Politycy rządzący dzisiaj krajem powinni mieć świadomość, że po odzyskaniu w 1918 r. niepodległości inwestowano przede wszystkim w gospodarkę i nowe technologie. Europa miała się z nami liczyć. Marzyliśmy o koloniach, terytorium zamorskim RP, dlatego w 1930 r. Ligę Morską i Rzeczną przekształcono w Ligę Morską i Kolonialną. Powstała lista proponowanych miejsc do skolonizowania. Łakomym okiem zerkaliśmy na byłe kolonie niemieckie: Togo, Kamerun, Niemiecką Afrykę Zachodnią i Niemiecką Afrykę Wschodnią. Po I wojnie światowej i klęsce Niemiec znajdowały się one pod auspicjami Ligi Narodów, a zawiadywały nimi Anglia, Francja i Belgia. Nasi politycy zapytali, dlaczego nie Polska? Uzasadnienie było proste: cesarstwo niemieckie upadło i Polska, która odebrała mu część swoich ziem, jest jego sukcesorką. Niemcy zdobywały swoje kolonie pieniędzmi, które pochodziły m.in. z podatków Wielkopolski, Pomorza i Górnego Śląska. „Udział naszych pieniędzy – zresztą całkiem przymusowy – określa się jako jedna dziesiąta sum wydanych przez Niemcy na kolonizacyję, więc naturalną koleją rzeczy mamy prawo do dziesiątej części byłych kolonii niemieckich” – głosiła w 1929 r. w programie kolonialnym Liga Morska i Rzeczna.
Wiadomo już było, że w 1931 r. w Lidze Narodów nastąpi rewizja mandatów kolonialnych, co może otworzyć Polsce drogę do terytoriów zamorskich. Rozważano brazylijską Paranę, gdzie jeszcze przed I wojną światową osiedliło się około 100 tysięcy Polaków. Mieliśmy tam nawet polskie osiedle – Morską Wolę. Niestety, na wykup ziemi nie zgodził się brazylijski rząd. Upadały kolejne projekty: Angola, Mozambik, Gwinea, Afryka Równikowa, Gambia. Nie udało się też z Liberią, gdzie wysłano kilkudziesięciu plantatorów. W końcu wymyślono kolonię na Madagaskarze, wyspie, która była wówczas francuską kolonią. Francuzi mieli być zainteresowani sprzedażą dużej części ziem, taką propozycję złożył ministrowi spraw zagranicznych Józefowi Beckowi francuski minister kolonii Marius Moutet. W 1937 r. na Madagaskar wyjechała polska delegacja, by zbadać możliwości kolonizacji wyspy. Na jej czele stanął major Mieczysław Lepecki, adiutant marszałka Józefa Piłsudskiego i wiceprezes Międzynarodowego Towarzystwa Osadniczego. Madagaskar uchodził za wyspę niezwykle nęcącą ze względu na niezwykłą faunę i przyrodę. Lepecki był gorącym zwolennikiem utworzenia kolonii, po wyprawie miał przygotować raport dla Ministerstwa Spraw Zagranicznych i odpowiedzieć na pytanie, czy Madagaskar nadaje się do zamieszkania przez Polaków.
W skład delegacji weszli również przedstawiciele polskiej społeczności żydowskiej – Leon Alter, dyrektor żydowskiego towarzystwa emigracyjnego „Jeas” oraz inżynier Salomon Dyk, ekspert od osadnictwa rolnego, szczególnie obeznany z osadnictwem żydowskim w Palestynie. Plany kolonizacji Madagaskaru zaczynały nabierać kształtów. Wróciło hasło „Żydzi na Madagaskar”, które wcale nie było pomysłem Adolfa Hitlera. Dużo wcześniej, bo w 1885 r., jako pierwszy rzucił je Niemiec, Paul de Lagarde. O projekcie osiedlenia tam społeczności żydowskiej mówiły później Anglia, Francja i Holandia. Ponoć sami Żydzi, szukający miejsca dla swojego państwa, mieli być zainteresowani osadnictwem na Madagaskarze. Trudno się dziwić, Adolf Hitler rósł w Niemczech w siłę. Żydzi pozbawiani byli tam obywatelstwa, ochrony prawnej i własności. Zwalniano ich z pracy w urzędach i w wojsku. Miało być już tylko gorzej. Tylko ucieczka z Europy mogła zagwarantować im bezpieczeństwo.
