Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Covid ostro przyspiesza...

28-10-2020 22:38 | Autor: Bogusław Lasocki
Poranne komunikaty Ministerstwa Zdrowia, informujące zachorowaniach na SARS-CoV-2, są coraz bardziej przygnębiające. Jeszcze trzy tygodni temu niepokój wywoływało ponad 2200 nowych dobowych zachorowań, ale po tygodniu dobowa ilość zachorowań wzrosła dwukrotnie, by po kolejnym tygodniu przekroczyć 10.000 nowych zachorowań. Przyrost postępuje, osiągając w ostatni wtorek 16.300 i w środę 18.820 nowych zachorowań przy rekordowej liczbie 236 zgonów. Dramat się pogłębia...

W tunelu brak światełka

Wraz z powiększającą się liczbą świeżych zachorowań coraz bardzie ogranicza się potencjał obronny polskiej medycyny. Z rosnącym niepokojem patrzymy na zmniejszanie się puli dostępnych respiratorów, niezbędnych do podtrzymania oddychania najciężej chorych. W skali kraju posiadamy ich łącznie 1663. W ubiegłym tygodniu zajętych było nieco ponad dziewięćset, w środę już 1150. Wolnych pozostaje niewiele ponad pięćset. Warto pamiętać, że spośród chorujących około 20% to przypadki ciężkie, z których znaczna część nie może oddychać bez respiratora. Przy gwałtownie rosnącej ilości zachorowań perspektywy wydają się mroczne.

Stan zagrożenia epidemiologicznego wprowadzony w Polsce 16 marca 2020 r. trwa już ponad siedem miesięcy. Patrząc wstecz, z pewnym rozrzewnieniem można wspominać emocje wywołane wiosennymi przyrostami liczby zachorowań nie przekraczającymi kilkuset przypadków dziennie. Obecny rozwój epidemii w Europie zdaje się przypominać fazy tsunami, gdy po pozornym uspokojeniu i cofnięciu się oceanu, niespodziewanie powracają potężne fale, siejące zniszczenie i śmierć. Analogicznie jest z Covidem – po wiosennym gwałtownym przyroście zachorowań z dużą ilością przypadków śmiertelnych, dzięki wymuszonemu dystansowi, liczba zachorowań zaczęła się zmniejszać. Niestety, odbiło się to na dyscyplinie dystansowej i bagatelizowaniu maseczek. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W miarę powrotów z wakacyjnych wyjazdów następował najpierw powolny przyrost nowych przypadków, by od wczesnej jesieni przyspieszać coraz gwałtowniej.

Analogiczna sytuacja występuje w całej Europie. Rekordowa ilość zachorowań – ponad 33 tys. dziennie – występuje we Francji; ponad 22 tys. w Wielkiej Brytanii i we Włoszech. Poziom 10 - 15 tys. zachorowań w takich krajach jak Holandia, Belgia czy Czechy jest również wynikiem dramatycznym, biorąc pod uwagę relatywnie mniejszą liczbę mieszkańców tych krajów.

Możliwości walki niektórych krajów zbliżają się do granicy zasobów. Ostatnio Czechy zwróciły się do Unii Europejskiej z prośbą o wsparcie w związku z brakiem respiratorów. W odpowiedzi czescy chorzy otrzymali 30 respiratorów z rezerw UE, 105 z Holandii i 15 z Austrii. Z kolei w Belgii zaczyna brakować zdrowych lekarzy do obsługi pacjentów. Jak podaje agencja BBC, co czwarty pracownik medyczny w Liege w Belgii choruje na SARS-CoV-2. W tej sytuacji kierownictwo aż 10 szpitali w tym kraju zwróciło się do lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, którzy uzyskali pozytywne wyniki zakażenia koronawirusem, ale nie mają objawów, by kontynuowali pracę. Wzrost liczby pacjentów wymagających intensywnej terapii sprawił, że w ciągu 15 dni liczba takich pacjentów przekroczy dwa tysiące, czyli maksymalną pojemność OIOM-ów. W obliczu tej sytuacji belgijski minister zdrowia Frank Vandenbrouke stwierdził, że władze "nie są w stanie dłużej kontrolować tego, co się dzieje". Światełka w tunelu nie widać.

