Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czego Polsce do szczęścia brak...

27-07-2022 21:06 | Autor: Maciej Petruczenko
Wydawało się już, że z ponurą nazwą Moskwa mogą się nam kojarzyć wyłącznie złe wiadomości i złe rzeczy. Tymczasem jednak okazało się ostatnio, iż Moskwa może być naszym najlepszym pocieszycielem. A dokładnie mówiąc – Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska. Trudno mi wprawdzie zrozumieć, jakim cudem nawet najbardziej wszechmocny minister jest w stanie dyrygować klimatem i środowiskiem naturalnym, ale widać jest to możliwe, skoro w rządzie RP został utworzony odpowiedni resort, będący chyba odpowiednikiem ideału w postaci Ministerstwa Zdrowia, Szczęścia i Wszystkiego Najlepszego. No więc dyrygentka klimatu i środowiska, stojąca na czele owego – mówiąc z niemiecka – Ministerium, zawiadomiła opinię publiczną, iż „w propozycji Komisji Europejskiej dotyczącej gazu nie ma na celu redukcji zużycia surowca dla Polski”. To cokolwiek niepoprawne językowo (może przez media przekręcone) sformułowanie ma nas natchnąć optymizmem w obliczu ogólnoeuropejskiego kryzysu paliwowego i na pewno jest ono sympatyczniejsze niż mój pomysł z Ministerium, które w tym akurat wypadku może niektórym kojarzyć się z klimakterium.

Starym polskim zwyczajem jest częste bywanie pod gazem, co jednak zrobimy, skoro albo Władek Putin, albo Ursula von der Leyen nam gaz wyłączą lub przynajmniej przykręcą? Daremne będą okrzyki „więcej gazu” i nikt już nie powie – wciśnij względnie zapal gaz. Coraz szybciej zaczyna nas obejmować narastający ciąg podstawowych braków i jakby powracamy do czasów zgrzebnego socjalizmu, gdy wciąż brakowało tak ważnych artykułów jak papier toaletowy i sznurek do snopowiązałek. Ja sam jakoś potrafiłem dać sobie radę w tamtym trudnym okresie. Nawet nagłe zerwanie się linki gazu w moim nowiusieńkim, wyprowadzonym prosto z garaży FSO Bentleyu 125p nie zbiło mnie z pantałyku. Wyjąłem sznurowadło z buta, związałem linkę i jakoś dało się dojechać do najbliższej stacji serwisującej te luksusowe limuzyny o zabytkowych, przedwojennych silnikach.

W warunkach socjalizmu najczęściej odczuwało się niedostatek mięsa na rynku. Wielu obywateli PRL, złaknionych wieprzowiny, wołowiny lub baraniny – ratowały przed śmiercią baby z cielęciną, obchodzące bloki mieszkalne w mieście. Taką babę traktowało się niemal jak członka rodziny. Byli wszakże i tacy, którym mięcha wciąż było za mało, a kiełbasa wydawała im się za droga. Ci malkontenci stworzyli solidarnie wspólny ruch, do którego, po powrocie z Ameryki, przystąpiłem z wielką ochotą i okazało się, że ów brak zaopatrzenia mięsnego był wystarczającym powodem, żeby w Polsce upadł socjalizm. Wprawdzie patrzący stale na świat nie przez różowe, lecz ciemne okulary gen. Wojciech Jaruzelski uprzedzał, iż „socjalizmu przeczekać się nie da”, ale mu udowodniono, że jest to jak najbardziej możliwe. Rządzący Polską generał starał się wybierać w swoich poczynaniach mniejsze zło, reszta narodu wszelako wybierała większe dobro. I tym sposobem nasz piękny kraj zerwał małżeństwo z RWPG poświadczone Układem Warszawskim, by zaraz potem wziąć ślub z Unią Europejską, biorąc na świadka NATO. Owszem, podniosła wrzask całkiem spora grupa malkontentów, która zechciała ogłosić, że na skutek tego mezaliansu Polska znalazła się w ruinie, a teraz ci sami malkontenci twierdzą, iż małżonka Unia nas terroryzuje. Ale jak się rozejrzeć po kraju, to każdy jego zakątek temu przeczy.

W Paryżu na przykład to kościoły mają tak stare, że np. Katedra Notre Dame, zbudowana w latach 1163 – 1345, zaczyna się Francuzom już walić, tak jak Jaruzelskiemu zawalił się socjalizm. U nas natomiast stare katedry w całkiem dobrym stanie, a nowych świątyń wprost zatrzęsienie. Jedna piękniejsza od drugiej. I jedynym zmartwieniem jest to, że – jak alarmują media – coraz bardziej brakuje księży, a dokładnie mówiąc mistrzów ceremonii rodzaju męskiego i kto wie, czy przed ołtarzami wyznania rzymskokatolickiego nie pojawi się w końcu absolutnie niegodny tego babski pomiot, będący – jak wiadomo – narzędziem szatana. Nie na darmo, od setek lat mawia się u nas: gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Choćby taką, jak mieszkająca w moim sąsiedztwie, pyskata jak mało kto pisarka Manuela Gretkowska, która – o ile dobrze pamiętam – jest zdania, że każdy mężczyzna to bardzo prosty w obsłudze aparat – wystarczy uruchomić jedną dźwignię...

A jeśli chodzi o dźwiganie czegokolwiek i stosunki męsko-damskie, to wobec grożącego nam braku węgla, warto chociaż podśpiewywać sobie tekst dawnej piosenki „Jak dobrze mieć sąsiada”, wylansowanej kiedyś przez Halinę Kunicką:

„Jak dobrze mieć sąsiada

Jak dobrze mieć sąsiada

On wiosną się uśmiechnie

Jesienią zagada

A zimą ci pomoże

Przy węglu i przy koksie

I sama nie wiesz kiedy

Ułoży wam rok się...”

Całkiem niedawno pluliśmy na węgiel, dążąc do zamykania kopalń, a teraz to znowu zrobił się skarb narodowy. Tylko, że kiedyś w każdym niemal domu mieszkalnym widniały okienka do piwnicy, gdzie zwalało się węgiel przywożony – a jakżeby inaczej – przez wozaków wykorzystujących wciąż trakcję konną. Teraz raczej trudno sobie wyobrazić, żeby lokatorzy luksusowego, mającego 52 piętra apartamentowca wnosili na górę po schodach wiaderko z węglem, tylko dlatego, że zabrakło i gazu i prądu, a trzeba się ogrzać i zjeść coś ciepłego.

O ile na braki podstawowych paliw nie mamy bezpośredniego wpływu i nawet – zdaniem jednego mądrali – przymierzając się do zalecanego odgórnie zbierania chrustu, nie odróżniamy tej czynności od zbierania gałęziówki – o tyle na sondaże odzwierciedlające nastroje opinii publicznej możemy mieć wpływ. Jakieś wścibiające swój nos w cudze sprawy, pożal się Boże, dziennikarzyny wyczaiły otóż, że wpływający na opinię publiczną i polityczne wybory sondaż można sobie zamówić, płacąc państwową forsą. W związku z tym powstała nagle giełda sondaży, z których jedne cenione są bardziej od drugich. I publiczność zaczyna się zastanawiać: czy wynik takiego sondażu to nie jest po prostu kwestia ceny...

Wróć