Delegacja rządowa wyjechała 1 maja 1937 r. Wpierw udała się do Paryża, gdzie 4 maja minister kolonii Marius Moutet przyjął na długiej audiencji ambasadora RP Juliusza Łukasiewicza wraz z Komisją Studiów. „Minister zapewnił nas o swoim życzliwym stosunku do sprawy osadnictwa polskiego w koloniach francuskich oraz obiecał niezwłocznie wydać odpowiednie dyrektywy Generalnemu Gubernatorowi Madagaskaru, by ten udzielił nam wszelkiej pomocy i ułatwień” – napisał Lepecki w raporcie do kraju. Polska delegacja dotarła na Madagaskar 31 maja 1937 r. i spędziła na wyspie dziesięć tygodni. Zwiedzali, analizowali, badali, rozmawiali, wyliczali. Lepecki raportował: „Łącznie Komisja Studiów przejechała około 30.000 km drogi morskiej i około 11.000 km drogi lądowej po wyspie, czyli odbyła podróż równą co do długości obwodowi kuli ziemskiej na równiku. Odwiedziła kilkadziesiąt różnych miejscowości, zwiedziła szereg stacji rolniczych i hodowlanych oraz gospodarstw i plantacji, przeprowadziła setki rozmów i wiele konferencji”. Jej końcowym wyczynem było przebycie 200 km drogi przez kraj górzysty w filanzanach, czyli tubylczych lektykach. Podczas tego etapu podróży komisji towarzyszyła karawana tubylczych tragarzy licząca 55 ludzi.
Komisja doszła do wniosku, że centralny Madagaskar, położony powyżej 800 m nad poziomem morza, nadaje się do osadnictwa białego, opartego na pracy fizycznej osadnika, a więc na gospodarce rolnej typu chłopskiego. Oczywiście, jak każda akcja osadnicza, również i osadnictwo na Madagaskarze wymagało przygotowania terenu, czyli przeprowadzenia robót drogowych, regulacji rzek i stworzenia odpowiednich warunków sanitarnych. Projekt emigracji z Polski na Madagaskar, po przeprowadzeniu niezbędnych prac inwestycyjnych i organizacyjnych oraz przy czynnym poparciu francuskich czynników rządowych, mógł więc wejść w stadium realizacji. „Madagaskar nadaje się również dla wychodźstwa żydowskiego” – czytamy w komunikacie z 24 grudnia 1937 r. Polski rząd czekał już tylko na szczegółowe raporty, które komisja miała przedstawić po powrocie z wyspy. Mieczysław Lepecki wydał w 1938 roku książkę „Madagaskar. Kraj, ludzie, kolonizacja”. Napisał w niej m.in., że średnia temperatura wynosi 25 stopni Celsjusza, że 56 proc. grafitu na świecie pochodzi z Madagaskaru, prawdopodobnie są tam także bogate złoża niklu, kobaltu oraz kamieni szlachetnych i półszlachetnych (m.in. szafiry i ametysty). W lasach rosną potężne baobaby i nie ma w nich drapieżnych kotów, występują natomiast woły rasy zebu oraz mnóstwo nieznanych nigdzie indziej małpiatek zwanych lemurami.
