Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy sierżant Elwira Chodkiewicz coś ukrywa?

24-08-2015 10:52 | Autor: Tadeusz Porębski
W artykule 2 ustawy o prokuraturze stoi, że jej zadaniem jest strzeżenie praworządności oraz czuwanie nad ściganiem przestępstw. Opisany niżej przypadek może być świadectwem, że cytowany zapis ustawy jest zwykłym pustosłowiem.

We wrześniu ubiegłego roku w „Passie” ukazały się pierwsze publikacje z żądaniem wstrzymania przez prezydent Hannę Gronkiewicz - Waltz wykonalności decyzji BGN nr 197/GK/DW/2014 z dnia 26.05. 2014 r. o zwrocie (przyznaniu prawa własności czasowej) spadkobiercom byłego właściciela nieruchomości przy ul. Narbutta 60. Owa decyzja zawiera bowiem dane, które są sprzeczne ze stanem faktycznym, co powinno czynić ją nieważną z mocy prawa. W decyzji widnieje m. in. zapis "...z tytułu nabycia (działki przy ul. Narbutta 60 przez Jerzego R.) na mocy aktu kupna z dnia 11 stycznia 1947 r., zeznanego w kancelarii Bronisława Czernica, notariusza w Warszawie". Jest to ewidentna nieprawda, bowiem z aktu notarialnego wynika w sposób niezbity, iż nie był on "zeznany" w kancelarii, lecz poza nią.

Akt notarialny z 11 stycznia 1947 r. został sporządzony w nader niejasnych i podejrzanych okolicznościach, bowiem został spisany nie przez notariusza Czernica, lecz przez kogoś o nazwisku Anyżewski podającego się za jego zastępcę. Poza tym Anyżewski posłużył się okrągłą pieczęcią notariusza Czernica bez upoważnienia, co nie było i nie jest praktykowane w żadnym notariacie. Mając do czynienia z tak podejrzanym dokumentem urzędnicy BGN byli zobowiązani do zachowania szczególnej staranności i rzetelnego zweryfikowania go. Nie uczyniono tego uchybiając w ten sposób obowiązkom służbowym. A decyzja skutkuje przekazaniem osobie prywatnej majątku komunalnego wielkiej wartości. Należało dokładnie zbadać kilka kluczowych elementów tej podejrzanej i pełnej niewiadomych sprawy.

Dzięki serii naszych publikacji wykonanie wspomnianej decyzji zostało wstrzymane, a Prokuratura Rejonowa Śródmieście - Północ wszczęła z naszego zawiadomienia śledztwo w sprawie. Zanim jednak śledztwo zostało wszczęte, kilkakrotnie odmawiano spełnienia naszego żądania, sformułowanego pro publico bono, i dopiero po wielu interwencjach w prokuraturach okręgowej, apelacyjnej i generalnej prokurator rejonowy zaczął działać w obronie komunalnego majątku. To była droga przez mękę, ale udało się. Jak jest prowadzone śledztwo, co wykaże i jaka będzie końcowa decyzja rejonowego prokuratora (akt oskarżenia do sądu czy umorzenie śledztwa), trudno przewidzieć. Optujemy za drugą możliwością, bo w powojennej Warszawie nie zdarzyło się jeszcze, żeby urzędnik-nieudacznik albo urzędnik-oszust stanął przed sądem. Tak czy owak, na razie mieszkańcy dziesięciu lokali komunalnych przy ul. Narbutta 60, którym po ewentualnym przejęciu budynku przez nowych właścicieli groził bruk, mogą spać spokojnie.

Jednym z ważnych elementów tej cuchnącej na odległość korupcją i kryminałem sprawy jest urzędowy dokument wystawiony w 2006 r. przez Waldemara G., głównego specjalistę w BGN (Delegatura w Dzielnicy Mokotów), w którym w ewidentny sposób poświadcza on nieprawdę. Pan G. stwierdza w urzędowym dokumencie, że budynek przy ul. Narbutta 60 powstał przed 1945 r., kiedy we wszystkich dostępnych dokumentach dotyczących tej nieruchomości widnieje zupełnie inna data oddania budynku do użytkowania – maj 1955 r. Czy G. po prostu pomylił się, czy też działał świadomie na korzyść spadkobierców byłych właścicieli? Trudno powiedzieć, choć Bogiem a prawdą w zwykłą ludzką pomyłkę trudno w tym wypadku uwierzyć. Obowiązuje jednak domniemanie niewinności i tylko dochodzenie (śledztwo) może rzucić więcej światła na powody, które zdołały tak zaciemnić panu G. widniejące w księgach wieczystych daty, że dopuścił się fałszerstwa.

To, czy budynek powstał przed wojną, czy też po wojnie, ma kluczowe znaczenie. Jeśli organ wydający decyzję "zwrotową" przyjąłby datę przed 1945 r., to wtedy poza gruntem spadkobiercy byłych właścicieli otrzymaliby gratis także budynek. W sytuacji, kiedy przyjęto by, że ten znakomicie zlokalizowany dom został wybudowany w 1955 r., a więc po wojnie, musieliby oni wykupić od miasta owych 10 mieszkań komunalnych, a to są kwoty idące w miliony złotych. Ponieważ w grę wchodzi mienie komunalne wielkiej wartości i istnieje uzasadnione podejrzenie wystawienia "lewego" dokumentu, czyli poświadczenia nieprawdy (art. 271 kk), uznaliśmy, że sprawę powinna zbadać prokuratura. Złożyliśmy stosowne zawiadomienie, załączając dowód w postaci "lewego" dokumentu.

