Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czy gorsza jest kara życia, czy kara śmierci?

13-03-2024 21:09 | Autor: Maciej Petruczenko
Gdy przez wiele lat konflikty wojenne prowadziły do mordowania tysięcy ludzi w Afryce, na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w Ameryce Południowej, a nawet na niezbyt odległych od nas Bałkanach – traktowało się to w Polsce niczym bajkę o żelaznym wilku. Wystarczyło powtarzać za Stanisławem Wyspiańskim: „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna...”. Niestety jednak, nie po raz pierwszy w naszej historii ten spokój polskiej wsi, a także polskiego miasta może być po raz pierwszy od 1945 roku zakłócony. Rosyjski watażka Władymir Putin najwyraźniej dąży do odbudowania Związku Sowieckiego w jego terytorialnych rozmiarach, a po ewentualnym podbiciu Ukrainy i państw bałtyckich może sięgnąć również po nasze tereny. W końcu w czasach ZSRR (ZSRS) byliśmy w stosunku do tego komunistycznego imperium państwem satelitarnym z obowiązkową nauką języka rosyjskiego w szkole i z sowieckimi wojskami na plecach.

Groźby wysuwane teraz wobec Polski przez obudzonych z długiego snu Wielkorusów stają się coraz częstsze. Tym bardziej, że jesteśmy faktycznie w Europie najbardziej zdecydowanym sojusznikiem narodu ukraińskiego, pomagającym w dostarczaniu mu broni używanej przeciwko bandyckiej armii Putina.

Zaraz po spotkaniu prezydenta Andrzeja Dudy i premiera Donalda Tuska z prezydentem Stanów Zjednoczonych Joe Bidenem w Białym Domu – minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski wystąpili z pospólnym oświadczeniem, że na wszelki wypadek trzeba już teraz zabezpieczać u nas ludność cywilną przed nagłym atakiem Rosjan, którzy wszak mają od dawna swój przyczółek faktycznie w granicach Polski przy ujściu Pregoły do Zalewu Wiślanego – w postaci Kaliningradu, czyli niegdyś polskiego Królewca, wydzieranego sobie wcześniej na zmianę przez Krzyżaków i Prusów miasta pod nazwą Königsberg. Obwód kaliningradzki to najdalej wysunięta na zachód forpoczta rosyjska, w której przez cały czas skoncentrowana jest duża liczba wojsk, a umieszczone tam pociski balistyczne Iskander, zdolne do przenoszenia ładunków nuklearnych, mogą w trzy minuty dolecieć do Warszawy, unikając obrony przeciwrakietowej.

Mojemu pokoleniu od razu się przypomina, że w projekcie budowy metra w Warszawie zakładano, że tunele podziemnej kolei będą w razie czego schronami, w których chować ma się ludność w wypadku ataków z powietrza. Tylko że wtedy władza ludowa bała się ataków ze strony wojsk NATO... Generacja moich rodziców mogła przy tej okazji przypomnieć sobie, jak się przemykało kanałami kanalizacyjnymi w czasie Powstania Warszawskiego. No cóż, chociaż nakręcono nową wersję filmu „Chłopi”, lepiej, żeby nie było potrzeby nakręcenia nowej wersji „Kanału”... A tym bardziej, żeby nie zrodziła się nowa potrzeba zorganizowania akcji „Cały Naród buduje (odbudowuje) swoją stolicę”.

Jeśli chodzi o wspomnianego prezydenta Dudę, to im bardziej stara się on wypowiadać publicznie z pozycji uznanego autorytetu, tym bardziej naraża się na krytykę bądź śmieszność. Choć jest nominalnym doktorem prawa po Uniwersytecie Jagiellońskim, nawet promotor jego pracy doktorskiej wstydzi się za takiego wychowanka. Spośród umiejętności zaprezentowanych narodowi pan prezydent chyba najbardziej zaimponował jazdą na nartach, co mu jak najbardziej się chwali. Co do meritum jego urzędniczej działalności trudno jednak sypnąć garścią pochwał, bo Andrzej D. okazał się osobnikiem przyklepującym swoim podpisem kolejne zamachy na ustrój kraju i podział władzy, rujnując zasady demokracji w imię służalczych działań, wspierających jego partyjnego mentora z ugrupowania Prawo i Sprawiedliwość – Jarosława Kaczyńskiego. W efekcie paroletniej działalności tych dwóch doktorów od siedmiu boleści system prawny Rzeczypospolitej został tak rozregulowany, że trudno się w tym wszystkim połapać. I nawet najtężsi eksperci zastanawiają się, jak w sposób zgodny z prawem naprawić to, co drogą swoistego bezprawia popsuli Kaczyński, Duda i spółka. Dzisiejsze reformy naprawcze uważający się niemalże za monarchę prezydent nazywa „terrorem praworządności”, co chyba najlepiej świadczy, iż najlepiej mu było w okresie, gdy dominował narzucony przez PiS kult bezprawia.

Po powrocie z Waszyngtonu czujący się jakby mocniej w prezydenckim fotelu pan Andrzej wypowiedział się na temat bulwersującego opinię publiczną problemu prawnego dopuszczania aborcji. W tej kwestii skaczą sobie do oczu nawet obecni koalicjanci polityczni w Sejmie, a Duda twardo zapowiada, że jest z gruntu przeciwko zabijaniu dzieci, zaś co do działań antykoncepcyjnych, to na pewno nie podpisze ustawy, pozwalającej stosować pigułkę dzień po 15-letnim dziewczynom, mimo że w tym wieku dopuszcza się legalne współżycie seksualne. Gdy dowiadywaliśmy się o romansach księży z nieletnimi dziewczynami lub chłopaczkami, jakoś nie słyszałem, żeby Pan Prezydent ostro się temu przeciwstawiał. Dziś mówi twardo, że jest przeciwny aborcji tak samo, jak nie zgadza się na zabijanie jakiejkolwiek istoty ludzkiej, czyli na karę śmierci. Chociaż jest taki pryncypialny, dopuszcza jednak aborcję w sytuacji, gdy chory płód zagraża życiu matki. W tej sytuacji sam już nie wiem, czy Duda jest przeciwko bezwzględnemu zakazowi zabijania, czy jednak robi jakieś wyjątki. Może jest takim katolikiem, jak Jacek Kurski albo Marta Kaczyńska, którzy być może uważają w sprawach małżeńskich, że co Bóg złączył, człowiek niech nie rozłącza, ale w ich rozumieniu akurat konieczne jest odstępstwo od tej zasady...

Wróć