Zdaniem komisji, do upraw nadawały się jedynie wąskie doliny. W sumie na całym Madagaskarze miało to być około 6 milionów hektarów gruntów, z czego tylko na jednej czwartej ziemia była już uprawiana. Reszta leżała odłogiem, głównie w zachodniej części wyspy. Ziemie te wymagały jednak osuszenia, co z kolei pociągnęłoby za sobą olbrzymie nakłady finansowe. Raczej nadawały się pod uprawę tubylczą, natomiast pod europejskiego rolnika miały nadawać się grunty wokół Ankezina, najwyższego wulkanu na Madagaskarze liczącego 2878 m wysokości. To miałaby być przyszła ojczyzna polskiego osadnika na Madagaskarze i doskonałe miejsce do uprawy kawy, którą Madagaskar zaczął eksportować dopiero po I wojnie światowej. „Co rok wzrasta eksport kawy i dziś przybrał tęgie rozmiary przeszło dwudziestu tysięcy ton rocznie. Najlepszej jakościowo arabiki produkowano ledwie 200 ton, a możliwości są znacznie większe, nawet 10 tysięcy ton” – pisał Lepecki w raporcie. Wzrost eksportu kawy mieliby zapewnić polscy osadnicy. Ziemia ta miałaby nadawać się także pod uprawę jarzyn – szparagów, bobu, kalafiorów, marchwi, kapusty, a także ziemniaków i truskawek.
Aspiracje kolonialne Polski studził Arkady Fidler – pisarz i podróżnik, który przez dwa lata mieszkał na Madagaskarze. W wydaniu „Gazety Polskiej” Fiedler zamieścił list z Madagaskaru pod tytułem „Prawdziwy Madagaskar”, z którego jasno wynika, że nie może być mowy o masowej emigracji na Madagaskar, ponieważ „wszystko co można było zająć bez większych zachodów już zajęto”. Dalej pisarz dowodził, że „przeważająca część wolnej ziemi, przeszło 4 miliony ha, leży na zachodnich nizinach i nadaje się jedynie do kolonizacji tubylczej”. Plany kolonizacji Madagaskaru dość szybko więc upadły. Poza tym we Francji zmienił się rząd, który nie patrzył już tak przychylnym wzrokiem na obecność polskich osadników na Madagaskarze, a 1 września 1939 r. Hitler napadł na Polskę rozpoczynając II wojnę światową. To ostatecznie przekreśliło marzenia o polskiej kolonii. Gdyby nie wojna, to kto wie, czy kolonizacyjne plany Polski nie zakończyłyby się sukcesem, choćby w zmniejszonej formie.
Naszym kolonialnym aspiracjom sprzed wojny towarzyszył cień polskości krążący nad Madagaskarem od 14 lutego 1774 r., kiedy stopę na wyspie postawił hrabia Maurycy August Beniowski – polski podróżnik, uczestnik konfederacji barskiej, zesłaniec, żołnierz, awanturnik, kosmopolita, autor głośnych pamiętników, pod koniec życia król Madagaskaru (Ampansakebe). W Rzeczypospolitej brał udział w konfederacji barskiej, za co został zesłany na Syberię i w końcu na Kamczatkę, z której zorganizował ucieczkę statkiem. Przebył trasę od Morza Arktycznego i wybrzeży Alaski, poprzez Japonię i Tajwan do Makau w Chinach, skąd trafił na Madagaskar. Początkowo zamierzał osiedlić się w Tomatave, ale po przemyśleniach założył osadę Maroantsetra u ujścia rzeki Antainambalana (Tanguebale) oraz port zwany de Boynes. Mimo wielu przeciwności, w ciągu około dwóch lat podporządkował sobie wyspę stosując surowe metody, a jednocześnie sprawiedliwe, stopniowo pozyskując przychylność rdzennych mieszkańców. Zorganizował budowę dróg, osiedli i osuszanie bagien. Na pozyskanych terenach zakładał plantacje bawełny, tytoniu i trzciny cukrowej.