Prokurator rejonowy z Mokotowa zlecił wszczęcie dochodzenia i dokonanie wstępnych czynności wydziałowi dochodzeniowemu KRP II przy ul. Malczewskiego. Sprawą zajęła się sierżant sztabowa Elwira Chodkiewicz. Autor niniejszej publikacji został przesłuchany na okoliczność w charakterze świadka i spokojnie czekał na rozwój sytuacji. W dniu 29.07. br. pani sierżant wydała postanowienie o umorzeniu dochodzenia "wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu zabronionego". Był to dla nas szok. Szokujące jest nie tyle samo umorzenie, co uzasadnienie. Ewidentnie "lewy" dokument urzędowy nie jest w  naszym państwie prawa dowodem "dostatecznie uzasadniającym PODEJRZENIE popełnienia czynu zabronionego"? To jaki jeszcze dowód mamy przedstawić, aby wzbudził w organach ścigania podejrzenie, że ktoś dopuścił się fałszerstwa?

Jako osoba składająca zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zapragnąłem przejrzeć akta sprawy, aby później złożyć zażalenie do prokuratury na postanowienie wydane przez sierżant Elwirę. Funkcjonariuszka poinformowała mnie telefonicznie, że będzie to trudne, ponieważ idzie na urlop. Ja na to, że nie bardzo mnie to interesuje, bo mam tylko 7 dni na zażalenie, więc niech pani sierżant coś zrobi, abym mógł przejrzeć akta pod jej nieobecność. Obiecała ustalić termin i zadzwonić do mnie. Czekam na jej telefon bezskutecznie. W miniony poniedziałek pofatygowałem się do KRP II, aby drążyć sprawę. Kazano mi czekać na kierownika referatu, który miał do mnie zejść. Czekałbym do dziś, gdyby nie pilne terminy, które miałem w tym dniu. Wyszedłem z jednostki wściekły. Wkrótce telefon zadzwonił. Nieznany mi z nazwiska funkcjonariusz poinformował mnie, że nie jestem stroną i w związku z tym nie posiadam legitymacji prawnej zarówno do wniesienia zażalenia, jak i przejrzenia akt dochodzenia. On to skonsultował z panem prokuratorem i jest jak jest.

Tego już było za wiele. Jeśli ja – osoba informująca organy ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa i dostarczająca na potwierdzenie niezbity dowód w postaci "lewego" dokumentu – nie jestem stroną, to kto nią jest? Mimo wszystko zdecydowałem się wnieść do prokuratury zażalenie i prośbę o udostępnienie mi akt dochodzenia. Poinformowałem w swoim piśmie, że nie zgadzam się z taką interpretacją art. 306 kpk, ponieważ w dniu 23 lipca br. weszła w życie ustawa z dnia 22 kwietnia 2013 r. o zmianie ustawy – Kodeks postępowania karnego (Dz. U. z 2013 r., poz. 480) - modyfikująca w sposób zasadniczy treść art. 306 kpk w kierunku rozszerzenia uprawnień odwoławczych na niepokrzywdzonych. Do §1 tego artykułu dodano mianowicie pkt 3 uprawniający do wniesienia zażalenia na odmowę o wszczęciu śledztwa przez osobę wymienioną w art. 305§4 kpk., czyli tę, która złożyła zawiadomienie o przestępstwie.

Mimo że uprawnienie to aktualizuje się tylko wówczas, jeżeli wskutek przestępstwa doszło do naruszenia jej praw, uznałem, iż w myśl art. 49§1 kpk jestem pokrzywdzonym, bowiem moje dobro prawne zostało zagrożone. Dodałem również do wiadomości pań i panów prokuratorów, że z uwagi na wąski zakres tego pojęcia, przyjmuje się, iż niektóre z przestępstw (np. fałszywe zeznania, korupcja, FAŁSZERSTWO DOKUMENTU) stanowią tzw. przestępstwa bez pokrzywdzonych. Przywołałem na tę okoliczność postanowienia Sądu Najwyższego z dnia 25 marca 2010 r. (IV KK 316/09) i z dnia 24 maja 2011 r. (II KK 13/11), które w mokotowskiej prokuraturze powinny być powszechnie znane.

Pozostaje czekać na decyzję Prokuratury Rejonowej Warszawa - Mokotów i mieć nadzieję, że nie będzie potrzeby pisania kolejnego zażalenia, tym razem do sądu i powiadamiania o sytuacji prokuratorów okręgowego, apelacyjnego i generalnego, bo taką właśnie ścieżkę obraliśmy sobie w redakcji. Na razie osoba wykazująca dbałość o publiczne mienie i żądająca szczegółowego zbadania sprawy pod kątem ewentualnego popełnienia przestępstwa jest traktowana niczym natręt, choć należy się jej szacunek za obywatelską postawę.

Pani sierżant Chodkiewicz – ujmując rzecz kolokwialnie – "olała mnie", nie zadając sobie nawet trudu wykonania do mnie prostego telefonu, choć solennie to obiecała. Może przełożeni pouczą ją, aby w przyszłości traktowała petentów, a zwłaszcza dziennikarzy z nieco większą atencją. Stanowisko pana prokuratora rejonowego nie jest jeszcze znane – odrzuci zażalenie, czy przyjmie je i poleci wydziałowi policji w KRP II przeprowadzenie bardziej szczegółowego niż dotychczas dochodzenia? Pozwoli przejrzeć akta, czy pośle dziennikarza do diabła przywołując jako uzasadnienie mętne prawnicze formułki? Do sprawy będziemy wracać.

Wróć