Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Czego może się spodziewać HGW?

24-05-2016 21:33 | Autor: Tadeusz Porębski
Mój kartoflowy wścibski nochal mówi mi, że PiS szykuje na Hannę Gronkiewicz - Waltz i jej najbliższych współpracowników minę, jaka jeszcze nie eksplodowała w powojennym stołecznym samorządzie. To samo podpowiada mi rozum i moja intuicja, która w ostatnich latach nie zawodzi.

Znając Prezesa, nie sposób dać wiarę, że fakt, iż stolicą JEGO IV RP rządzi ekipa rodem z III RP, w ogóle go nie uwiera. Tak sobie myślę, że taki dyskomfort powoduje u Prezesa senne koszmary. Staram się wejść w jego skórę: "Jak tak może być – myśli zapewne po nocach – rządzę 40-milionowym państwem, mam do dyspozycji wszystko, czego tylko zapragnę, włącznie z państwowymi mediami, armią i bezpieką, bo premierka i ministrowie czytają z moich ust, a w stolicy dudy w miech! Nie mam nic do powiedzenia i muszę żebrać u śmiertelnego wroga o możliwość wystawienia pomnika umiłowanemu bratu w wybranym przez siebie miejscu! To policzek i dyshonor, to jak uderzenie w twarz mokrą rękawicą!".

Art. 97 ustawy o samorządzie gminnym z 1990 r. powiada: Punkt 1: W razie nierokującego nadziei na szybką poprawę i przedłużającego się braku skuteczności w wykonywaniu zadań publicznych przez organy gminy, Prezes Rady Ministrów, na wniosek ministra właściwego do spraw administracji publicznej, może zawiesić organy gminy i ustanowić zarząd komisaryczny na okres do dwóch lat, nie dłużej jednak niż do wyboru rady oraz wójta na kolejną kadencję4: Komisarz rządowy przejmuje wykonywanie zadań i kompetencji organ gminy z dniem powołania.

Ciekawe, prawda? Szczególnie ten uznaniowy zapis: "W razie nierokującego nadziei na szybką poprawę i przedłużającego się braku skuteczności w wykonywaniu zadań publicznych przez organy gminy". Zapis ten to furtka i zielone światło dla działań mających na celu odsunięcie PO od władzy w stolicy państwa. Wystarczy zebrać ledwie kilka dowodów na "brak skuteczności", a z tym nie będzie najmniejszego problemu, by przypieczętować polityczny los Hanny Hanny Gronkiewicz - Waltz. I co najważniejsze – jeśli w katalogu zarzutów znajdzie się także "brak skutecznego nadzoru nad Biurem Gospodarki Nieruchomościami w kwestii wydawanych przez to biuro decyzji "zwrotowych", objawiający się m. in. niewyciąganiem konsekwencji wobec urzędników dopuszczających się ewidentnych niedopełnień służbowych obowiązków" (np. sprawa Narbutta 60) – wprowadzenie komisarza na Pl. Bankowy 3/5 poprze zdecydowana większość warszawiaków.

Skąd taka pewność? Wystarczy przypomnieć wynik referendum o odwołanie Hanny Gronkiewicz - Waltz zainicjowanego jesienią 2013 r. przez ówczesnego burmistrza Ursynowa Piotra Guziała. Aby było ważne, musiało wziąć w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborze prezydent Warszawy w 2010 r., czyli co najmniej 389.430 osób. W referendum wzięły udział 343.732 osoby, co oznacza, że zabrakło jedynie 45.698 głosów, by usunąć HGW ze stanowiska. Aż 94,86 proc. głosujących opowiedziało się za jej odwołaniem. Jeśli liczbę przeciwników obecnej prezydent ocenia się na prawie 350 tys. osób, to można być pewnym, że niewielu warszawiaków będzie po niej płakać, a zdecydowana większość przyklaśnie obsadzeniu prezydenckiego fotela komisarzem.

Ekipa warszawskiego PiS mozolnie, lecz bardzo metodycznie zbiera materiały dotyczące nieprawidłowości w stołecznym samorządzie, a szczególnie w BGN. Ciekawe, jaki będzie owoc wtargnięcia do królestwa dyrektora Marcina Bajko agentów CBA. Półgębkiem mówi się o zabezpieczeniu kilkudziesięciu trefnych na pierwszy rzut oka akt postępowań administracyjnych, dotyczących reprywatyzacji warszawskich nieruchomości. Pomogę Prezesowi, bo jako baczny obserwator warszawskiego samorządu widzę ogrom nieprawidłowości, jak również niezmierzoną butę obecnych władz stolicy. Ponadto nie jestem fanem HGW i uważam, że pani ta być może jest znakomitą ekonomistką i dobrym prawnikiem, ale gospodyni miasta z niej żadna. Wystarczy porównać ją z Tadeuszem Ferencem z Rzeszowa, Wojciechem Szczurkiem z Gdyni, Piotrem Uszokiem z Katowic, Jackiem Majchrowskim z Krakowa, czy Jolantą Batycką - Wąsik na stanowisku wójta sąsiadującej z Ursynowem małej gminy Lesznowola, przodującymi we wszystkich ogólnopolskich rankingach samorządowcami, by dostrzec nicość prezydent miasta stołecznego Warszawy.

