Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy w końcu dudy w miech?

10-01-2024 20:42 | Autor: Maciej Petruczenko
Od 10 stycznia br. już w pełni rozumiem, dlaczego profesor prawa Jan Zimmermann z Uniwersytetu Jagiellońskiego, promotor pracy doktorskiej prezydenta RP Andrzeja Dudy, wielokrotnie mówił, że wstydzi się za jego zachowania i decyzje. Ostatnio zaś stwierdził: „Jestem kompletnie wstrząśnięty, prezydent zrobił coś, co umyka racjonalnemu rozumowaniu. Przechował w swoim pałacu przestępców, ściganych z oskarżenia publicznego, którzy zostali skazani prawomocnym wyrokiem karnym” (chodzi o byłych szefów Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika).

Pan prezydent, któremu się wydaje, że jest najmądrzejszym interpretatorem prawa w Polsce, łże w żywe oczy, opowiadając o swoich wprost „podręcznikowych” posunięciach, opierających się na doktrynie i komentarzach najtęższych jurystów w kraju. Bo te autorytety publicznie zaprzeczają jego pełnym tupetu wywodom. Uczynił tak między innymi prof. Stanisław Waltoś, na którego podręcznik („biblię karnistów”) powoływał się dr Duda. W telewizyjnym wywiadzie usłyszeliśmy z ust prof. Waltosia: „Przepisy Konstytucji razem wzięte, łącznie z wykładnią systemową, mówią, że prezydent nie może stosować prawa łaski w czasie toczącego się procesu”.

Sprzeczna z tym rozumieniem prawa łaski decyzja prezydenta jest teraz szeroko wyśmiewana w mediach społecznościowych i w kabaretach. Prezydentowi doradza się, żeby załatwiał ludziom rozwody jeszcze przed zawarciem przez nich małżeństwa. Pewnie byłby Dudzie wdzięczny notoryczny rozwodnik, a mój serdeczny przyjaciel – aktor Bohdan Łazuka, który żenił się pięciokrotnie, zaś rozwodził cztery razy. Bardzo by mu się przydał rozwód w abonamencie.

No cóż, okazało się, że jedno z owych podręcznikowych posunięć prezydenta, czyli ułaskawienie skazanych dopiero przez sąd pierwszej instancji kombinatorów z CBA, Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika i jeszcze dwu innych – przyniosło zamęt, jakiego w historii naszego wymiaru sprawiedliwości bodaj jeszcze nigdy nie było. Przede wszystkim przyczyniło się do stworzenia swoistego dualizmu prawnego, w którym – niczym w komedii filmowej „Sami swoi” – najważniejsza zasada brzmi: „sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Dla obywatela Dudy nawet zaprzeczające jego rozumieniu prawa orzeczenie Sądu Najwyższego w sprawie wspomnianego aktu łaski pozostaje bez znaczenia, co niejako potwierdził w przemówieniu, wygłoszonym 10 stycznia.

Sąd Najwyższy stwierdził jednoznacznie: „Prawo łaski, jako uprawnienie Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, określone w art. 139 zdanie pierwsze Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, może być realizowane wyłącznie wobec osób, których winę stwierdzono prawomocnym wyrokiem sądu (osób skazanych). Tylko przy takim ujęciu zakresu tego prawa nie dochodzi do naruszenia zasad wyrażonych w treści art. 10 w związku z artykułem 7, art. 42 ust. 3, art. 45 ust 1, art. 175 ust. 1 i art. 177 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

Pan prezydent atoli poczuł się już – jak ironizują niektórzy – co najmniej cesarzem, który z wysokości swego urzędu dyktuje wszystkim odpowiadające mu rozumienie norm prawnych i poniekąd sam je stwarza, budząc oburzenie nie tylko swego uniwersyteckiego guru. Smutne są następstwa zadufanego w sobie lokatora dawnego „Pałacu Namiestnikowskiego” – jak nazywano ten budynek we wczesnym okresie zaborów. Teraz ta nazwa mogłaby być przywrócona, bowiem przez minionych osiem lat Andrzej Duda traktowany był niczym namiestnik rządzącego ze skromnej kwatery przy ul. Nowogrodzkiej – „prezesa Polski” Jarosława Kaczyńskiego. Podpisywał niemal wszystkie zainicjowane przez Nowogrodzką ustawy jak leci, zyskując pseudo Długopis Prezesa. Akceptował po nocach pośpiesznie uchwalone akty prawne i wręczał bez chwili wahania nominacje sędziowskie osobom, które na określony szczebel sądowy akurat nie zasługiwały i tolerował jawne sobiepaństwo niektórych prezesów sądów. Dopiero instancje europejskie pozwoliły na powrót do pracy tak uczciwym przedstawicielom wymiaru sprawiedliwości, jak choćby olsztyński sędzia Paweł Juszczyszyn, nękany przez prezesa Sądu Rejonowego Macieja Nawackiego. Można było odnieść wrażenie, że zarówno pan Nawacki, jak i Pan Prezydent orzeczenia europejskich trybunałów mają po prostu w dupie. Zresztą, Andrzej Duda nazwał Unię Europejską „jakąś wyimaginowaną wspólnotą”, wykazując się swoistą „maestrią” dyplomacji. I to on przyczynił się do zahamowania przepływu miliardów euro z unijnego budżetu do polskiej kasy, a teraz robi minę niewiniątka, działającego od zawsze „dla dobra państwa i jego obywateli”.

Działa, owszem, dla ich dobra, jeśli mu nie są politycznie obojętni, a tak się dzieje w wypadku Kamińskiego i Wąsika, co do których Duda tak się zagalopował, że dwa razy w swoim środowym przemówieniu pochwalił się ich „uniewinnieniem”, instynktownie stawiając się w roli sędziego. W tym właśnie momencie pomylenie uniewinnienia z ułaskawieniem (tego terminu użył później) to był wyjątkowo rażący błąd, potwierdzający, że pan prezydent nie bardzo wie, co mówi. Na pewno nie zostałby zwycięzcą w teleturnieju, w którym stosuje się zasadę, że tylko pierwsza odpowiedź się liczy...

Przypomina się teraz społeczeństwu polskiemu, jak Kamiński, kiedyś dzielny opozycjonista, przeciwstawiający się władzom PRL – stał się po latach zaprzeczeniem samego siebie, realizatorem kryminalnych inscenizacji i politycznych nagonek, przeprowadzanych pod szyldem walki korupcją. Skompromitował się zmarnowaniem niemałych pieniędzy na sfinansowanie teatrzyku wokół „afery gruntowej” i „willi Kwaśniewskich” (nie było tam najmniejszych podstaw do śledztwa). W ramach jego działalności straciła życie posłanka Barbara Blida, a jego „superagent” „Tomek” (Tomasz Kaczmarek) sam teraz zeznaje przeciwko niemu i Wąsikowi. Ludzie już zapomnieli o śmierci fałszywie oskarżanej Barbary Blidy. A przecież to była tragedia nieporównywalna z obecnym cierpieniem duetu Kamiński – Wąsik, dwu przestępców, których przed odsiadką starał się ukryć w Pałacu Prezydenckim Andrzej Duda, sam poprzez to zostając przestępcą. Amen.

Wróć