W sierpniu 1776 r. Beniowski został proklamowany przez wodzów 22. plemion i towarzyszących im 12 tys. ludzi jako „Ampansakabe” – król, władca lokalny. W dniu11 września 1776 r. wobec 30 tys. zgromadzonych dokonano rytuału przypieczętowania krwią tego faktu z każdym z przywódców plemiennych. Uchwalono także konstytucję ustanawiającą prezydencję „Ampansakabe”. W tym samym roku Beniowski popłynął do Francji, by przedstawić rządowi swoje plany wykorzystania nowego lądu, ale nie uzyskał poparcia. Udał się więc do Ameryki Płn. i starał się o przyjęcie do wojska amerykańskiego powołując się na rodzinne koneksje z Kazimierzem Pułaskim, który właśnie poległ pod Savannah. Zaproponował także użycie wyspy Madagaskar jako bazy marynarki wojennej przeciwko Anglikom. W czerwcu 1785 r. powrócił na Madagaskar, gdzie został przywitany przez Malgaszów jako ich „król”. Ponownie próbował stworzyć malgaskie państwo. Opanował francuską faktorię handlową w Zatoce Antongila i stolicę kraju, wybudował też kilka fortów. Zginął od zabłąkanej kuli w potyczce z Francuzami 23 maja 1786 r. Pochowany miał zostać nazajutrz w pobliżu portu wraz z dwoma poległymi Rosjanami, towarzyszami z Kamczatki. Jednak „Gazeta Warszawska” w numerze z 1 grudnia 1787 r. informowała, że „wiadomy baron Beniowski, którego tyle razy za nieżyjącego już głoszono”, przybył do Wiednia z Konstantynopola. Informacja ta dała pretekst do pogłosek, że Beniowski nadal żyje. Pogłoski nigdy nie zostały potwierdzone.
Pomnik Maurycego Beniowskiego znajduje się w centrum Antananarivo, stolicy Madagaskaru, ulica nosi nazwę Rue Benyowski. Prężnie działa tam polsko – malgaskie Stowarzyszenie „POLka”, któremu prezesuje pan Albert Zięba mieszkający na wyspie od prawie 30 lat. Jest nauczycielem w Liceum Francuskim w Antananarivo, członkiem skautów Madagaskaru, Komitetu Muzeum Dwóch Wojen oraz Stowarzyszenia Kombatantów. Polska nie ma na Madagaskarze placówki dyplomatycznej, a jedynie Konsula Honorowego dr. Zbigniewa Kasprzyka, który po niedawnej śmierci małżonki zdecydował się wrócić do kraju. Jego naturalnym następcą wydaje się być zakorzeniony na Madagaskarze i propagujący polskość Albert Zięba. Ma referencje od pani Injerona Florine, Honorowej Minister Pełnomocnej i od pani Lydii Indrianjafy z Ministerstwa Spraw Zagranicznych Madagaskaru, uczestniczki konferencji ONZ dotyczących krajów najmniej rozwiniętych, członkini stałego przedstawicielstwa przy Unii Europejskiej. Będziemy wspierać medialnie jego kandydaturę, ponieważ pojawiły się pogłoski, że chrapkę na tę zaszczytną funkcję ma syn… bogatego Hindusa. Trudno sobie wyobrazić, że RP miałby reprezentować na Madagaskarze ktokolwiek inny niż rdzenny Polak, dlatego polecamy polskiemu MSZ kandydaturę pana Alberta Zięby na funkcję Konsula Honorowego RP w Republice Madagaskar.
