Miasteczko zlokalizowano przy placu na Rozdrożu, w bezpośrednim sąsiedztwie siedziby ministra edukacji. W założeniu działało całodobowo przez tydzień (8-14 października). Było miejscem debat i rozmów o narastających problemach placówek oświatowych, szkół i wyższych uczelni. Tematyka panelowych dyskusji była jak najbardziej słuszna. Poruszono zarówno żywotne problemy nauczycieli (czas pracy i jej warunki, odpowiedzialność, wynagrodzenie, niepokojąco zmniejszającą się liczbę młodych kandydatów do zawodu), jak i uczniów (zdrowie psychiczne, wadliwa podstawa programowa, obniżenie poziomu kształcenia), ale to za mało! Problem w tym, że takim protestem i w takiej skali pan minister Przemysław Czarnek zupełnie się nie przejmie.
Miejsce debat, szumnie nazywane miasteczkiem, to jeden namiocik, kilka stolików i krzeseł. Całodobowość to w istocie kilka przedpołudniowych wystąpień i trzygodzinna dyskusja panelowa. Uczestnikami i prelegentami w gruncie rzeczy było każdorazowo kilkunastu działaczy związkowych. O masowości protestu można jedynie pomarzyć. Tylko w sobotę, na zakończenie, odbyła się manifestacja z udziałem około 2 tysięcy przywiezionych autokarami protestujących nauczycieli. Ale i oni po godzinie 13 zwinęli swoje banery, zakończyli okrzyki i po kilku pamiątkowych fotografiach z prezesem związku na trybunie, powrócili do domów.
Sami organizatorzy są nieco rozczarowani. Pan minister zbył postulaty mglistą obietnicą dziewięcioprocentowych podwyżek płac w przyszłym roku (zamiast postulowanych 20%), ale przecież chodzi nie tylko o płace! Chodzi o prestiż zawodu nauczyciela i poziom edukacji.
Solidarność nauczycielska nie przyłączyła się do protestu, środowisko jest podzielone i jak się okazuje, zupełnie zobojętniało na postępujący chaos i upadek oświaty, godzi się na indoktrynację, wypaczanie historii, wprowadzanie biblistyki i postulaty ugruntowywania cnót niewieścich, odznaczanie medalem Komisji Edukacji Narodowej księży egzorcystów za zasługi w wypędzaniu szatana i inne szalone pomysły kierujących resortem.
Konieczne są masowe i radykalne działania. Pan Prezes Broniarz, pardon, nie jest postacią charyzmatyczną. Przespał z kierowanym przez siebie Związkiem decydujące o przyszłości oświaty decyzje obecnych władz. Powszechny protest był konieczny już 6 lat temu, w momencie wprowadzania obecnej pseudo-reformy. To wówczas trzeba ją było zastopować. Teraz gdy mleko się rozlało, będzie bardzo trudno sytuację uzdrowić. Ale pozorowanie działań niewiele tu pomoże.
Wzywam do podjęcia masowego protestu w całym kraju. W wyznaczonym terminie nie powinna podjąć pracy żadna szkoła, aż do czasu realizacji pełnej listy zgłaszanych postulatów. Wszystkich protestujących nie wyrzucą, a katechetów do zastąpienia nauczycieli różnych specjalności nie wystarczy. Wymuszenie zmian to nasz obowiązek wobec przyszłych pokoleń.