HGW dopuściła do powstania patologii w warszawskim samorządzie. Należy przypomnieć jej upór w przyznawaniu pełnomocnictw burmistrzom dzielnic, w których PO przegrała wybory. Tak było na Ursynowie, na Bemowie i na Pradze Płn. Upór HGW miał podłoże wyłącznie polityczne i owocował powstawaniem w dzielnicach dwuwładzy, co wywoływało gigantyczny bałagan. Mimo że Piotr Guział z Ursynowa, Krzysztof Zygrzak z Bemowa, a ostatnio Jan Mackiewicz z Białołęki zdołali uzyskać większość w swoich radach dzielnic i zostali wybrani burmistrzami w sposób demokratyczny, musieli toczyć z HGW batalię o przyznanie im pełnomocnictw. Burmistrz Krzysztof Zygrzak domaga się od prezydent stolicy miliona złotych odszkodowania za dyskryminację z przyczyn politycznych. Złożył w tej sprawie pozew do sądu okręgowego.

Zarzuty pod adresem HGW można mnożyć, ale gwoździem do jej politycznej trumny może być brak nadzoru nad działalnością BGN. Prezydent Krakowa Jacek Majchrowski zdumiony skalą roszczeń w Krakowie zareagował natychmiast. Z jego inicjatywy w krakowskim magistracie powstał zespół prześwietlający wnioski roszczeniowe jedynie pod kątem układów indemnizacyjnych, czyli odszkodowań wypłaconych przez rząd PRL poszczególnym państwom Zachodu za utracone przez ich obywateli majątki w postaci gotówki i surowców. W ten sposób uratowano przed reprywatyzacją 80 krakowskich kamienic. HGW przez całe lata bezczynnie przyglądała się kontrowersyjnym decyzjom reprywatyzacyjnym, taśmowo wydawanym przez podległe jej BGN. Pani prezydent wielkiej metropolii bez emocji akceptowała przekazywanie jednej i tej samej grupie kilku cwaniaków publicznych szkół, przedszkoli, boisk, czy innych obiektów użyteczności publicznej.

Nie poszła śladem prezydenta Majchrowskiego, a wręcz przeciwnie – ułatwiała życie kombinatorom, powiększając im tereny inwestycyjne w sercu miasta. Kilka niewielkich miejskich działek miasto przekazało, bez przetargu, w użytkowanie wieczyste właścicielom znajdującego się tuż obok Sali Kongresowej sąsiedniego gruntu, który został odzyskany w wyniku mocno naciąganej decyzji BGN. W miejscowym planie zagospodarowania teren ten przeznaczony jest pod budowę 245-metrowego wieżowca. HGW nie zareagowała, mimo że tytuł „użytkowanie wieczyste” jest zarezerwowany wyłącznie dla inwestycji celu publicznego, o czym jako szef stołecznego samorządu powinna wiedzieć. 

Chodzi o siedem skrawków gruntu pomiędzy ul. Emilii Plater a południowym skrzydłem Pałacu Kultury z Muzeum Techniki. Miasto powinno było sprzedać je chętnemu powiększenia sąsiedniej działki inwestorowi, a nie przekazywać w użytkowanie wieczyste, ponieważ Warszawa na takim dealu traci, zaś inwestor dużo zyskuje. Na rynku wtórnym użytkowanie wieczyste ma bowiem taką samą wartość jak własność. Inwestor zapłacił za siedem działek w strefie śródmieścia funkcjonalnego, którego jądrem jest  pl. Defilad, jedynie 25 proc. ich wartości (ok. 6 mln zł), zamiast 21 milionów, które musiałby jednorazowo wnieść do miejskiej kasy w przypadku ich zakupu.

Powyższe przypadki, jak również przekręt z kamienicą i gruntem na Narbutta 60 (brakuje nam jednej informacji z Ministerstwa Sprawiedliwości, by już publicznie i bez ogródek nazwać rzecz przestępstwem) to nasz materiał dla Prezesa i jego ludzi.  Sądząc po terminach widniejących w cytowanym wyżej art. 97 ustawy, ataku władz państwa na HGW należy spodziewać się już latem, a wprowadzenia w stolicy komisarza w okolicach listopada, czyli "na okres do dwóch lat, nie dłużej jednak niż do wyboru rady oraz wójta (prezydenta) na kolejną kadencję". Życzę Prezesowi  zrealizowania swoich planów w tej materii, mimo że nie jestem jego wyznawcą, ani nawet wyborcą.

Wróć