Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy Warszawa jest na pewno bezpieczna?

27-07-2016 20:57 | Autor: Maciej Petruczenko
Słysząc niemal codziennie o brutalnych aktach terroru w krajach Europy Zachodniej – Francji, Belgii, Niemczech – oddychamy z ulgą, że na szczęście u nas „ambasadorowie” nadzwyczajni i pełnomocni Państwa Islamskiego jeszcze nie złożyli swoich listów uwierzytelniających, czyli ani nikogo nie zastrzelili, ani nie dokonali jakiegokolwiek wysadzenia.

Złośliwi mówią jednak, że skoro tak bardzo. nam zależy, żeby w pełni dołączyć do cywilizacji Zachodu, to na owe akty terroru w Polsce nie będziemy musieli długo czekać, no i będziesz miał, czego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Dlatego co bojaźliwsi już teraz dostają pietra na samą myśl, że polskie wojsko znowu wmiesza się w konflikt iracki, a to może pociągnąć za sobą zemstę dżihadystów i u nas.

Za czasów PRL samiśmy sobie sprowadzali bliskowschodnich terrorystów na głowę. Jednym z nich był Irakijczyk Abu Daoud, członek Organizacji Wyzwolenia Palestyny i współprzywódca ugrupowania Czarny Wrzesień, które między innymi dokonało w 1972 zamachu na kwaterę sportowców Izraela w wiosce olimpijskiej w Monachium. Występujący pod najróżniejszymi nazwiskami Abu Daoud był wyjątkowo niebezpiecznym typem, ale – nie wiedzieć czemu – chroniły go nasze służby wywiadu. W roku 1981 mieszkał sobie – jak gdyby nigdy nic – w hotelu Victoria w Warszawie i tam właśnie, a dokładnie mówiąc w mieszczącej się na pierwszym piętrze kawiarni Opera, został zaatakowany przez zamachowca, który trafił go pięcioma kulami z pistoletu kalibru 7,65 mm: jedna przeszyła szczękę potężnie zbudowanego Araba, dwie klatkę piersiową i dwie brzuch. Sprawca zamachu uciekł, bo Abu Daoud, mimo ciężkich ran, ruszył ostro ku niemu, a na koniec zdołał zejść do recepcji i poprosić o przywołanie Pogotowia Ratunkowego.

O dziwo, w asyście urzędujących w Warszawie przedstawicieli OWP oraz oficerów Biura Ochrony Rządu, postrzelonego terrorystę poddano operacji w szpitalu przy Banacha, potem w szpitalu MSW przy Wołoskiej, a w końcu w klinice w Berlinie wschodnim i chłop się z tych wszystkich ciężkich ran jakoś wylizał. Zamachowca dziwnym trafem nie zatrzymano, choć Abu Daoud ponoć rozpoznał go, gdy stawiono mu do oczu dwu rodaków, którzy próbowali wymknąć się z Polski przejściem granicznym w Cieszynie. Znaleziono natomiast broń napastnika, porzuconą w krzakach przy ul. Traugutta.

Jak się potem okazało, w tamtym okresie bywało w Polsce bardzo wielu arabskich terrorystów, których nasi oficerowie szkolili w ośrodku kształcenia szpiegów w Kiejkutach. Najważniejsze jednak było to, że w naszym kraju ci bezwzględni bandyci kupowali broń, w tym pistolety produkowane przez radomskiego Łucznika. Można zatem śmiało powiedzieć, że i po przybyciu do dzisiejszej Polski terroryści z Bliskiego Wschodu czuliby się u nas jak u siebie w domu, chociaż czasy się mocno zmieniły. Ostatnio do Kiejkut trafiali oni sekretnie samolotami CIA, ale bynajmniej nie w celach szkoleniowych. Amerykanie poddawali ich tam torturom, żeby więźniowie wyśpiewali tajemnice poszczególnych zamachów. Jak na ironię, to polski rząd musiał w końcu zapłacić milionowe odszkodowania za naruszanie w Kiejkutach praw człowieka.

Jednym z ostatnich śladów współpracy naszego (i nie tylko naszego) wywiadu z bandytami były akcje rezydującego w Wiedniu niejakiego Baraniny, czyli Jeremiasza Barańskiego. To na polecenie tego mafiosa w roku 2001 został zastrzelony koło warszawskiej restauracji Cosa Nostra (nomen omen...) były szef sportu polskiego Jacek Dębski. Całkiem niedawno wyszła z więzienia warszawska łączniczka wspomnianego wiedeńczyka – „Inka”, która będąc gościem na imieninach Dębskiego po prostu wystawiła go na strzał. Jak widać więc, barwne zamachy w Warszawie również się od czasu do czasu zdarzają, a jeden z bardziej tajemniczych przytrafił się się na naszym terenie, o krok od toru wyścigów konnych na Służewcu. Mam na myśli zamordowanie w roku 1998 byłego komendanta głównego policji Marka Papały. Choć śledztwo w tej sprawie wciąż się toczy, zabójcy (zabójców?) nie znaleziono. zmieniają się tylko hipotezy, co do okoliczności i motywów zabójstwa.

Niedawny szczyt NATO na Stadionie Narodowym w Warszawie zrodził poważne obawy o kwestie bezpieczeństwa, ale okazało się, że nic złego się nie zdarzyło, o co zadbało 6000 funkcjonariuszy policji i BOR. A bodaj największe brawa należą się Ewie Gawor, będącej dyrektorem Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w stołecznym ratuszu. Wedle informacji CIA, szczyt był pierwszym z wydarzeń, które miały skusić w tym  roku skusić terrorystów do zamachu na terenie Warszawy, a jednocześnie planowane były ponoć zamachy w Budapeszcie, Bukareszcie, Sofii i Berlinie. Na szczęście do niczego takiego nie doszło, ale nie chwalmy dnia przed zachodem słońca, bo przecież w Krakowie rozpoczęły się Światowe Dni Młodzieży, które po części zahaczają również o Warszawę.

Inna sprawa, że jeśli chodzi o imprezy masowe planujący zamachy fundamentaliści islamscy mają jeszcze lepsze okazje do ataku. Jedną z nich będą bez wątpienia rozpoczynające się 5 sierpnia Igrzyska Olimpijskie w Rio de Janeiro. Szesnaście lat temu Al Kaida zamierzała zaszokować nalotem porwanego samolotu pasażerskiego na stadion w Sydney w momencie uroczystego otwarcia. Uprzedzeni przez CIA Australijczycy mieli się jednak na baczności i nie dopuścili do takiej tragedii. zdumienie może budzić jednak to, że rok później sami Amerykanie nie ustrzegli się przed podobnym atakiem, poprowadzonym na Pentagon i nowojorski World Trade Center. I pewnie nie uchronią nas, gdyby na przykład zechciał zaatakować Polskę znany terrorysta polityczny Władymir Putin.

Wróć