Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy Matka Kurka zapuszkuje Jurka?

13-01-2016 21:09 | Autor: Maciej Petruczenko
W zupełnie wyjątkowym momencie grała w tym roku Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy pod dyrekcją naszego sąsiada z Ursynowa Jurka Owsiaka. Niedzielny koncert WOŚP miał uśmierzyć społeczne konflikty w skali kraju, choć na chwilę godząc zwaśnione strony, czyli realizatorów „dobrej zmiany” oraz „obrońców wolności i demokracji”.

Szczytny cel, jakim jest udzielenie istotnej pomocy chorym dzieciom i starcom, został podobno osiągnięty z naddatkiem, bo do kolorowych puszek wolontariusze zebrali co najmniej 44 miliony złotych. Oprócz pieniędzy do zbiórki dołożono też fanty od prominentnych postaci, w tym od prezydenta RP Andrzeja Dudy, który oddał własną parę nart zjazdowych, jakkolwiek bardzo tego sprzętu potrzebuje. Jak bowiem zaświadczają trenerzy i instruktorzy szusowania – narciarzem jest znakomitym i bardzo dobrze czuje się nie tylko w politycznym slalomie. Wszystkiemu można byłoby zatem tylko przyklasnąć, gdyby nie smutny fakt, iż szlachetna akcja WOŚP z udziałem rozentuzjazmowanej młodzieży wciąż wzbudza tyleż pochwał, ile przygany.

Owsiak był od początku solą w oku większości ludzi z kręgów kościelnych, traktujących jego szlachetne przedsięwzięcie jako konkurencję dla Caritasu, który – wedle oficjalnych enuncjacji rzeczników Episkopatu – przeznacza na coroczną pomoc charytatywną blisko pół miliarda złotych. Drugie tyle mają wydawać na wsparcie bliźnich zgromadzenia zakonne. Kościół jednak w dziele pomocy potrzebującym nie polega tylko na zbiórce wśród wiernych (chociażby poprzez sprzedaż świec), lecz korzysta przede wszystkim z funduszy państwowych, samorządowych i unijnych. I – o ile mi wiadomo – nie poddaje się audytowi, więc nie możemy mieć pewności, jak pobraną kasę rozdysponowuje. Tak naprawdę więc – na pytanie, ile wynosi charytatywna zbiórka samego Kościoła i jej późniejsze wykorzystanie, można odpowiedzieć w terminologii chrześcijańskiej: a diabli wiedzą! Piszę te słowa, bynajmniej nie lekceważąc wysiłku wielu księży, a jeszcze bardziej zakonnic, pomagającym osobom biednym, chorym albo ciężko skrzywdzonym przez los, bo sam mam okazję takie właśnie działanie na co dzień obserwować w moim sąsiedztwie. Nie uważam jednak, że skoro działalność Caritasu – w mniejszym lub większym stopniu – jest cacy, to poczynania Owsiaka i dyrygowanej przez niego WOŚP muszą od razu być be. To prawda, że Caritas na ogół się swoją dobroczynnością nie chwali, Owsiak natomiast co roku afiszuje się w telewizji i dmie w surmy, ale w końcu nie na swoją cześć, tylko na cześć tych, którzy wrzucili do puszki nie żadną publiczną kasę, lecz własny, ciężko zapracowany grosz. I to ich przede wszystkim różni od choćby najbardziej miłosiernych księży względnie sióstr zakonnych.

Z uwagi na swoje muzyczne pasje i Przystanek Woodstock, którego jest organizatorem, Owsiak wyrósł na kogoś, kto jawi się na poły dobrym wujkiem, a na poły hippisem, który już na wstępie swoich występów w TVP zirytował wszelkiej maści moralistów bezczelnym hasłem: róbta co chceta. Kto się urodził dopiero w nowej Polsce po 1989 roku, ten pewnie nie zrozumie, że to hasło zostało wtedy rzucone na przekór świeżo zdechłej komunie, która usiłowała wychować młodzież w „duchu socjalistycznym”, narzucając z jednej strony polityczny gorset, z drugiej zaś – zachęcając, żeby każdy młody obywatel PRL dostosowywał się do ideału BMW (Bierny, Mierny, ale Wierny), wierzył wyłącznie w nauki politruków i stronił od „konsumpcyjnego stylu życia”. Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o model zachowania, owa propozycja rządzącego reżimu zbiegała się niemal dokładnie z propozycją kościelną – z tą różnicą, że Kościół zachęcał do wiary w Boga. Nawiązujący do młodzieżowej tradycji amerykańskiej Owsiakowy Przystanek Woodstock – z jego atmosferą całkowitego wyzwolenia – musiał z natury rzeczy wydawać się polskiej młodzieży atrakcyjniejszy od ruchu oazowego i pobożnych pielgrzymek, zastępujących jakby peerelowskie zloty ZMP lub ZMS. Tym bardziej, że od pewnego momentu schorowany idol Polaków Jan Paweł II nie był już w stanie tak porywać swoją osobowością młodych ludzi jak dawniej. Stąd zrodziła się kościelna niechęć do nieświętego Jerzego, łagodzona po części próbami posyłania na Woodstock ewangelizatorów.

Co do pożytków płynących z Przystanku Woodstock lub też wyrządzanych przezeń szkód nie zamierzam się wypowiadać, bo na nim nie bywałem i wcześniej, i wtedy, gdy dołączył doń zainstalowany przez Kościół Przystanek Jezus. Wydaje mi się jednak, że WOŚP to kwestia zupełnie odrębna i samemu Jezusowi, gdyby nagle zstąpił z Nieba, wypadałoby wrzucić jakiś skromny datek do puszki. Mam nadzieję, że taka wrzutka ze strony Pana nie zostałaby uznana za judaszowe srebrniki, jak ocenili prezydencki dar polityczni ortodoksi, którzy mogą sobie ewentualnie dośpiewać, że Andrzej Duda uczynił to, iżby dać do zrozumienia Owsiakowi: – Bierz narty i zjeżdżaj!

W lutym ubiegłego roku znany bloger, publikujący pod pseudonimem Matka Kurka, został skazany przez sąd okręgowy w Legnicy na zapłacenie 5000 złotych grzywny za znieważenie Owsiaka epitetem „hiena cmentarna”. Mimo to nadal usiłuje się procesować, twierdząc, że jego adwersarz nie chce mu udostępnić pełnej dokumentacji WOŚP. No cóż, chociaż wiemy, że orkiestra – jak co roku – zakupi wysokiej klasy sprzęt medyczny dla szpitali, to jednak nie brak chętnych żeby Jurka O. albo ukrzyżować, albo zapuszkować. Dla spełnienia życzeń Matki Kurka wystarczyłby zapewne skuteczny areszt wydobywczy. A znowu nie brak takich, co go potrafią zastosować.

Wróć