Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Dla każdego coś błędnego

12-01-2022 20:48 | Autor: Maciej Petruczenko
Znawcy formacji politycznej, zwanej kiedyś w polskim wydaniu socjalizmem, jak najsłuszniej przypominają, że z gospodarczego punktu widzenia był to ustrój nieustannie walczący z problemami, które sam stwarzał. Nietrudno zauważyć, że obecna władza państwowa w naszym kraju jawi się w dużym stopniu owego ustroju kontynuatorem. Chociaż na wielu polach popisała się już ona parasocjalistycznymi rozwiązaniami w latach poprzednich, to jednak okazuje się, że dopiero w tym roku zaczyna dochodzić do szczytu politycznej paranoi, którą śp. Stefan Kisielewski – gdyby żył – odważyłby się nazwać (jak to zrobił w odniesieniu do władz PRL) dyktaturą ciemniaków.

Jej niewątpliwym objawem jest Polski Ład, który bardzo mi przypomina moją własną przygodę na nartach. Używając otóż zbyt długo tych samych plastikowych butów narciarskich, wybrałem się którejś z kolei zimy wraz z rodziną bodaj do Szczyrku. Gdy już wszyscy przypięli deski, ja akurat ruszyłem jako ostatni na stok, nie posunąwszy się wszakże ani o metr. Z nader prostego powodu. Już przy pierwszym odepchnięciu kijkami moje skądinąd markowe buty produkcji austriackiej rozpadły się całkowicie na proch, a ja pozostałem wyłącznie w skarpetkach...

No i w takiej właśnie sytuacji znalazło się nagle społeczeństwo polskie – za sprawą politycznego generalissimusa Jarosława Kaczyńskiego i jego wiernego sługi Mateusza Morawieckiego, któremu znakomicie udał się manewr przepisania majątku na żonę, gorzej natomiast mu wychodzi próba przepisania polskiego kapitalizmu na dawny socjalizm. Ku zdumieniu nękanych coraz bardziej dotkliwymi obowiązkami płatniczymi Polaków – nawet nominalny sojusznik premiera w obozie Zjednoczonej Prawicy, minister sprawiedliwości i prokurator generalny zarazem Zbigniew Ziobro zaczął nagle groźnie zapytywać, kto konkretnie na premierowskim dworze odpowiada za nagłe stworzenie kolosalnego bałaganu nazwanego Polskim Ładem, który chwilę po wprowadzeniu zamienił się momentalnie w proch i pył – jak tamte moje nieszczęsne buty. Przeciwko bezsensownym uregulowaniom zaprotestowali natychmiast nauczyciele, policjanci, wojskowi, pracownicy izb skarbowych, nie mówiąc już o prywatnych przedsiębiorcach, których obecna władza nęka praktycznie tak samo, jak trochę już zapomniana Inspekcja Robotniczo-Chłopska z czasów gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Od 1984 roku napastowała ona próbujące zarobić na życie babiny na bazarach, ścigając je jako wyzyskujących zdrowy człon społeczeństwa „spekulantów”. Mocno krytykowanym przez nasz rząd Niemcom nadarza się w związku z tym idealna okazja, by przypomnieć sobie, że właśnie w ich języku funkcjonuje od bardzo dawna ironiczne określenie „Polnische Wirtschaft”, oznaczające skrajny nieład, niegospodarność, brak właściwego planowania i brud, hołubione przez polską szlachtę i rozciągnięte oczywiście na całą polską wieś. Tym określeniem bardzo chętnie posługiwali się między innymi Karol Marks i Otto von Bismarck. Dziś mogą oni złośliwie rechotać już w grobie, gdy polska władza XXI wieku potwierdza, że mieli stuprocentową rację.

Tymczasem stwarzający z własnej inicjatywy kolejne problemy (jakby nie brakowało zewnętrznych przyczyn) rząd Morawieckiego inicjuje jedne po drugich „działania osłonowe”. Po większej części jest to po prostu musztarda po obiedzie. A te działania można porównać do przypinania protezy po tym, jak się lekkomyślnie straciło nogę przy wskakiwaniu do pociągu lub tramwaju albo nierozważnie weszło na pole minowe. Już tylko psucie relacji z Unią Europejską, słusznie nakładającą na naruszające prawo i umowy międzynarodowe państwo polskie surowe kary finansowe, jest wystawianiem się na zmasowany ostrzał, a w praktyce na całkowitą marginalizację naszego kraju. Ewentualne skazanie nas na pozaunijne sieroctwo może zaś oznaczać, że cała rewolucja solidarnościowa z lat osiemdziesiątych pójdzie na marne.

Za pieniądze ksiądz się modli, za pieniądze lud się podli – to od dawna znane porzekadło. Nic dziwnego, że i Kościół, i lud popierają dziś tych, którzy skokietowali ich sutymi datkami, wyjmowanymi z kieszeni tych obywateli, którzy na Produkt Krajowy Brutto pracują w pocie czoła. Kościołowi oddaje państwo potężny majątek publiczny, ludowi natomiast – rzuca finansowe ochłapy, co do których (jak czternasta emerytura) już dziś wiadomo, że nie mogą być rzucane w nieskończoność, choć generalissimus Kaczyński to obiecał.

Żeby nie było wątpliwości, nadmienię, że nie jest tak, iż wszystko, co Prawo i Sprawiedliwość pod wodzą Kaczyńskiego wymyśliło, zaplanowało lub usiłowało przeprowadzić – było złe. I nawet doszło do tego, że sam Kaczyński przysłał do naszej redakcji delegację z gratulacjami za to, że tekstami autorstwa Tadeusza Porębskiego obroniliśmy przed podstępną reprywatyzacją budynek przy ul. Narbutta 60. A w sprawie przejmowania własności najróżniejszych obiektów w samej Warszawie doszło do mnóstwa skandali, nie bez udziału faktycznie przestępczej placówki, jaką było Biuro Gospodarki Nieruchomościami, zlikwidowane w końcu przez panią prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz, chociaż jej mąż akurat skorzystał majątkowo po decyzji tej szemranej placówki.

Obecnie powraca na tapetę kwestia własności potężnego obszaru (17 hektarów), na którym znajdują się sportowe obiekty Warszawianki. Jak przy wielu innych posunięciach, dzięki poparciu określonych partii politycznych w latach 90-tych ktoś tam prywatnie skorzystał na określonym sformułowaniu aktu notarialnego, przyznającego teren na własność zasłużonemu przedwojennemu klubowi. Jak już pisałem w „Passie” kilkakrotnie, miasto wygrało proces sądowy o odzyskanie własności, ale się nie spieszy z przejęciem nieruchomości, bo musiałoby zwrócić Warszawiance kilkadziesiąt milionów złotych poniesionych nakładów. Tak samo PiS nie będzie raczej się spieszyć z wyprowadzeniem Polski z Unii Europejskiej, bo koszty tego byłyby zbyt duże...

Wróć