Wredność Covid-19

Grupa Koronawirusów, do których zalicza się SARS-CoV-2, jest dobrze rozpoznana. Dotychczas taki zarazek był znany jako odpowiedzialny m.in. za łagodne infekcje dróg oddechowych. Jednak w ostatnich latach spojrzenie znacząco zmieniło się, gdy koronawirus zaczął mutować najpierw do śmiertelnego SARS, a po kilku latach do MERS -również śmiertelnego, choć nieco inaczej. Obydwie epidemie zostały stosunkowo szybko zablokowane, choć drobne ogniska MERS jeszcze istnieją. No i pojawił się najmłodszy brat SARS-CoV-2.

COVID-19 jest złośliwy inaczej. Przebieg ciężki lub zagrażający życiu obserwuje się dotychczas u ok. 20 procent chorych. Natomiast pozostałe osoby z dodatnim wynikiem testów chorują w sposób łagodny lub nawet bezobjawowo. Również początek choroby w ciągu pierwszych kilku dni może przebiegać bez widocznych, niepokojących objawów. Jednak nawet w tej fazie chory niedostrzegalny może zainfekować stojącą obok osobę, która całkowicie nieświadoma już wkrótce może generować kolejne sieci infekcyjne. Stąd też wynika bezwzględna konieczność unikania bliskości jakichkolwiek osób innych niż domownicy. Covid-19 jest najgroźniejszy dla osób starszych oraz z osłabionym systemem immunologicznym organizmu. Zagrożenie, jakie wywołuje w obrębie układu oddechowego, zwłaszcza w płucach, jest przedmiotem wielkiego niepokoju. Prawie każde cięższe przechorowanie COVID-19 pozostawia ślad w płucach w postaci mniejszego lub większego zwłóknienia. To bardzo groźny stan, który zaniedbany może prowadzić w konsekwencji do schorzeń niezwykle trudnych do leczenia, takich jak POChP (przewlekła obturacyjna choroba płuc) – przyczyniającej się do niewydolności płuc i zagrażająca życiu.

SARS-CoV-2 charakteryzuje wielka zaraźliwość. Przenosząc się głównie drogą kropelkową – podczas kichnięcia, ale nawet delikatnego zakasłania – wirusy w sposób niezauważalny mogą przeniknąć do dróg oddechowych. Każdy bliższy kontakt z chorą osobą może skutkować zainfekowaniem organizmu. Ale wirus może być przeniesiony również za pośrednictwem rąk , na których dotrze do śluzówek dróg oddechowych i nawet oczu. Lipidowe "nóżki" wirusa mogą przylepiać się do twardych powierzchni (metal, tworzywa sztuczne) i zachować aktywną gotowość do replikacji nawet przez kilka tygodni.

W miarę trwania pandemii SARS-CoV-2 i kontynuowania badań, zaczęły pojawiać się nowe niepokojące obserwacje. Dotychczas świat medyczny wyobrażał sobie, że jak w przypadku grypy, przechorowanie Covid-19 wytworzy przeciwciała i przynajmniej kilkumiesięczną odporność. Jednak najnowsze badania wykazały, że obecność przeciwciał nie jest trwała i zmniejsza się znacznie szybciej niż się spodziewano. Oznacza to, że na Covid-19 można po kilku miesiącach a nawet tygodniach zachorować jeszcze raz.

