Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co to były za „ziółka”...

20-07-2022 20:14 | Autor: Tadeusz Porębski
W sezonie ogórkowym nie powinno się pisać o polityce, inflacji czy spadającym PKB. Sezon ogórkowy to wakacje, a więc luz i uwolnienie umysłu od spraw poważnych i ważnych. Wcale to jednak nie oznacza, że zatrzymanie w ubiegły piątek przez meksykańską elitarną jednostkę komandosów „Marina” poszukiwanego od 9 lat barona narkotykowego Rafaela „Caro” Quintero jest sprawą nieważną i niepoważną. Schwytanie tak grubej ryby jest wyjątkowo ważne dla Meksyku, ale znacznie ważniejsze dla amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. FBI wyznaczyło bowiem za głowę Quintero najwyższą nagrodę w całej historii walki z narkobiznesem – aż 20 milionów USD i schwytanie go było dla śledczych kwestią priorytetową.

Ciekawostką zaś jest to, że ta ogromna kwota powinna stać się własnością… psa, a konkretnie suczki rasy myśliwskiej ogar o imieniu „Max”. Nieoczekiwany futrzany agent był jednym z kluczowych ogniw w schwytaniu barona narkotykowego – napisała agencja Reutera. „Caro” Quintero został namierzony i osaczony przez wojsko w liczącej jedynie 29 mieszkańców wiosce San Simon w stanie Sinaloa, ale udało mu się wymknąć. Wytropiła go suczka „Max”, która tym samym stała się bohaterką dnia meksykańskich i amerykańskich mediów oraz pretendentką do wysokiej nagrody. Dlaczego „Caro” był dla Jankesów aż tak ważny? Odpowiedzią na to pytanie są wydarzenia, jakie miały miejsce w mieście Guadalajara w dniu 7 lutego 1985 roku.

Rafael „Caro” Quintero był bardzo zdolnym i rzutkim organizatorem, specjalizującym się w uprawie marihuany. Wspólnie z kilkoma przekupionymi uniwersyteckimi botanikami opracował odmianę „zioła” odporną m. in. na brak wody. Tak w okolicy miasta Chihuahua powstało rancho „Bufalo”. Licząca aż 2500 akrów uprawa była największą plantacją „zioła” w historii. Nic dziwnego więc, że widziane z kosmosu rancho „Bufalo” stało się obiektem zainteresowania amerykańskiej agencji antynarkotykowej DEA. Szczegółowym rozpracowaniem w ramach tajnej operacji „Condor” zajął się agent Enrique „Kiki” Camarena, z pochodzenia Meksykanin. W listopadzie 1984 r. ponad 400 meksykańskich marines z „Mariny” oraz kilku agentów DEA najechało na rancho „Bufalo”, spalając doszczętnie całą ogromną plantację.

„Caro” Quintero był przyjacielem Miguela Ángela Feliksa Gallardo, założyciela największego w Ameryce Południowej kartelu z Guadalajara, jednej z najpotężniejszych organizacji przestępczych, która w latach 80. ubiegłego wieku zajmowała się handlem narkotykami na gigantyczną skalę. Zniszczenie rancza „Bufalo” oznaczało dla kartelu straty idące w setki milionów dolarów. Wściekli na DEA Gallardo i „Caro” popełnili wówczas błąd, który w krótkim czasie doprowadził do ich upadku. Chcąc dowiedzieć się o planach i strukturze organizacyjnej oraz personalnej placówki DEA, działającej w Meksyku, zlecili skorumpowanym policjantom z Jalisco uprowadzenie „Kiki” Camareny. W dniu 7 lutego 1985 r. agent został porwany na ulicy, poddany nieludzkim torturom i zamordowany. Jego ciało owinięte w plastikowe worki znaleziono 5 marca 1985 r. niedaleko miasteczka La Angostura w stanie Michoacán.

Błąd Szefa Wszystkich Szefów (El Jefe de Jefes) i jego przyjaciela „Caro” polegał na tym, że porwali się na życie amerykańskiego agenta federalnego, a tego agencje rządowe USA nie wybaczają i ścigają sprawców do skutku pod każdą szerokością geograficzną. W siedzibie DEA w Arlington (Wirginia) zadecydowano, że należy zdjąć rękawiczki. Rozpoczęto realizację super tajnej operacji „Leyenda”, którą kierował agent Hector Berrellez. Centrala DEA skierowała do Guadalajara 25 agentów specjalnych. Szybko ustalono, że za porwaniem stoją Felix Gallardo, „Caro” Quintero i Ernesto Fonseca. Rozpoczęło się polowanie. Już 4 kwietnia 1985 r. wytropiono „Caro” w Kostaryce. Został zatrzymany i ekstradowany do Meksyku. Trzy dni później komandosi meksykańskiej „Mariny” schwytali Ernesto Fonsecę, który przyznał się do udziału w porwaniu, ale zaprzeczył, by miał cokolwiek wspólnego z zamordowaniem agenta Camareny. W tym czasie DEA otrzymała informację, że kilku członków rządu Meksyku posiada nagrania audio z tortur i przesłuchań agenta. Pod naciskiem Białego Domu nagrania przekazano DEA. Po ich odsłuchaniu uznano, że porwanie i zabójstwo „Kiki” jest sprawką Feliksa Gallardo. Obława na potężnego bossa trwała aż cztery lata. Kierował nią Guillermo González Calderoni, dowódca meksykańskiej policji sądowej, odpowiedzialny bezpośrednio przed Prokuratorem Generalnym Meksyku. To tajemnicza postać, opisywana jako "meksykański policjant, płatny zabójca, narcyz i milioner". Coś w tym opisie jest, bo Calderoni po wyjeździe do USA został 5 lutego 2003 r. zastrzelony przez nieznanych sprawców w mieście McAllen w Teksasie.

