikt nas nie lubi

23-09-2015 22:04 | Autor: Tadeusz Porębski
Ostatnie kilka tygodni to nic, tylko uchodźcy, uchodźcy, uchodźcy... W tygodniu ostatnim zaczęto ich segregować na uchodźców i emigrantów zarobkowych. Jak weryfikować status tych ludzi, nie podano. Nie ujawnia się także kwestii najważniejszej z ważnych, czyli co tak naprawdę jest przyczyną wzniecenia wojennej pożogi w Syrii, której skutki konsumuje dzisiaj Europa. Odpowiedź jest banalnie prosta – gigantyczna kasa idąca w biliony dolarów.

W 2009 r. prezydent Syrii Bashar Al-Assad niespodziewanie ujawnił szczegóły planu „Four Seas”. Chodziło o budowę gazociągu przesyłającego do Europy gaz wydobywany nad Morzem Kaspijskim, Czarnym i w Zatoce Perskiej. Taki rurociąg godziłby jednak w monopolistyczną na Starym Kontynencie pozycję rosyjskiego Gazpromu. Sprzedaż gazu jest dzisiaj tym ważniejsza dla Rosji, że ceny ropy naftowej, której eksport napędza rosyjską gospodarkę, systematycznie spadają w wyniku manipulacji rządów państw znad Zatoki Perskiej. Oczywiście, odbywa się to pod czujnym okiem Amerykanów, którzy chcą zachować dominującą pozycję w tej części świata. Z dnia na dzień w spokojnej i stabilnej dotąd Syrii wybucha wojna. Przeciętny zjadacz chleba nie ma bladego pojęcia, o co w tej wojnie chodzi, kto z kim walczy i dlaczego.

Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w Syrii pojawiają się liczne i po zęby uzbrojone oddziały rebeliantów. Są tak silne, że potrafią zmusić do odwrotu regularne oddziały syryjskiej armii. Niewielu dziennikarzy chce dociekać, skąd mają nowoczesne uzbrojenie oraz kto i gdzie na tyle skutecznie wyszkolił rebeliantów, że potrafią oni związać znaczne siły wojska i zdobywać kolejne rubieże. I tu odpowiedź jest prosta. Według nieoficjalnych, wiarygodnych źródeł, Katar dostarcza syryjskim rebeliantom miliardy dolarów, licząc, że upadek Assada pozwoli mu wybudować gazociąg wiodący przez Syrię do Europy. Niektóre źródła twierdzą, że pomoc Kataru dla syryjskich rebeliantów należy szacować nawet na 3 miliardy dolarów. Do tego dochodzi pomoc kilku innych innych krajów arabskich popierających Bractwo Muzułmańskie. Można domniemywać, że znaczna część darowizn trafia do kas Al Kaidy, od lat prowadzącej wojnę terrorystyczną z Zachodem.

Amerykanom w to graj, bowiem z najnowszego raportu Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem SIPRI wynika, iż USA posiadają 31proc. światowego rynku broni. Jest więc zbyt i zarobek, a im dłużej konflikt na Bliskim Wschodzie będzie trwał, tym zarobek będzie większy. Rosja nie mogła bezczynnie patrzeć, jak Arabowie wespół z Jankesami próbują robić jej kosztem bilionowe interesy, więc Putin zaczął zbrojnie wspierać Assada, wpierw potajemnie, a od kilku tygodni oficjalnie. Korzyść jest podwójna – obrona interesów Gazpromu i chłonny rynek zbytu broni, bo Rosja jest drugim po Stanach producentem broni na świecie (27 proc.). Co więcej, sojusz Rosji z Syrią zapewnia Gazpromowi kontrolę nad monopolistyczną polityką sprzedaży gazu do Europy.