Również weryfikacji ulega okres, w którym występuje zdolność do zarażania osoby chorującej. Dotychczas przyjmowano, że jest to około 14 dni. Jednakże ostatnio zespół badaczy z Trinity College w Dublinie doszedł do wniosku, że maksymalny czas inkubacji COVID-19 wynosi aż 34 dni. Oznacza to, że osoba uznana już za zdrową może ciągle zarażać innych, stanowiąc niezwykle silne zagrożenie dla otoczenia. Zauważono również, że okres inkubacji wirusa, oceniany na średnio 6 dni, może wynieść nawet 12 dni. Stanowi to zagrożenie zdolnością do infekowania przez osoby, które zakończyły kwarantannę. Są jednak nadal nosicielami wirusa, który uaktywni się po kilku kolejnych dniach.

Bohaterowie obecnych dni

O nich mówi się mało, ale personel medyczny -– lekarze, pielęgniarki, ratownicy i pozostałe osoby – to cisi bohaterowie ostatnich miesięcy. Przebywanie przez wiele godzin w szczelnym kombinezonie ochronnym to mordercza praca w niezwykle trudnych warunkach. Bez możliwości napicia się, zjedzenia zwykłego cukierka czy zastosowania gumy do żucia, bez możliwości zaspokojenia podstawowych potrzeb fizjologicznych. Pracujący na dworze przy pobieraniu wymazów mają teraz trochę chłodniej, ale podczas letnich upałów kąpali się godzinami we własnym pocie. Przyglądałem się ostatnio pracy ekipy "Diagnostyki" podczas czynności na parkingu Urzędu Dzielnicy Ursynów. Ciągle na nogach, wiele godzin, bo ponad setka czekających zarówno w samochodach, jak i przybyłych pieszo. Ludzie wściekli. Zabrakło chyba dobrej organizacji ruchu ze strony koordynatorów z "Diagnostyki", stojące w czterech rzędach samochody próbują przepychać się poza kolejnością. Dwóch pracowników w kombinezonach zbiera dane osobowe, dwójka innych na zmianę pobiera wymazy, w tempie, bo ludzie czekają. Medycy nie są w stanie śledzić, kto teraz następny, to powinni robić jacyś koordynatorzy, których nie widać. Jest poniedziałek, ok. 11.30. Pani Anna przyjechała z Pragi Południe komunikacją miejską.

– Ja tu jestem od 6.15, taki bałagan, brak organizacji. Najpierw obsługują osoby ze skierowaniami z NFZ, potem od 10 już bez skierowań. I wtedy zaczyna się chaos, nikt nie utrzymuje porządku. Jestem tu już trzeci raz, ciągle od samego rana. W piątek (23 października) wykonali tylko 20 testów, bo powstała jakaś awaria. W sobotę obsłużyli znów tylko około 20 osób. No i dzisiaj wreszcie się udało, po 5 godzinach czekania. Samo pobieranie wymazów nie jest takie straszne, da się wytrzymać. Najpierw dosyć głęboko z gardła, potem również z nosa, z każdej dziurki osobno. Raptem kilka minut i już. Organizacja pracy jest koszmarna. Ale jeden pozytyw – personel medyczny. Oni są wspaniali, jak jakieś anioły. Zapracowani, zabiegani, a nawet próbują się czasem uśmiechać – opowiadała pani Anna.

No cóż, sytuacja jest trudna. I wiele wskazuje, że najgorsze przed nami. Specjalistyczny "Journal of Public Health Management and Practice" w najnowszych wydaniu zwraca uwagę, że "Wobec braku solidnych strategii zapobiegawczych lub leczniczych, wprowadzenie dystansu społecznego stało się kluczowym elementem ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa zaś ograniczenie ruchu człowieka i zmniejszenie kontaktów międzyludzkich uważa się za krytyczne dla ograniczenia przenoszenia". To wytyczna dla nas. Dodatkowo - myć ręce nawet kilkadziesiąt razy dziennie i dezynfekować. I jak się dawniej mówiło: Niech Bóg ma nas w swojej opiece.

Wróć