Jednak w dniu 8 kwietnia 1989 r. chciał zjeść Gallardo na śniadanie. Wytropiony Szef Wszystkich Szefów usiłował go przekupić oferując 5 milionów USD w gotówce. Calderoni oznajmił mu, że nie jest zainteresowany i jeśli będzie trzymał gębę na kłódkę – przeżyje. Chodziło o to, by Gallardo nie ujawnił nazwisk polityków z Mexico City, których udało mu się skorumpować. Gallardo dziwił się, że policjant nie chce skorzystać z tak atrakcyjnej finansowo oferty, a Calderoni na to: „Ty jesteś moją ofertą”. Miguel Ángel Félix Gallardo dostał 37 lat i rozpoczął odsiadywanie wyroku w więzieniu Altiplano, zakładzie karnym o najwyższym stopniu bezpieczeństwa. Jego kolejne prośby o warunkowe zwolnienie były kolejno odrzucane. Wyjdzie na wolność w kwietniu 2026 r. po odsiedzeniu pełnego wyroku. „Caro” Quintero otrzymał wyrok 40 lat pozbawienia wolności, ale został zwolniony z więzienia w dniu 9 sierpnia 2013 r. w wyniku stwierdzenia przez sąd stanowy rzekomych nieprawidłowości w jego procesie. Pod naciskiem rządu USA meksykański sąd federalny wydał ponowny nakaz jego aresztowania już 14 sierpnia, ale gangster zapadł się pod ziemię na długich 9 lat. Dzięki suczce „Max” spędzi resztę życia w amerykańskim więzieniu zapewne typu Supermax, gdzie odsiaduje dożywotni wyrok jego koleżka po fachu Joaquin Guzman Loera, zwany „El Chapo”. To spadkobierca Gallardo, który swoją przestępczą karierę zaczynał jako przyboczny Szefa Wszystkich Szefów.

Kiedy przebywającego w więzieniu Feliksa Gallardo odwiedził agent Hector Berrellez, kierujący operacją „Leyenda”, gangster wypowiedział znamienne słowa: „DEA powinna dać mi pieprzony medal, bo trzymałem wszystko w ryzach i mieliście spokój. Teraz klatka się otworzyła i bestie wydostały się na wolność. Będziecie tonąć we krwi. Jeszcze za mną zatęsknicie…”.

Rzeczywiście, po jego aresztowaniu rozpoczęła się wojna karteli i kraj spłynął krwią. Rychło okazało się, że Gallardo w porównaniu z „El Chapo” to niebieskookie niemowlę z grzechotką w rączce. Felix zorganizował narkotykową federację, bazując na dobrowolnej przynależności do niej szefów największych karteli. „El Chapo” (potocznie „Karzeł”), przywódca krwiożerczego kartelu Sinaloa, nie bawił się w niuanse – w krótkim czasie pozabijał konkurentów i szybko stał się największym handlarzem narkotyków w historii Meksyku oraz miliarderem notowanym na liście prestiżowego magazynu biznesowego „Forbes”. Nikt nie jest w stanie zliczyć ofiar zamordowanych przez niego osobiście, bądź na jego rozkaz – może ich być nawet ponad 100 tysięcy. „El Chapo” był w Meksyku dwukrotnie aresztowany i skazany, ale za każdym razem udawało mu się w spektakularny sposób uciec z więzienia. W końcu rząd Meksyku, w obawie przed międzynarodowym skandalem, nasłał na niego wspomnianą wyżej elitarną jednostkę komandosów „Marina”, która jako jedyna oparła się korupcji. Bandyta został schwytany, ekstradowany do USA i wylądował w ADX Supermax Florence.

Siedzi przez 23 godziny na dobę w celi o powierzchni 3 na 2,5 metra wyposażonej w modułowe betonowe łóżko, biurko, stołek oraz kombinację zlewu i toalety ze stali nierdzewnej. Prysznic podający wodę od trzech sekund do pięciu minut jest obsługiwany z zewnątrz. Na betonowym łóżku cienki plastikowy materac i dwa koce. „El Chapo” ma w swojej celi dwie kamery, za zasłonięcie obiektywów zostałby natychmiast przykuty za ręce i nogi do swego betonowego łóżka. Przez okno celi długie na niespełna metr i szerokie na zaledwie siedem centymetrów widać jedynie skrawek nieba. Nigdy nie wyjdzie na wolność. Taki sam los czeka „Caro” Quintero, ofiarę czujnej suczki „Max”.

Wróć