Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czyżby Dudy w miech?

02-03-2022 21:10 | Autor: Maciej Petruczenko
Schować dudy w miech – to znaczy zrezygnować z jakiegoś działania ze strachu przed poniesieniem konsekwencji. Swego czasu w formie poetyckiej stan ten w warunkach wielkiego przełomu nader trafnie opisał Konstanty Ildefons Gałczyński: „Gdy wieje wiatr historii, ludziom – jak pięknym ptakom – rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”. Tak to sobie, marginesowo, przypomniałem, mając jednocześnie świadomość, iż w czasach komunikacji internetowej z sieci na pewno nic nie uleci. Dlatego doskonale pamiętam, że to prezydent RP Andrzej Duda próbował w 2018 skokietować podkarpacką publiczność w Leżajsku, poddając Unię Europejską krytyce. „Mamy prawo do tego, aby się sami rządzić i decydować o tym, w jaki sposób będziemy naprawiali zbutwiałe i gryzione starymi systemowymi rozwiązaniami instytucje w Polsce – powiedział, określając jednocześnie Unię mianem „jakiejś wyimaginowanej wspólnoty, z której dla nas niewiele wynika”.

Pan prezydent za nic miał w tym momencie podpisane przez Polskę traktaty i zapewne kolejny raz usiłował przypodobać się swemu idolowi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Pijąc do starych rozwiązań systemowych, miał być może na myśli demokrację i monteskiuszowski trójpodział władzy, który tak chętnie pomagał w Polsce zlikwidować. No cóż, jak trwoga, to do Boga. Jeszcze niedawno i pan prezydent, i cna parafianka Beata Szydło, i skazywany za kłamstwa Mateusz Morawiecki robili, co mogli, żeby skłócić Polskę z Unią Europejską. I z jakim uporem władcy naszego kraju czepiali się nogawki awanturnika Donalda Trumpa, który niemalże bił brawo tak mu imponującemu Wowie Putinowi! A dziś – wszyscy oni kłaniają się nisko przewodniczącej Komisji Europejskiej – Ursuli von der Leyen i prezydentowi USA z prawdziwego zdarzenia – Joe Bidenowi, podejmującymi historyczne decyzje wobec napaści Rosji na Ukrainę. Przeciwko rosyjskiemu bandycie, wspomaganemu przez bandytę białoruskiego Alaksandra Łukaszenkę, którego były marszałek Senatu Stanisław Karczewski uznał za „ciepłego człowieka”, powstał teraz cały świat. I już wobec całego świata nasi wielkorządcy nie mogą robić dobrej miny do złej gry, jaką była chociażby próba usunięcia z Polski – działającej według amerykańskiego modelu telewizji, która przeciwstawiała się coraz mocniej narzucanym przez władzę państwową – iście ruskim wzorom.

Jakoś naszym propagandystom już nie przeszkadza, że Ursula von der Leyen to Niemka. A przecież łatkę kompromitującej „niemieckości” usiłowano przypiąć niedawnemu przewodniczącemu Rady Europejskiej Donaldowi Tuskowi i kopano zgłoszonego już do Nagrody Nobla najsławniejszego w Polsce społecznika – naszego sąsiada z Ursynowa – Jurka Owsiaka... Ataki na niego pojawiały się chociażby w suto dofinansowywanych przez spółki skarbu państwa prorządowych tygodnikach.

Putin wyrządza wielką krzywdę nie tylko Ukrainie, lecz również własnemu narodowi, który na skutek międzynarodowych sankcji i tak już ledwo zipie. Ale i obywatele Polski nie zapominają, w jakie kłopoty na odcinku współpracy z Unią wprawił nas zadufany w sobie pan Morawiecki, dokładając kolejnych kłopotów swoim „polskim nieładem”. Putinowi przyszło do głowy, żeby przeciw wolnemu światu posłać wojsko. U nas wolnościowe zrywy pacyfikowała ostatnio policja, wspomagana – niestety – przez mieniących się ultrapatriotami bandziorów.

W Rosji posłuszni wykonawcy upowszechnili nawet (o czym wspominałem tydzień temu) śpiewaną przez dzieci piosenkę na cześć planującego inwazję Ukrainy Putina. A refren tej piosenki kończy się – jakże złowrogo teraz brzmiącymi słowami – „Diadia Wowa, my z toboj!” Wujku Wowa, jesteśmy z tobą! No cóż, posłane na ukraiński front nieco starsze dzieciaki otwierają szeroko oczy ze zdumienia, zadając sobie pytanie: gdzie my jesteśmy i po co nam to było... Zdaje się, że na podobną modłę – jak ów dziecięcy chór – chciałby wychowywać polskie dzieci minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, który poza wszystkim usiłuje wprowadzić w polskich szkołach klimat gogolowskiego „Rewizora”, czyli paraliżujący strach przed władczą biurokracją. A to kolejny ruski wzór.

Obecne, jakże dramatyczne wydarzenia stanowią najlepszą naukę dla społeczności międzynarodowej w ogóle i dla Polaków w szczególności. Niech wszelkiej maści nacjonaliści i szowiniści pojmą wreszcie, że nie jest tak, iż jeden naród jest z gruntu zły i nam wrogi, a inny – wprost przeciwnie. Gdy kilka lat temu przeprowadzałem wywiad z byłym ambasadorem Izraela w Polsce – Szewachem Weissem, na pytanie, czy Polacy przynieśli Żydom podczas wojny więcej dobra, czy więcej krzywdy, odpowiedział krótko: w każdym narodzie są i źli, i dobrzy ludzie, nie ma narodu krystalicznie idealnego. O czym Szewach sam dobrze wie. Bo z jednej strony mieliśmy w Polsce podczas okupacji mnóstwo podłych szmalcowników i szabrowników, z drugiej zaś – Żydzi też zapisali ponurą kartę, np. w naszej powojennej bezpiece, a także w bankowości.

Mając to na uwadze, trzeba mieć świadomość, że choć wołyńskie zbrodnie Ukraińców na Polakach były rekordowym okrucieństwem, to przecież w bliższej i dalszej przeszłości Rzeczpospolita Polska również dała rdzennym mieszkańcom obecnych ziem ukraińskich nieźle popalić. Dlatego teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko dostosować się do rady Władysława Broniewskiego z jego wiersza „Bagnet na broń!”, napisanego w kwietniu 1939 roku: „Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli, ale krwi nie odmówi nikt, wysączymy ją z piersi i z pieśni...”.

Doceniając ponowną aktualność tego wiersza, pamiętajmy, że do historycznego zjednoczenia mentalnego narodów ukraińskiego i polskiego doprowadził podziwiany przez wszystkich bohaterski prezydent Wołodymyr Zełenski. Jak powiadają – komik, który bynajmniej nie żartuje...

Wróć