Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co ursynowska radna bierze na serio...

15-06-2016 21:31 | Autor: Maciej Petruczenko
Dziesięć lat temu mający satyryczne podejście do rzeczywistości dziennikarz berlińskiej „Tageszeitung” Peter Köhler nazwał Jarosława i Lecha Kaczyńskich „polskimi kartoflami”, a ostatnio znowu określił tego pierwszego podobnym mianem. W obu wypadkach uszło mu to na sucho.

Na szczęście dobra zmiana – zaraz po Polsce –   ogarnęła z kolei Niemcy i całkiem niedawno kanclerz Angela Merkel dała sygnał prokuraturze tego kraju, że czas się dobrać do skóry mającemu się również za satyryka  Janowi Boehmermannowi, który – dla odmiany – w niewybredny sposób zakpił sobie na antenie telewizji z prezydenta Turcji Recepa Erdogana. Nie będzie Niemiec pluł mu w twarz – zdała się zakomunikować Angela, wiedząc, że zgodnie z obowiązującym prawem – bez jej zgody postępowanie wobec Boehmermanna nie mogłoby być wszczęte. A grozi mu kara nawet trzyletniej odsiadki.

Na tym dobrej zmiany wszakże nie koniec. Wygląda bowiem na to, że śladem pani kanclerz ruszyła całkiem nieoczekiwanie przewodnicząca rady dzielnicy Ursynów Teresa Jurczyńska-Owczarek, która w moim felietonie, zamieszczonym w poprzednim numerze „Passy”, wychwyciła wyraźną mowę nienawiści, wyrażoną akurat rysunkiem ukazującym prezesa partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosława Kaczyńskiego w roli kata przymierzającego się do ścięcia Hanny Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy. No cóż, znana skądinąd z politycznej przewrotności pani Teresa nie zwróciła widać uwagi, że rysunek ma właśnie charakter przewrotny. Tylko naiwne dziecko mogłoby przyjąć taki szkic wprost, podejrzewając mnie o zachęcanie do skrócenia Pierwszej Damy stolicy o głowę.

Decydujący dziś faktycznie o najważniejszych sprawach Rzeczypospolitej prezes Kaczyński zdołał już z pomocą szerokich zastępów PiS „odzyskać” pół Polski, ale – jak wspomniałem w ubiegłotygodniowym tekście – szczególnie mu zależy na odzyskaniu Warszawy, o czym powiedział na okręgowym zebraniu partii. No cóż, tak jak PiS niepodzielnie rządzi na szczeblu kraju po odniesieniu miażdżącego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych i prezydenckich, tak Platforma Obywatelska (z jej wiceprzewodniczącą Hanną Gronkiewicz-Waltz) rządzi w Warszawie, a nie jest to bynajmniej ostatni bastion władzy PO. Ekspresyjny rysunek tym bardziej więc miał podkreślić trwanie stanu wojennego pomiędzy obiema partiami i najprawdopodobniej zamierzony skutek został osiągnięty, skoro kochana pani Teresa przestraszyła się nie na żarty, choć wcześniej dałbym sobie sam głowę uciąć, gdyby ktoś wątpił w jej poczucie humoru.

Humor humorem wszelako, a honor jest najważniejszy. Dlatego pani przewodnicząca postanowiła poskarżyć się na mnie publicznie w miniony wtorek i radzie dzielnicy, i zarządowi, mogę więc teraz się spodziewać, że chociaż burmistrz Robert Kempa i jego zastępcy wyglądają na takich, co to do rany przyłóż, to jednak w rewanżu za „zachęcanie” do zamachu na HGW zasadzą się na mnie – uzbrojeni już może nie tylko w topory (jaką bronią wojujesz, od takiej giniesz), ale nawet w karabiny od ministra generalissimusa Antoniego Macierewicza, który przecież za władanie tym orężem dokłada jeszcze po pięćset złotych. Mnie zaś, absolutnemu pacyfiście, przewodnicząca Teresa może co najwyżej dołożyć po ryju.

W zasadzie jednak mogłaby poczekać na wejście w życie przeforsowanej przez PiS ustawy antyterrorystycznej, wedle której powinny mnie zapewne ścigać, a przede wszystkim podsłuchiwać na potęgę, wszelkie odmiany obecnej Służby Bezpieczeństwa. Tylko czy główny szeryf kraju Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny zarazem, chciałby kogoś tak mało znaczącego jak ja oraz Jarosława Kaczyńskiego jednocześnie wsadzić za kraty, a choćby posłać na dołek przy Wilczej jako terrorystów dybiących na życie pani prezydent miasta stołecznego Warszawa? Czy nawet niekwestionowany autorytet samej pani przewodniczącej Jurczyńskiej-Owczarek wystarczyłby, żeby go przekonać do tak zdecydowanej akcji? Ja w każdym razie, wobec zdekonspirowania moich niecnych zamiarów, własnowolnie wyciągam już ręce do skucia kajdankami i gotów jestem, by obrońcy porządku prawnego rzucili mnie w każdej chwili na glebę – niczym ową córkę trójmiejskiej radnej PiS, podobno też niezłą rozrabiarę. W kręgach rodzinnych zaś przedyskutowałem już zmianę personaliów na Maciej Topór-Passmita, żeby choć pod tym względem upodobnić się do wzorowej obywatelki, jaką jest bez wątpienia pani Teresa Jurczyńska-Owczarek.

Co ciekawe, w całej tej zabawie słowno-graficznej umyka wątek zasadniczy, jakim jest przestrzeganie prawa w Polsce. Na ten temat akurat trwa gorąca dyskusja, wykraczająca daleko poza granice kraju, bo słyszymy nieustanne napomnienia z Unii Europejskiej, a i prezydentowi USA Barackowi Obamie kwestia ta leży – nie wiedzieć dlaczego – na sercu. No i dlatego rysunkiem z ubiegłego tygodnia uwypukliłem problem, żeby się warszawiacy zastanowili: jaką drogę wybierze prezes Kaczyński, żeby przerwać w Warszawie panowanie Hanny Gronkiewicz-Waltz in persona i Platformy Obywatelskiej – in gremio? Bo nie wydaje się, żeby chciał czekać do następnych wyborów samorządowych. Zamiast ewolucyjnej „naprawy” kraju zarządził wszak najprawdziwszą rewolucję, która ma w błyskawicznym tempie – bez brania jeńców – wymieść dotychczasowy establishment do cna, tak jak zdalnie sterowana po wojnie przez Stalina komunistyczna junta directiva (PKWN) wymiotła wielkich właścicieli ziemskich i przemysłowych, żeby Polskę od Bałtyku do Tatr upaństwowić.

Wróć