Serwis korzysta z plików cookies. Korzystanie z witryny oznacza zgodę, że będą one umieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Mogą Państwo zmienić ustawienia dotyczące plików cookies w swojej przeglądarce.

Dowiedz się więcej o ciasteczkach cookie klikając tutaj

Co poświęcić, kogo prześwięcić...

13-04-2022 21:01 | Autor: Maciej Petruczenko
Zamiast napisać słów parę w nastroju świątecznym, uwzględniając przy tym powagę sytuacji, w jakiej znaleźli się nasi sąsiedzi Ukraińcy, czuję się w obowiązku zauważyć, że ktoś robi sobie z nas – akurat wielkanocne – jaja i nie chce zrezygnować z ani jednej okazji do jeszcze jednego skompromitowania państwa polskiego na tym samym polu. Najbardziej dziś ceniony przeze mnie spośród polskich księży – kardynał Kazimierz Nycz – dokonał w moim dawnym kościele parafialnym (Wniebowstąpienia Pańskiego) symbolicznego poświęcenia przyniesionych przez wiernych palemek. Jednocześnie jednak powinien był chyba nie tyle poświęcić, ile prześwięcić tych wszystkich cwaniaków, którzy wykorzystując aktualne podpadnięcie Rosjan światowej opinii publicznej, usiłują raz jeszcze wcisnąć Polakom kit.

Może dlatego, iż – jak zapewniał nasz największy mędrzec parę lat temu: nikt nam nie wmówi, że czarne jest czarne, a białe jest białe. I pewnie z tego powodu czarne skrzynki notujące przebieg najbardziej tragicznego w dziejach Polski lotu usiłuje on wciąż z pomocą usłużnych wykonawców – naświetlać zupełnie innym kolorem, czyniąc jednocześnie z zawartości 96 trumien mieszankę wybuchową. Doprowadza na powrót do sytuacji, w której – i straszno, i śmieszno. A w każdym razie komuś tu najwyraźniej – bynajmniej nie wielkanocna – palma odbija.

Na zmartwychwstanie 96 wartościowych osób, które z powodu czyjejś lekkomyślności zginęły 10 kwietnia 2010 roku na skraju lotniska pod Smoleńskiem, nie ma co liczyć, bo te osoby nie były przecież Chrystusami. Tak samo jak nie ma co liczyć na zwrot pieniędzy, jakie z naszych, podatników kieszeni, ktoś wyciągnął w celu przeprowadzenia parodii nazywanej dochodzeniem do prawdy o tamtej wyjątkowo bolesnej katastrofie, dokładając do i tak wielkich już kosztów przedsięwzięcia – jeszcze koszt rozwalenia drugiego z dwu rządowych tupolewów. W celach eksperymentalnych. Ale cóż, żonglowanie trumnami i prawdami to specjalność niektórych obywateli przyssanych do władzy, jakkolwiek rządzenie państwem i jego funduszami to nie może być cyrk.

Urządzaniem propagandowych konsolacji znakomicie oddziałuje się na podświadomość tych Polaków, którzy zdecydowali się na odstawienie rozumu na bok. Jednocześnie jednak obraża się rzeczywistych ekspertów w dziedzinie wypadków lotniczych i chowa za parawanem osoby naprawdę odpowiedzialne już nie tyle za organizację, ile dezorganizację tamtego śmiertelnego lotu we mgle z lądowaniem wielkiego samolotu pasażerskiego „na plecach”. Na pokładzie byli moi przyjaciele. Tym boleśniej odczułem smutny finał, do którego doprowadziła z jednej strony ludzka pycha, a z drugiej całkowita nieodpowiedzialność. Między innymi wojskowych, których – jak się okazało – niczego nie nauczyła wcześniejsza katastrofa samolotu Casa w Mirosławcu.

Inicjatorzy alternatywnego wyjaśniania przyczyn smoleńskiego dramatu jeszcze raz zasugerowali, że pod Smoleńskiem doszło do zamachu, ale nie mając na to żadnych dowodów wstydzili się widocznie przedstawić swój raport opinii publicznej, odkładając to prawdopodobnie na wieczne nigdy. Czyżby celem zabiegu było jeszcze jedno polityczne omamienie potencjalnych wyborców? Bo czy ktoś rozsądny uwierzy, iż w lecącym jeszcze samolocie doszło do wybuchu, skoro zaskoczony uderzaniem maszyny w drzewa pilot zdążył jeszcze wydać z siebie rozpaczliwy okrzyk: k....wa? Takiego samego komentarza wart jest, jak się wydaje, tzw. raport końcowy, sporządzony pod egidą byłego chlebodawcy odsuniętego nagle od łask i zaszczytów pieszczocha władzy wojskowej – Bartłomieja Misiewicza.

Za niespełna miesiąc upłynie 35 lat od upadku lotowskiego Iła-62M na Las Kabacki. Wtedy dzielna załoga zrobiła co mogła, a nie z jej winy powstała wada techniczna maszyny. Tak samo dzielnie zachował się w roku 2011 kapitan Tadeusz Wrona, który bezpiecznie posadził należącego do PLL LOT potężnego Boeinga 767 na płycie lotniska Fryderyka Chopina, chociaż podwozie nie mogło się wysunąć. Wylądował precyzyjnie „na brzuchu” i pasażerowie wyszli z całego zdarzenia bez najmniejszego szwanku. Takie są efekty profesjonalizmu w działaniu. Ale czy z profesjonalizmem mamy obecnie do czynienia na tym samym lotnisku, skoro – jak ostrzegają media – w każdej chwili może dojść do katastrofy w związku z brakami kadrowymi w korpusie kontrolerów lotów, bo bardzo znaczna część tego arcyważnego personelu odeszła? Podobno trzeba było pracować w warunkach zagrażających bezpieczeństwu ruchu powietrznego, na co nikt rozsądny nie mógł się zgodzić. Mam nadzieję, że sprawa zostanie załatwiona pro publico bono, iżbyśmy nie musieli drżeć z obawy, że nagle coś nam spadnie na głowę.

Tymczasem jednak nie smutna przeszłość, ale smutna teraźniejszość puka do naszych drzwi. W moim domu znalazło okresowe schronienie już ponad trzydzieścioro uchodźców z Ukrainy. To młode matki z dziećmi, od rana do wieczora zaglądające do telefonu, żeby się zorientować, co się dzieje z ich walczącymi o wolność kraju mężami. Iryna, która gości u mnie z dwoma synkami, prosi, żeby nie mówić im, że trwa wojna i że tata pozostaje w niebezpieczeństwie, więc chłopcy bawią się całymi dniami, będąc w pogodnym nastroju. A starszy z nich, podobnie jak mama, korzysta z bezpłatnej nauki języka polskiego, zaoferowanej przez jedną z moich mających wielkie serce sąsiadek. Irynie udało się tylko cudem uciec pociągiem z Kijowa, a jechała z dziećmi do Polski poniekąd w nieznane, nie mając u nas żadnego kontaktu.

No cóż, z wyjątkiem nielicznych bydlaków nasze społeczeństwo pomaga współbraciom zza wschodniej granicy. Bandyta Putin zrujnował Ukrainę, ale – wbrew swojej woli – doprowadził do zbliżenia Polaków i Ukraińców, jakiego może nie było nigdy w historii. Dlatego uważam za skandal postawę niektórych księży i dyrektorów szkół, którzy w swoim zaślepieniu powiadają: pomóc to my możemy, ale tylko katolikom...

Wróć