Katar posiada trzecie co do wielkości złoża gazu ziemnego na świecie i jest największym eksporterem tego surowca, na który zapotrzebowanie ciągle rośnie. Pozycja Kataru jako największego eksportera może zostać zachwiana, bowiem w latach 2014 – 2020 znaczne zwiększenie wydobycia gazu planuje Australia. Istotna jego część ma zasilić rynki azjatyckie. Jednocześnie systematycznie spada eksport do Ameryki Północnej, która zwiększyła produkcję własnego gazu z łupków. Europa jako klient staje się więc dla Kataru wręcz kluczowa. Katarczycy wychodzą z siebie, aby utrzymać pozycję dominatora i kilka lat temu podjęli próbę budowy gazociągu do Europy przez Turcję (rurociąg Nabucco). Zyskaliby w ten sposób dostęp do Europy z pominięciem Rosji. Projekt upadł jednak z powodu braku zgody Arabii Saudyjskiej na przejście gazociągu przez jej terytorium. W Syrii mamy zatem konflikt dwóch gazowych potentatów: rosyjskiego Gazpromu – monopolisty na rynku europejskim, oraz Kataru, który jest zmuszony walczyć o ten ogromny i bogaty rynek. Jedno jest pewne – obalenie Assada byłoby równoznaczne z powstaniem rurociągu przesyłającego katarski gaz przez Syrię do Europy, a to zachwiałoby monopolistyczną pozycją, jaką ma Gazprom. Rosja nigdy do tego nie dopuści, więc nie należy spodziewać się szybkiego zakończenia konfliktu w tej części świata.

Katar to państwo wielkości małego polskiego, ale posiada gigantyczne złoża gazu i ropy, jest więc dla USA bardzo pożądanym i cennym partnerem. W ramach współpracy Katar wspierał finansowo atak na Libię, dzisiaj wspiera syryjskich rebeliantów próbując usunąć Assada i zastąpić go Bractwem Muzułmańskim, z którym emir Kataru ma ciepłe relacje. NATO kontroluje dzisiaj basen Morza Śródziemnego z wyłączeniem portu Taurus w Syrii, gdzie powstała baza rosyjskiej marynarki wojennej. Tuż obok utworzona została rosyjska baza lotnicza. Wyłom ten spowodowany jest gwałtowną reakcją Rosji na ujawnioną w czerwcu przez USA nową amerykańską strategię militarną, którą rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał "konfrontacyjną". Pieskow poinformował, że Rosja pracuje nad wprowadzeniem zmian do najnowszej doktryny wojskowej, w której zostały uwzględnione "wszystkie zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego Rosji" oraz "odpowiednie środki zaradcze", jakie należy wprowadzić w razie potrzeby. To poważne ostrzeżenie i wyraźny sygnał, że Kreml nie zamierza pełnić na Bliskim Wschodzie wyłącznie roli obserwatora.

Wnioski wynikające z powyższego nasuwają się same – Arabowie pospołu z Rosjanami i Amerykanami robią na Bliskim Wschodzie kokosowe interesy, a ogłupiona przez jajogłowych Europa płaci za to słone rachunki. Tego rodzaju "solidarność" nie może przypaść do gustu żadnemu świadomemu i myślącemu Europejczykowi. Planujący na kilka lat naprzód i mający wyobraźnię przywódcy małej Słowacji, niewiele większych Czech i Węgier, a nawet biednej Rumunii twardo postawili się Unii Europejskiej i odmówili zaakceptowania odgórnie narzuconej przez Brukselę decyzji o obowiązkowym podziale 120 tys. uchodźców pomiędzy kraje członkowskie Unii. Słowacja wręcz poinformowała, że nie zastosuje się do decyzji Rady UE podjętej w głosowaniu. Polska wyłamała się i jako jedyny kraj z tzw. Grupy Wyszehradzkiej poparła unijną decyzję. Przestańmy zatem się dziwić, że w naszym regionie nikt już nas nie lubi. Krętacze, dwulicowcy i oportuniści nigdzie bowiem nie cieszą się szacunkiem.

Wróć