Trzy lata temu powstał biznesowy syndykat składający się z kilku polskich przedsiębiorców. Koordynatorem jest pan Marcin Ługowski, rodowity warszawiak z Mokotowa, były dyrektor jednego ze stołecznych banków. Nasi biznesmeni wyczuli koniunkturę i coraz mocniejszy pęd, szczególnie u ludzi zamożnych, do natury. Coraz większa liczba podróżników ma przesyt sztucznego blichtru typu „all inclusive” i tarcia się tyłkami z turystyczną stonką na wypasionych plażach. Madagaskar daje turyście spokój i stały kontakt z endemiczną przyrodą. Aż 75 proc. fauny i flory tej malowniczej wyspy nie występuje nigdzie indziej na świecie. Marcin Ługowski, który jako pierwszy dostrzegł turystyczny i inwestycyjny potencjał Madagaskaru, ukuł bon mot, definiujący w jednym zdaniu cudowny charakter wyspy: „Kiedy tu wylądujesz doświadczasz resetu i wracasz do ustawień fabrycznych”. Polski syndykat wykupił kilkusetmetrowy pas w pierwszej linii brzegowej, zaledwie 11 km od lotniska w Tamatave i buduje pierwsze osiedle o swojsko brzmiącej nazwie „Lechia”. Zaledwie kilka kilometrów od powstającego osiedla znajduje się Park Narodowy „Ivoloina”. Powstające na osiedlu "Lechia" wille i apartamenty mają szansę stać się wizytówką nowoczesnego osadnictwa na Madagaskarze, które łączy w sobie europejski standard, egzotyczny charakter i naturalne piękno wyspy. Plany inwestycyjne osiedla obejmują budowę 21 budynków jednorodzinnych oraz apartamentowca z ośmioma apartamentami o pow. 55 mkw. Każdy dom jest zaprojektowany tak, by współgrał z otaczającym krajobrazem – obszerne tarasy, duże przeszklenia i naturalne materiały mają zapewnić mieszkańcom bliskość przyrody, nie rezygnując przy tym z komfortu. Do dyspozycji na osiedlu będzie też basen i restauracja. Budynki jednorodzinne będą miały powierzchnię od 83 do 123 mkw. Inwestycja oddzielona jest od pięknej piaszczystej i dzikiej jeszcze plaży 50-metrowym pasem tropikalnego ogrodu. Pierwszy pokazowy dom ma zostać oddany do użytkowania w lipcu br. Część domów została już zadatkowana, m.in. przez Francuzów, którzy jako byli koloniści czują sentyment do Madagaskaru.
Osiedle „Lechia” jest zaledwie początkiem większego przedsięwzięcia, którego celem jest przekształcenie północnych przedmieść Tamatave w modelową dzielnicę nowoczesnego osadnictwa. Plany obejmują rozwój infrastruktury mieszkalnej, rekreacyjnej i komercyjnej, a także stworzenie przestrzeni przyjaznej dla rodzin, przedsiębiorców i podróżników. Madagaskar, choć wciąż postrzegany jako dziki i nieodkryty, przyciąga coraz więcej osób szukających alternatywnego stylu życia – miejsca, gdzie można pracować zdalnie w otoczeniu natury, prowadzić biznes na rozwijającym się rynku, lub po prostu cieszyć się spokojem tropikalnego raju. Nowe Tamatave ma szansę stać się nowoczesnym centrum osadniczym, łączącym w sobie najlepsze elementy urbanistyki oraz ekologii i nawiązującym do polskich ambicji zapoczątkowanych przez hrabiego Maurycego Augusta Beniowskiego. Lokalna spółka należąca do polskiego syndykatu zapewnia swoim klientom pomoc w uzyskaniu wizy długoterminowej oraz uzyskanie karty rezydenta, tak, by można było legalnie i komfortowo zamieszkać na wyspie. Możliwa jest również pomoc prawna przy zakładaniu spółki oraz doradztwo biznesowe i prawne dla osób, które chcą prowadzić działalność gospodarczą na tym szybko rozwijającym się rynku.
Polski projekt w Nowym Tamatave to nie tylko atrakcyjna inwestycja i zakup nieruchomości – to dowód, że we współczesnym świecie można być o krok przed rynkiem. To decyzja o innym niż europejski stylu życia, o przyszłości i o przynależności do nowej społeczności pionierów, którzy widzą potencjał tam, gdzie inni jeszcze nie dotarli. Może warto wybrać się tu choćby na rekonesans?
Sprzedaż jest otwarta. Informacje: https://nouveautamatave.com oraz https://youtube.com/@nouveautamatave., WhatsApp p. Marcina Ługowskiego +48 604-646-599
Foto: Nouveautamatave
Źródła: Magazyn TVN24, „Madagaskar. Kraj, ludzie, kolonizacja”, autor Mieczysław Lepecki (1938, Towarzystwo Wydawnicze „Rój”); „Domagajmy się kolonij zamorskich dla Polski”, autor Stanisław Pawłowski (1936, Wydawnictwo Ligi Morskiej i Kolonjalnej).